Jestem zmęczona.
Wiecie, dostałam na urodziny pluszowego Hello Kitty. Zawsze to lepsze niż nic, nie?
Niedługo wyjeżdżam zamieszkać w Toruniu. Jakby ktoś miał chęci i czas zapoznać mnie z tym miastem to byłoby fajnie się spotkać.
Mam tyle rzeczy w głowie, nigdy nie potrafię ich ująć w słowa ._.
------------
Krople deszczu z cichym stukotem odbijały się od mojej parasolki. Wąska alejka, którą szedłem, była opustoszała - ludzie nie mieli ochoty przebywać w deszczu. W otaczających mnie kolorowych witrynach kawiarni i restauracji widziałem ich liczne twarze - uśmiechnięte i zadowolone z przebywania w ciepłym pomieszczeniu. Siedzący w gronie przyjaciół, popijający gorącą kawę czy też oglądający coś na ekranach swoich telefonów. Byli tam też ci samotni - przesiadujący w odosobnieniu, zatopieni we własnych myślach.
Zrobieni ze szkła.
***
Wdepnąłem w kolejną kałużę i rzuciłem ciche przekleństwo. Przez ostatni tydzień padało niemalże codziennie przez co ulice i chodniki pokrywały wielkie kałuże. Ludzie niechętnie wychodzili na zewnątrz i mało kiedy można było zobaczyć tłumy w wąskich alejkach miasta. Sam z chęcią zostałbym w domu jednak okoliczności zmusiły mnie do spaceru. Otrząsnąłem się, z niechęcią reagując na otaczającą mnie wilgoć powietrza. Był środek lata, a pogoda nie sprzyjała nikomu w tej okolicy.
Odetchnąłem głębiej i powoli ruszyłem w dół ulicy. Starając się omijać kałuże ignorowałem ciekawskie spojrzenia ludzi, które śledziły mnie zza szklanych witryn. Gdybym był na ich miejscu postąpiłbym tak samo - w końcu kto normalny decyduje się na pieszą wędrówkę przez miasto w środku ulewy?
Przyspieszyłem kroku, lekko obracając parasolkę, żeby szczelniej zasłoniła mnie od otaczającej mnie ściany deszczu. Zmierzałem w stronę jednej z mniej uczęszczanych dzielnic. To właśnie tam, w odosobnieniu, mieszkał mój najlepszy przyjaciel Himchan. Zadzwonił do mnie dzisiejszego ranka prosząc o spotkanie i nie ważne, jak bardzo nie chciałem mieć styczności z pogodą na zewnątrz mojego mieszkania, nie mogłem mu odmówić. Podobno chciał przeprowadzić ze mną "poważną" rozmowę. Znając jego definicję słowa "poważny" mogłem spodziewać się nawet wykładu na temat tego jak się ubieram.
Skręciłem w jedną z bocznych alejek, z ulgą schodząc z widoku innych ludzi. Nie cierpiałem być obserwowany. Po przejściu kilkudziesięciu metrów znalazłem się przed drzwiami prowadzącymi do wnętrza jednego z bloków. Złożyłem parasolkę, potrząsnąłem nią, aby strząchnąć nadmiar wody, po czym wszedłem do środka. Niespiesznie pokonałem schody na czwarte piętro, gdzie zatrzymałem się przed jednymi z trzech drzwi i zapukałem w nie. Usłyszałem dźwięk kroków ze środka i szczęk otwieranego zamka po czym w progu pojawił się mój przyjaciel.
- Bangie! - zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko - Właź. Tylko zostaw to przemoczone cholerstwo przed drzwiami.
Przewróciłem oczami, a gdy opierałem parasolkę o ścianę obok wejścia on zniknął we wnętrzu mieszkania. Zdjąłem buty i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Od mojej ostatniej wizyty tutaj minęły 3 miesiące. Nie chciałem o tym rozmyślać.
Zastałem Himchana kręcącego się po kuchni. Wciąż nie odzywając się usiadłem przy stole i przyglądałem się co robi.
Zapachniało zieloną herbatą.
Rzuciłem mu zdziwione spojrzenie gdy stawiał przede mną parujący kubek i siadał na przeciwko mnie.
- Nie wiedziałem, że pijesz takie rzeczy.
- Czasem trzeba.
