Beta: -
ZDĄŻYŁAM!
Wszystkiego najlepszego Yesung ♥
8036 słów.
---
Wskazówki zegara leniwie przesuwały się po tarczy klasowego
zegarka. Sala od fizyki, tak znienawidzona przez uczniów, była jednym z wielu
identycznych pomieszczeń w tej szkole. Wyłożone deskami ściany optycznie
pomniejszały przestrzeń, przez co większość uczniów mogła poczuć się
przytłoczona, a rzędy podniszczonych ławek nie napawały entuzjazmem. Jednakże
nie tylko wygląd sali miał taki wpływ na bywalców – sam nauczyciel, znany wśród
młodzieży jako wymagający, surowy, a przy tym złośliwy człowiek, zarzucał ich
wiedzą, która skutecznie blokowała ich mózgi. Jakkolwiek staraliby się, nie
miało to żadnego wpływu na sympatię członka grona pedagogicznego. Pan Park Hwan
Hee nie należał do osób, które podjęły się kariery nauczycielskiej, ponieważ
poczuły powołanie do tego zawodu. Wręcz przeciwnie. Paskudny charakter
nauczyciela dawał się we znaki wielu jego uczniom, przez co na lekcjach
prowadzonych przez Hwanhee można było zaobserwować napiętą atmosferę.
W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie cichym szmerem piszących długopisów. Licząca trzydzieści pięć osób klasa zajęta była pracą samodzielną. Większość z nich zestresowała się tym zadaniem i próbowała dać z siebie wszystko. Niemalże wszyscy ze skupieniem skrobali po kartkach, starając się wyrobić w czasie wyznaczonym przez nauczyciela. Niemalże. Wystarczyło przyjrzeć się uczniom, aby zauważyć wyjątek. Na końcu ósmego rzędu jeden z nastolatków zajmował się rzeczą zupełnie odmienną. Kartka z ćwiczeniami, które miał wypełnić, leżała na jego ławce nietknięta. Chłopak wydawał się być zaabsorbowany widokiem za oknem, przez które spoglądał. Jego lekko przydługie, ciemne włosy opadały na twarz, wyraźnie kontrastując z bladą skórą. Ciemne, niemalże czarne oczy nieruchomo wpatrywały się w jeden punkt w zasięgu jego wzroku. Był ubrany w szkolny mundurek, co upodabniało go do innych uczniów. Jednakże w przeciwieństwie do innych uczniów nie był zdenerwowany, ale wyglądał na zniecierpliwionego. Nerwowo postukiwał butem o drewnianą podłogę. Jedyną rzeczą odróżniającą go od społeczności szkolnej były buty. Adidasy w krzykliwych kolorach intensywnie gryzły się z wizerunkiem mundurka, co najwyraźniej nie przeszkadzało właścicielowi.
Najwyraźniej zirytowany chłopak odetchnął cicho, co zwróciło uwagę nauczyciela. Panującą dotąd ciszę przerwały głośne kroki; większość uczniów podniosła głowy i ze zdziwieniem śledziła ruch mężczyzny. Wysoki, chuderlawy nauczyciel zatrzymał się przed ławką chłopaka i sięgnął po jego kartkę. Ten, jakby wybudzony z transu oderwał wzrok od okna i spokojnie obserwował poczynania Hwanhee.
- Znowu nic, panie Choi? – poczuł na sobie złośliwe spojrzenie – Wydaje mi się, że w tym roku pożegnamy się ze wspólnymi lekcjami, jak pan uważa?
Z ust chłopaka wydarło się ciche prychnięcie. Wzruszył ramionami, wciąż przyglądając się nauczycielowi ze średnim zainteresowaniem. Ten zgniótł jego kartkę i szybkim krokiem skierował się do kosza.
- „Mógłby uszanować drzewa.” – w umyśle chłopaka pojawiła się ironiczna myśl. Nauczyciel pozbył się zmiętego papieru i odwrócił się w jego stronę, chłodno go lustrując. Powoli wskazał na drzwi i ponownie odezwał się.
