O mój boże, nie zdam matury ._.
---
Wszystko zaczęło się od dnia, w którym się poznaliśmy.
Zagubiony krążyłem wśród korytarzy w mojej nowej szkole, starając się znaleźć właściwą drogę na czekające mnie lekcje. Nie znałem tych ludzi, tego tłumu, który często obserwował mnie kpiąco i drwił z mojej obecności. Kilka dni temu pierwszy raz znalazłem się w murach tego liceum i zostałem zaskoczony przez ogrom uczniów i przestrzeni. Moja klasa była liczna - wciąż nie potrafiłem zapamiętać imion tych wszystkich dzieciaków. Jedynie uśmiechałem się i udawałem, że wiem, o czym mówią. To była gra gestów i słów. Jeśli się nie przystosowałeś - ginąłeś.
Zagubienie.
Na lekcjach siedziałem sam. Nieparzysta liczba osób sprawiała, że zostałem odizolowany od społeczeństwa i zdany na samotność. Znudzonym wzrokiem wodziłem po ławkach i krzesłach, kompletnie nie obchodziły mnie lekcje i to, co się na nich działo. Czułem się zawiedziony - przychodząc do tej szkoły miałem nadzieję, że odosobnienie przestanie grać tak ważną rolę w moim życiu. Niestety myliłem się. Całymi dniami milczałem, jedynie obserwując otoczenie i ludzi dookoła mnie. Rozpaczliwie próbowałem chwycić się chociaż jednej deski ratunku, czegoś, co pozwoliłoby mi z kimkolwiek porozmawiać i nawiązać jakiś kontakt. W ponad trzydziestoosobowej wciąż nie mogłem znaleźć nikogo. Nie istniał nikt, kto rozumiałby wagę milczenia.
Samotność.
I wtedy poznałem ciebie. Zupełnie przypadkowo, niechcący, wcale tego nie planując. Czekając na kolejne zajęcia dostrzegłem coś, co pozwoliło mi nawiązać z tobą kontakt. Stałeś odosobniony, nie zwracałeś uwagi na otaczających cię ludzi. Widziałem cię wcześniej w mojej klasie, ale nie potrafiłem przypomnieć sobie twojego imienia. To, co nas połączyło, to uwielbienie do jednego zespołu. Miałeś wtedy na sobie wisiorek z ich logiem, szczegół, który przyciągnął moją uwagę. I to wystarczyło. Wystarczyło do tego, żeby przełamać moją samotność i chociaż zostać kolegami. Od tamtego dnia na wszystkich lekcjach przesiadłeś się do mnie i dotrzymywałeś mi towarzystwa. Mimo że nie mówiliśmy zbyt dużo to cieszyliśmy się wzajemną obecnością.
Nadzieja.
Dowiedziałem się, że pasjonujesz się kolarstwem. Z tego powodu w szkole byłeś zmęczony - treningi były długie i wyczerpujące, a odbywały się niemalże codziennie. Widziałem, że próbujesz pogodzić swoją pasję ze szkołą i przez jakiś czas nawet ci to wychodziło. Gdy zaczynałeś się opuszczać w nauce po prostu ci pomagałem - pisałem za ciebie rozprawki czy podawałem całą pracę domową. Większa część twoich zeszytów była zapisana moim pismem. Rok szkolny powoli się kończył i z niechęcią rozstawałem się z tobą. W wakacje nie spotkaliśmy się ani razu.
Oczekiwanie.
Zaczęła się druga klasa. Już od samego początku uświadomiono nas, że musimy wziąć udział w układach gimnastycznych składających się z tańca i różnych akrobacji. Nie byłem zbyt szczęśliwy - po prostu nigdy nie czułem się zbyt dobry na lekcjach w-fu a cięższy wysiłek powodował u mnie duszności i zaniki wzroku. Nowy nauczyciel wymagał od nas wielu rzeczy, jednak widząc moją sytuację dawał sobie ze mną spokój. Poza lekcjami ćwiczyliśmy chaotycznie wraz z naszą nieudolną grupą, starając się zrobić cokolwiek. Nauczyciel nie interesował się nami, a jedynymi słowami, które od niego usłyszałem, były te mówiące o mojej beznadziejności. Nie poddaliśmy się. Ciężką pracą stworzyliśmy układ, poprawiając go kilka razy. Wziąłeś nawet pod uwagę mój pomysł i w choreografii znalazł się fragment SHINee - Sherlock, z czego byłem bardzo ucieszony.
Współpraca.
W międzyczasie natknąłem się na twojego prywatnego bloga. Wtedy też dotarły do mnie fakty, których wcześniej nie wiedziałem. O twoim ojcu. O bracie. O sytuacji w domu, która nie pozwalała na nic. O tym, że tak naprawdę nienawidzisz kolarstwa. Że nowy trener wymaga od was niemożliwego. Że pragniesz tylko tego, żeby się zabić. Zacząłem cię obserwować w szkole. Nie dawałeś żadnych znaków, że coś jest nie tak. Po prostu zachowywałeś się tak, jak zwykle. Na próbach zacząłeś przebierać się w odosobnieniu starając się ukryć szramy po cięciach. Wiedziałem, dobrze wiedziałem o tym, że blizny po żyletkach nigdy nie znikną. Z czasem starałeś się robić to w miejscach, których nie moglibyśmy dostrzec. Jednak wciąż byłeś taki sam. Z trudem dobrnęliśmy do końca roku, a ty wciąż milczałeś.