- Więc po co ściągałeś mnie tutaj przez pół miasta?
Wziąłem łyk gorącego napoju i skrzywiłem się gdy poparzyłem sobie język.
- Wyglądasz jak gówno. - stwierdził z rozbrajającym uśmiechem, a ja zakrztusiłem się herbatą. Odkaszlnąłem i spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Himchan. - zacząłem - Jeśli masz zamiar przez kolejną godzinę pierdzielić mi o robieniu jakiś maseczek na twarz to przysięgam, że ci przywalę.
Chłopak przewrócił oczami i zignorował moją groźbę.
- Powinieneś do niego wrócić.
Skrzywiłem się i odwróciłem spojrzenie. Wiedziałem, że może do tego dojść ale nie chciałem o tym myśleć.
- Nie ma sensu. - burknąłem, skupiając całą uwagę na kubku z herbatą.
Himchan zaśmiał się ironicznie.
- No jasne. Co tam, że cierpisz i się zadręczasz, nie? Lepiej robić głupie rzeczy i ryzykować niepotrzebnie.
- Nie ryzykowałem. - syknąłem cicho. Spojrzałem na niego i zamarłem. Wpatrywał się we mnie wyraźnie zdenerwowany. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.
- Nie, wcale. Bo wyciąganie cię z pod kół samochodów jest moim dorywczym hobby.
- Nie moja wina, trochę wypiłem.
- Bo od kiedy ty pijesz?!
- Od teraz.
- Świetnie. - warknął i zerwał się z krzesła - Nie mogę uwierzyć co się z tobą stało. Nigdy nie przypuszczałbym, że mój przyjaciel będzie się zachowywał jak zwykła szmata.
- To nie moja wina. - odpowiedziałem bez emocji i wstałem od stołu - Jeśli zaprosiłeś mnie tylko po to, żeby mnie zdołować to gratulacje, udało ci się. To cześć.
Skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Założyłem buty i już chwytałem za klamkę gdy usłyszałem szybkie kroki. Odwróciłem się żeby znaleźć się twarz w twarz z Himchanem. Wyglądał jakby walczył ze samym sobą. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem po czym odezwał się cicho.
- Tak nie może być. Musisz coś z tym zrobić.
Widząc, że zbieram się już do wyjścia złapał mnie za ramię i zatrzymał. Spojrzałem na niego beznamiętnie, byłem już zmęczony tym wszystkim.
- On też cierpi. - dodał cicho.
Zamarłem na te słowa.
"On też cierpi? Przecież on..."
- Dlaczego do niego nie wrócisz? Przecież widzę w jakim jesteś stanie.
Wyrwałem rękę z jego uścisku i wyszedłem za próg. Sięgając po parasolkę odezwałem się cicho.
- Bo jemu już na mnie nie zależy, Channie.
Byłem już w połowie schodów na parter gdy dotarł do mnie krzyk Himchana.
- Czyli ci zależy?! Ty kretynie!
Zignorowałem go i wyszedłem na zewnątrz. Odetchnąłem głębiej wilgotnym powietrzem i rozejrzałem się. Przestało padać.
Szybszym krokiem ruszyłem w drogę powrotną. Wsunąłem rękę do kieszeni i chwyciłem za telefon. Szybko wyciągnąłem go i odblokowałem ekran żeby sprawdzić godzinę.
19:03
Zmarszczyłem brwi gdy zobaczyłem, że dostałem kilka wiadomość oraz ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Nie słyszałem niczego ani nie czułem żadnych wibracji w drodze do Himchana. Zerknąłem na pierwszego smsa i poczułem jak serce podchodzi mi do gardła.
Dlaczego.
Od: Zelo
18:24
"Przyjdź do mnie, proszę."
Otworzyłem kolejną.
Od: Zelo
18:40
"Wiedziałem, że tak będzie..."
Od: Zelo
18:58
"Teraz już nikt więcej nie będzie musiał do mnie przychodzić."
Wpatrywałem się tępo w słowa widniejące na ekranie. I wtedy poczułem strach. Spanikowany rzuciłem się biegiem w drogę powrotną. Zdyszany wpadłem na klatkę schodową, szybko pokonałem schody na czwarte piętro i zacząłem dobijać się do drzwi mieszkania.
- Otwórz, szybciej, otwieraj!