- Jest pan wolny, panie Choi. Przedstawiając tak żałośnie niski poziom tylko obraża pan zgromadzoną tu klasę.
Słysząc słowa nauczyciela chłopak uśmiechnął się do siebie gorzko. Pozbierał swoje rzeczy, wrzucił je do podniszczonej torby i skierował się w stronę drzwi. Ignorował palące spojrzenia innych uczniów, chciał po prostu opuścić to miejsce. Przed progiem zatrzymał go cichy głos mężczyzny.
- Choi, nie myśl, że będę to tolerował. Albo weźmiesz się za naukę, albo możesz nie pojawiać się na moich zajęciach.
Skinął mu głową i z obojętnym wyrazem twarzy przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi. Idąc przez puste korytarze kierował się w stronę szatni. Nie wyglądało na to, żeby był zły na nauczyciela. Echo jego kroków odbijało się od klatki schodowej, gdy szybko przeskakiwał schodki, aby dostać się do długiego korytarza z szafkami. Pomieszczenie wypełnione było rzędami metalowych skrzynek pomalowanych niebieską farbą. Pełniły one funkcje szafek, w których mogli przechowywać książki oraz rzeczy osobiste. Były, co prawda, już nieco przestarzałe i brudne, ale wciąż nadawały się do użytku. Zeskakując z ostatniego schodka rzucił się z rozpędem na drzwi, które otworzyły się z rozmachem, i wpadł do zimnego pomieszczenia. Tam wydobył z torby klucze, odnalazł metalową skrzynkę ze swoim imieniem i nazwiskiem i otworzył drzwiczki. Delikatnie wyjął z jej wnętrza deskorolkę, telefon i słuchawki, po czym, nie siląc się na przyzwoitość, wrzucił do wnętrza torbę z książkami oraz zatrzasnął drzwiczki. Przekręcił klucz, chwycił jedną ręką deskorolkę i szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia. Przechodząc przez szkolną bramę nareszcie odetchnął z ulgą.
***
Cichy szum kółeczek, znajomy powiew wiatru i wymijanie ludzi. Wszystko, czego potrzebowałem. Na zewnątrz było bardzo gorąco, ale prędkość deskorolki pozwalała na delikatne ochłodzenie się. Słuchawki na moich uszach izolowały mnie od hałasu z zewnątrz, a ulubiony sposób podróżowania uspokajał. Przechyliłem się w prawo, aby zmusić deskorolkę do ominięcia grupki ludzi. Irytowali mnie, nie pozwalali rozwijać pełnej prędkości, z jaką zazwyczaj jeździłem. Ostro zahamowałem przed przejściem dla pieszych; w ostatniej chwili zauważyłem czerwone światło sygnalizacji. Zignorowałem oburzone spojrzenia ludzi i bezmyślnie wpatrzyłem się w ruch samochodów.
Nazywam się Choi Jun Hong, jestem uczniem jednej z wielu szkół w Incheon. W tym roku kończę 19 lat, gdyby to miało jakieś znaczenie. Zanim zacząłem naukę w tym mieście wraz z rodzicami i bratem mieszkaliśmy w Mokpo, miejscu, gdzie się urodziłem. Niedługo przed przeprowadzką mój ojciec stracił pracę i musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania. Incheon wydało mi się całkiem odmienne od mojego rodzinnego miasta. Możliwe też, że podświadomie sobie to wmawiałem. Mój starszy brat wyprowadził się i zamieszkał na własną rękę. Podejrzewałem, że znalazł sobie dziewczynę i planuje coś w związku z tym. Nie byłem zazdrosny, bardziej cieszyłem się jego szczęściem.