Znowu dwa miesiące rozłąki.
Milczenie.
Byłem zbyt zajęty, żeby martwić się czymkolwiek. Lekcje, spotkania. To były jedne z najszczęśliwszych wakacji mojego życia. Wtedy też wróciliśmy do szkoły. Stałeś się bardziej milczący, nie chciałeś nikomu powiedzieć o swoich problemach. Śledziłem twojego bloga, starając się znaleźć coś, co by ci pomogło. Bezskutecznie. Tuż przed sylwestrem dodałeś post, w którym planowałeś wziąć na raz dużą ilość leków aby umrzeć bezboleśnie. Natychmiast napisałem do ciebie i zapytałem, czy nie chcesz spędzić u mnie tego dnia. Odmówiłeś, twierdząc, że jesteś zbyt zajęty. Rozpłakałem się. Płakałem, bo nie mogłem nic zrobić. Kompletnie nic.
Bezradność.
Twoje leki nie zadziałały. Wróciłeś do szkoły i zachowywałeś się jak gdyby nigdy nic. Obserwowałem cię uważnie, coraz częściej znikałeś tłumacząc się zmęczeniem czy bólami. Zawaliłeś pierwszy semestr, musiałeś pisać poprawki, które jakimś cudem udało ci się zdać. Coraz częściej siedziałem sam, ponieważ nigdy nie było cię w szkole. Przestałem się przejmować, wiedziałem, że jesteś zbyt słaby na to, żeby odebrać sobie życie. Skupiłem się na szkole. Mimo swoich nieobecności bez problemu zdałeś drugie półrocze. Milcząco pożegnaliśmy się, a ty wciąż nie otworzyłeś się przed nikim.
Teraz, kończąc tą szkołę, stałem się innym człowiekiem. Przez trzy lata chociaż minimalnie próbowałem coś zrobić, ale ty nie pozwoliłeś sobie pomóc. Tutaj nasze drogi się rozchodzą, a ja zastanawiam się nad jedną rzeczą.
Jak dużo czasu minie, zanim będę musiał postawić kwiaty na twoim grobie?
----
Jest to historia z moich ostatnich trzech lat szkolnych. Umieszczam ją, ponieważ wiem, że niedługo będzie zakończenie roku, a później nowy rok szkolny i niektóre osoby wybierają się do nowych szkół. Jest to też pewna przestroga i apel.
Czy wiecie, jak dużą krzywdę mogą zrobić ludzie innym ludziom? Przez zwykłe, głupie słowa można spaczyć czyjąś psychikę na całe życie. Takie głupie prześladowania zazwyczaj występują w gimnazjach i początkowych klasach liceum.
I przede wszystkim - nigdy nie wiemy, kto żyje obok nas. Czasem prawda o różnych osobach może nas zaskoczyć, ale to nie powód, żeby nie próbować im pomóc. Często zastanawiałam się jak jej pomóc i nie mogłam niczego zrobić, ponieważ ona NIE DAWAŁA sobie pomóc. Teraz jej blog nie istnieje i nie mam pojęcia o jej myślach, a ona do końca życia będzie to w sobie chowała. O ile dożyje.
Więc apeluję - zwracajcie uwagę na swoje otoczenie. Może głupie miłe słowa czy mały gest czasem uratują kogoś od myśli samobójczych czy krzywdzenia siebie.
Wiecie, jak ludzie wpływają na innych ludzi? Przykładem mogę być ja. Nigdy już nie będę w stanie komfortowo czuć się w towarzystwie innych ludzi. Nigdy nie nauczę się "normalnie" mówić - przez ciągłe milczenie mam problemy z głośnym mówieniem w języku polskim. Nigdy nie będę prowadziła głupich konwersacji dla potrzymania tematu. Otoczenie zawsze będzie miało mnie za dziwną bo większy komfort odczuwam z ciszy i samotności niż z przebywania z ludźmi.
Dlaczego? Bo banda dzieciaków uważała za śmieszne, żeby dyskryminować kogoś na podstawie koloru ubrań, jakie nosi c:
Słowa ranią. A słowa wypowiedziane przez głupich ludzi ranią jeszcze bardziej.
Jeśli jest w waszej klasie/grupie/znajomych osoba, która zachowuje się dziwnie, z którą nikt nie chce rozmawiać lub jest pomijana, zanim zrobicie w stosunku do niej cokolwiek, co robią inni, zadajcie sobie jedno pytanie:
Dlaczego ona taka jest?
To może uratować ludzką psychikę.