Po kilkunastu sekundach w progu pojawił się zdumiony Himchan.
- Bang? Co się...
- Do Zelo. Jedziemy. Już.
- Ale...
- Bierz te cholerne kluczyki od samochodu i zapierdalaj na parking, nie ma czasu!
Nie oglądając się na niego zbiegłem z powrotem i wyszedłem przed drzwi wejściowe. Skierowałem się do samochodu przyjaciela i niecierpliwie stukając butem o ziemię czekałem aż Himchan się pojawi. Chwilę później wsiadaliśmy do środka i ruszaliśmy z parkingu.
- Co się stało?
Zacisnąłem zęby i milczałem przez chwilę.
- Zelo do mnie napisał.
Poczułem na sobie zdumione spojrzenie przyjaciela.
- I tyle?
- Daj mi skończyć - warknąłem po czym odetchnąłem starając się uspokoić - On... on tak jakby napisał pożegnanie.
Usłyszałem jak głośno wciąga powietrze.
- Myślisz, że on mógł... - zacząłem ale mi przerwał.
- Zaraz będziemy na miejscu, szukaj 35B.
Zaparkował przy jednym z bloków, szybko otworzyłem drzwi i wypadłem na zewnątrz. Trzasnąłem nimi za sobą i pobiegłem w stronę wejścia.
Biegnąc po schodach modliłem się w myśli, żeby szybko znaleźć 35B. W końcu zdyszany wpadłem na 5 piętro i zatrzymałem się przed drzwiami. Zacząłem wciskać dzwonek ale nikt nie odpowiadał. Szarpnąłem za klamkę i z ulgą zauważyłem, że są otwarte. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Światła w całym mieszkaniu były zgaszone. Przez chwilę myślałem, że pomyliłem numery, gdy zauważyłem słabe światło lampki z najbardziej oddalonego pokoju. Zajrzałem tam i zamarłem.
W przygaszonym świetle lampki nocnej zauważyłem chłopaka leżącego na łóżku. Nie zareagował na moją obecność, wyraźnie rozkojarzony wpatrywał się w coś, co trzymał w rękach. Ostrożnie podszedłem bliżej i usiadłem na skraju materaca.
- Zelo - zacząłem cicho - Nic ci nie jest?
Chłopak spojrzał na mnie i zachichotał cicho. Zdezorientowany zauważyłem, że ma rozszerzone tęczówki.
- Hyung, przyszedłeś - uśmiechnął się szeroko - Ale chyba trochę za późno.
Zmroziło mnie. Pochyliłem się nad nim, chwyciłem go za nadgarstki i pociągnąłem tak, żeby usiadł. Stracił równowagę i wpadł na mnie po czym jęknął cicho.
- Wszystko wiruje.
Przytrzymałem go i delikatnie odgiąłem jego palce od rzeczy, którą wcześniej trzymał. Poddał się bez walki - na moją dłoń spadło duże pudełko po tabletkach. Zaniepokojony otworzyłem je i zauważyłem, że jest prawie puste.
- Zelo?
- Mhm? - chłopak wciąż wtulał się w moją koszulkę.
- Ile tego wziąłeś? - zapytałem ostrożnie, obserwując go.
Zachichotał i ułożył się wygodniej na mnie.
- Dwa. Albo dwadzieścia. Już sam nie wiem.
Przestraszony obserwowałem jak lekko drży. Wtedy do pokoju wpadł Himchan. Widziałem, że bał się tak samo jak ja. Utkwił spojrzenie we mnie i przytulającym się do mnie chłopaku.
- Co z nim? - zapytał cicho - Bang?
Przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Gdy odzyskałem głos wydusiłem z siebie tylko trzy słowa.
- Dzwoń po karetkę.
***
Dopiero po tym, jak dotarliśmy do szpitala i przekazaliśmy lekarzom wszystko, co wiedzieliśmy, zdałem sobie sprawę, że się trzęsę. Usiadłem na jednym z krzesełek i próbowałem opanować napad paniki. Jeśli Zelo tego nie...
- Trzymaj. - usłyszałem głos Himchana koło mnie. Spojrzałem na niego i zauważyłem, że podaje mi kubek z kawą. Wziąłem go i z ulgą wypiłem łyka. Odstawiłem kubek jedno z krzesełek. Channie z westchnieniem opadł na krzesło obok mnie.
- Co za kretyn.
- Himchan...
- Jak mógł nam to zrobić?!
- Himchan...
- Zawsze uważałem, że jest odpowiedzialny!
- Himchan!
- Co?!
- Zamknij ryj!
Naburmuszył się i posłał mi spojrzenie pełne nagany.
- No wiesz co, ja ci tu kawę przynoszę a ty... - złagodniał na widok mojej miny - Przepraszam. Martwisz się o niego?
- Nie, rozmyślam jak poderwać tamtą recepcjonistkę. - warknąłem i ukryłem twarz w dłoniach.
- Bangie...
Potem już tylko milczeliśmy.
Z każdą kolejną godziną byłem coraz bardziej nerwowy. Dopiero około 3 nad ranem powiadomiono nas, że z organizmu Zelo udało się usunąć większość lekarstwa. Poczułem jak opada ze mnie stres.
- Odwiozę cię do domu. - zaproponował Himchan gdy tylko lekarz się oddalił. Pokręciłem przecząco głową.
- Zostanę z nim.
- Bang, on i tak teraz będzie tylko spał. - widząc moją zaciętą minę poddał się - No dobra, jak chcesz. Wpadnę tu po południu.
Skinąłem mu na pożegnanie. Gdy tylko zniknął za rogiem udałem się do dyżurki i poprosiłem o pozwolenie na wizytę. Zignorowałem wścibskie spojrzenie pielęgniarki i wślizgnąłem się do izolatki, gdzie umieszczono Zelo.
Nie przypuszczałem, że poczuję taką ulgę gdy go zobaczę. Wciąż był blady i wyglądał mizernie ale powiedziano mi, że wyjdzie z tego. Jego stan nie był aż tak krytyczny, żeby poważnie zagrozić życiu. Westchnąłem z rezygnacją i przysunąłem sobie krzesło.
- Zawsze musisz wpadać w kłopoty, prawda? - mruknąłem cicho i pogłaskałem go po jasnych włosach. Poruszył się i wtulił się w poduszkę pod moim dotykiem. Zabrałem rękę, walcząc ze sobą. To było takie przyjemne, mógłbym do tego wrócić i...
Stop.
On mnie nie chciał.
Ukryłem twarz w dłoniach i skupiłem się na wmawianiu sobie, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
***
Okres, gdy byłem w związku z Zelo pamiętam jako jeden z najszczęśliwszych momentów mojego życia. Byliśmy niemalże nierozłączni - Himchan zawsze na to narzekał - i dopełnialiśmy się w każdym calu.
Do czasu.
Z jakiegoś powodu Zelo zamknął się w sobie. Coraz więcej czasu zaczął spędzać samotnie w swoim mieszkaniu. Wewnętrznie wariowałem - nie miałem zielonego pojęcia, co się dzieje, a mój własny chłopak nie chciał mi tego powiedzieć.
Coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. Po kolejnych dwóch miesiącach wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej Zelo już nie chce ze mną być tylko nie ma odwagi mi o tym powiedzieć. Gdy nasze spotkania ograniczyły się do jednego czy dwóch na dwa tygodnie podjąłem decyzje. Dla wspólnego dobra.
Zerwałem z nim całkowity kontakt. Rozplanowałem swoje zajęcia tak, żeby nie mieć możliwości spotkania go.
Było mi ciężko.
Ciężko to za mało powiedziane. Jak to Himchan ujął - cierpiałem. Nikt nie widział moich łez. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować, a mój przyjaciel starał się nas bezskutecznie pogodzić. Zrobiłem wiele głupich rzeczy. Wmówiłem sobie, że to minie, że to tylko zauroczenie i niepotrzebnie się przejmowałem.
Uczucia, które do mnie napłynęły po przeczytaniu wiadomości od Zelo uświadomiły mnie jak bardzo się okłamywałem.
W drodze do jego mieszkania modliłem się, żeby moje przypuszczenia były błędne.
Gdy go zobaczyłem miałem wrażenie, że moje serce pękło. Zupełnie jakby było ze szkła.
A on umierał na moich rękach.
Szkło, nawet sklejone do pierwotnej postaci, zawsze będzie miało skazy, których nie da się naprawić.
Wiedziałem, że zbyt mocno go kocham żeby zapomnieć.