Dziękuję,
Sammie
O jezu, współczuje rany ;w; Ja idę niedługo do nowej szkoły, do liceum i strasznie się boję, że mnie tam nie zaakceptują, mam inny sposób bycia niż większość ludzi w szkołach. boję się.
OdpowiedzUsuńNiektórzy nigdy nie pojmą siły słowa, nawet wtedy kiedy dotknie to ich. Doskonale rozumiem to co piszesz i zgadzam się. Czasem przez przypadek można komuś pomóc. Komuś kogo nawet nie widziało się na oczy. Wystarczy porozmawiać i pokazać, ze się akceptuje, że chociaż gdzieś ma wsparcie i nie jest sam. Oczywiście nie będzie to proste, jednak czasem zwyczajnie warto się poświęcić.
OdpowiedzUsuńJak tam matura? :3
OdpowiedzUsuńPowiedzmy tak:
Usuń- polski - nie czytałam ani Wesela ani Potopu, wzięłam Wesele bo tam chociaż wiedziałam kto jest kim xD whatever, nie potrzebne mi na studia
- matma - [podstawa] wtf is this, I'm out [rozszerzenie] I don't care roftl - ogólnie rozszerzoną matmę olałam i poszłam tylko tak żeby zaliczyć i nic więcej bo mi też nie jest potrzebna
- angielski [podstawa] poziom przedszkola normalnie [rozszerzenie] well, było dziwne i trudne xD
Czeka mnie jeszcze biologia w poniedziałek (czy ja tak dużo wymagam żeby to zdać i dostać się na uczelnię? @_@) i ustne we wtorek i środę.
Nie chce mi się wcale nic robić na te matury ._.
hmm, nie wiem, czy dobrze zrozumiałam to "wtf is this, I'm out", ale... matma podstawowa była trudna? D: na jutro mam zadany cały arkusz i jak tak przeglądam, stwierdzam, ze trudniejsza była matma na testach gimbazjalnych. xD
OdpowiedzUsuńOwszem zamknięte były łatwe ale zrobiłam kilka głupich błędów, moja wina xD Raczej mówię o otwartych i zadaniu z głupim turystą, którego nie ogarnęłam XD
UsuńA no tak, komuś wyszło, że szedł 76 km/h xDD
UsuńZnam tą sytuację z wlasnego przypadku. Nigdy nie bylam specjalnie towarzyska. Nie potrafilam podtrzymywać rozmow ani ich zaczynać. Bylam takim szaraczkiem. Właściwie to dalej jestem. Wiele razy bylam obrazana za to jaka jestem probowalam sie dowartościowywać, ale to dzialalo moze kilka dni. W końcu nie wytrzymalam. Wiele razy próbowałam sie zabic, ale konczylo sie najwyzej szpitalem. Moja terapeutka jest zalamana tym jak wolno idzie moje leczenie. Zmienilam szkołę i zaczelam sie lepiej uczyc. Zaczelam udawać, ze jestem taka sama jak moje kolezanki, ale nie da sie wszystkich oszukać. Szczególnie, kiedy na ciele ma sie pelno blizn w najróżniejszych miejscach. One juz nigdy nie znikną. Tak samo jak wyniszczenie mojego organizmu od wymiotów i polykanych lekarstw. Tak to sie kończy, kiedy czlowiek cale życie czuje sie nie kochany i nie akceptowany.
OdpowiedzUsuńHaha, też tak mam. Tylko, że ja jestem uparta. Większość ludzi nie powie mi wprost "odpierdol się" więc staram się zaaklimatyzować jak umiem. W sumie to gimnazjum to chyba najgorszy okres. Wszyscy starają się zachowywać jak dorośli pijąc, paląc, poniżając innych a mnie to nie kręci. Jakoś nie czuje potrzeby by faszerować się jakimiś narkotykami, nie sprawia mi przyjemności wdychanie dymu i tym bardziej ból głowy na kacu. Jako iż nie znęcam się nad innymi sama stałam się kozłem ofiarnym. Ale co z tego? Wystarczy mi garstka przyjaciół, garstka ludzi, którzy mnie zrozumieją, nie muszę być akceptowana przez wszystkich. Wystarczy mi świadomość, że gdzieś tam na świecie są ludzie, z którymi się dogaduje, z którymi mogę się pośmiać z jakiejś głupiej chmurki na drzewie, z którymi mogę porozmawiać o swoich pasjach i przekonaniach. Która nie odwróci się od mnie tak jak wszyscy. Tak długo jak ta myśl jest we mnie będę się uśmiechać, będę się starała dogadać z ludźmi, którzy mnie otaczają, będę miła dla świata, będę się starała normalnie żyć...
OdpowiedzUsuńTak właśnie ja i mój niepoprawny optymizm, może kiedyś się załamie ale póki co brnę dalej w to gówno z uśmiechem na twarzy...
Pozdrawiam
Neka-chan
"Z głupiej chmurki na drzewie" - tak, brawo ja xD Wybaczcie ten głupi błąd na prawdę nie wiem o czym ja w tedy myślałam
Usuń