***
Obudziło mnie ciepło.
Poczułem ruch obok siebie i otworzyłem oczy. Zamrugałem sennie, starając się przyzwyczaić do jasnego światła słońca, które padało mi prosto w oczy. Podniosłem głowę i w tym momencie przypomniałem sobie, że jestem w szpitalu. Rozejrzałem się zdezorientowany i napotkałem skruszone spojrzenie Zelo. Zamarł w pół ruchu gdy tylko zauważył, że się obudziłem. Wyglądał nieco lepiej niż w nocy i poczułem ulgę.
- Zelo...
- Przepraszam - rzucił szybko i przerzucił wzrok na kołdrę - Nie powinienem. Tak bardzo przepraszam, hyung...
Westchnąłem cicho po czym przeciągnąłem się. Uznałem, że to najlepsza pora żeby go zostawić. Wstałem z krzesełka i powoli zacząłem się kierować w stronę drzwi.
- Hyung! - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się, szczerze zdziwiony zachowaniem chłopaka.
- Tak?
- Hyung, nie zostawiaj mnie! Proszę cię, zostań...
- Przecież ty... - nie zdążyłem dokończyć zdania bo drzwi otworzyły się z hukiem, a ja i Zelo wzdrygnęliśmy się zaskoczeni. W progu stał uśmiechnięty Himchan, radośnie machając czymś, co kiedyś może przypominało tulipany ale widocznie przeżyło spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą.
- Z wami to jak z dziećmi! - wykrzyknął w progu i zamachnął się bukietem kwiatów - Przyniosłem jakieś badyle ale chyba coś jest z nimi nie tak.
W ciszy wpatrywaliśmy się jak Channie podchodzi, wsadza bukiet do wazonu. Nagle wycelował palcem w Zelo, a ten podskoczył zaskoczony.
- TY! Powiedz Bangowi, że go kochasz.
Zwrócił się w moją stronę.
- TY! Przestań być dupkiem i go kochaj.
Po czym pogwizdując wesoło wyszedł z sali. W szoku wpatrywaliśmy się w miejsce, w którym zniknął. Pierwszy otrząsnął się Zelo.
- Więc... - zaczął i się zarumienił - kochasz mnie, hyung?
Westchnąłem ciężko.
- Myślałem, że mnie nie chcesz.
Zelo szerzej otworzył oczy.
- A ja myślałem, że ty mnie nie chcesz!
W tym momencie miałem ochotę strzelić sobie mentalnie w twarz. Najlepiej pięć razy. Usiadłem na brzegu łóżka i oparłem czoło na ręce.
- Jestem idiotą...
Zelo prychnął cicho i przysunął się do mnie, żeby mnie przytulić. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.
- I TO ZAJĘŁO HIMCHANOWI 5 MIESIĘCY ŻEBY NAS WYPROWADZIĆ Z BŁĘDU?!
Chłopak zaczął się śmiać, a ja analizowałem wszystkie możliwe sposoby morderstwa, jakie znałem.
- Niech no ja go dorwę to mu ten jego łeb ukręcę przy samym tył... - przerwałem, zaskoczony, gdy Zelo uśmiechając się szeroko pocałował mnie. Mruknąłem cicho, oddając pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie, a ja objąłem blondyna i przytuliłem.
- Tak, kocham cię, Jelly.
Kocham ich razem, koooooocham <3 Oresammie proszę pisz więcej takich cud, proszę <33333
OdpowiedzUsuńBang, przez takie pierdoły.. [*]
OdpowiedzUsuńOczywiście genialnie napisane <3 .. zresztą jak wszystko.
Jakie super :D
OdpowiedzUsuńHimchan rozwala system! :D
Ubóstwiam Banglo :D
Pozdrawiam Kochająca Żelki
Kocham tego bloga
OdpowiedzUsuńChce więcej, takich opowiadań, masz talent.
Gdybyś była zaciekawiona prowadzę bloga www.zelo-forever.blogspot.com/
A tu moje gg 51096151, powiadamiaj mnie o kolejnych notach :P
Co to ma być!? Ja już mam łzy w oczach, a tu pojawia się Himchan i rozwala system, a ja dostaję napad śmiechu. Nie wolno tak grać na emocjach!
OdpowiedzUsuńWracaj tu do nas!!
OdpowiedzUsuń