Odkąd wprowadziliśmy się do tego miasta musiałem zacząć naukę w pobliskiej szkole. Chyba każdy, kto dołączył do nowej klasy w połowie roku szkolnego, doskonale wie, jak przyjmuje to otoczenie. Z początku byłem w centrum plotek, często niezbyt wybrednych, jednak, gdy nie reagowałem na ich zaczepki, dali sobie spokój. Mój wysoki wzrost był powodem żartów, często jednak traktowałem go jako mój atut. Dzięki temu przewyższałem część nauczycieli i większość uczniów, co nie zachęcało ich do zaczepiania mnie. Byłem z tego niezwykle zadowolony. Szkoła stała się moim koszmarem od pierwszej lekcji fizyki z profesorem Park. Nauczyciel był tak wymagający i surowy, a przy tym złośliwy, że nie potrafiłem się skupić. Proste zadania wkrótce zaczęły sprawiać mi duży problem, a moje oceny z tego przedmiotu drastycznie spadły. Przestałem mieć kontrolę nad sytuacją i dałem sobie spokój. Od tamtej pory profesor był coraz złośliwszy i wymagający do mojej osoby. Nawet nie próbowałem z nim walczyć, wiecie, jak zazwyczaj kończy się rzucanie szkłem w kamienną ścianę. Cóż, w tym przypadku to ja byłem szkłem. Drastycznie potrzebowałem dodatkowych lekcji z fizyki i doskonale o tym wiedziałem. Wciąż tylko bałem się przyznać przed samym sobą, że dałem się pokonać w taki sposób. To było zbyt łatwe.
Światło zmieniło się na zielone, a ja wyrwałem się z transu i ruszyłem wraz z ludźmi. Na przejściach tworzyli jeszcze większy tłum, niż na chodnikach. Wymagało to ode mnie wszystkich moich umiejętności, aby przypadkowo nie wjechać w kogoś. Zjechałem po schodach prowadzących do pobliskiego parku i nareszcie rozwinąłem pełną prędkość. W środku dnia nie było tam tylu ludzi, aby nie zdążyć ich ominąć. Minąłem grupkę chłopaków wyglądających na niewiele starszych ode mnie i posłałem im zazdrosne spojrzenie. Właśnie byli w trakcie tańczenia jednego z układów w rytm muzyki hip hopowej. Jeden z nich produkował się w rapie i widać było, że sprawia mu to radość. Uśmiechnąłem się gorzko do siebie. Tak bardzo im zazdrościłem. Siedząc na lekcji fizyki rozmyślałem o tym, co chciałbym robić w swoim życiu. Kiedyś miałem wrażenie, że było to granie w drużynie piłkarskiej, ale po tym poznałem muzykę. Od tamtej pory taniec i rapowanie stanowiły nieodłączną część mojego życia. Siedząc na tym niewygodnym krzesełku podczas zajęć szkolnych doszedłem do jednego, ważnego dla mnie wniosku.
„Siedziałem tu czekając na coś, za co mógłbym umrzeć lub żyć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że już dawno to miałem. Dlaczego wciąż marnuję czas?”
Wiedziałem, że muzyka i taniec były czymś, co nigdy mi się nie znudzi. Tak bardzo chciałem robić coś związanego z tym, ale wiedziałem, że nie miałem na to szans. Moi rodzice oczekiwali ode mnie, abym skończył szkołę i poszedł na dobre studia, po których znajdę dobrze płatną pracę. Potrafiłem sobie wyobrazić to rozczarowanie i złość, gdybym nie spełnił ich marzeń. Poza tym... wiedziałem, że nie mam najmniejszych szans w porównaniu z innymi artystami. Moje marzenia są głupie.
Odepchnąłem się mocniej od ziemi i rozejrzałem się w samą porę, aby zobaczyć, że właśnie pędzę w stronę latarni. Próbowałem zrobić gwałtowny skręt, ale prędkość nie pozwoliła mi na to i po chwili zapoznałem się bliżej ze strukturą lampy. Poczułem gwałtowny ból i chwilę później z jękiem podnosiłem się z chodnika.
- Cholera – warknąłem cicho – jak jeździsz, łamago?! – burknąłem do siebie, potrząsając głową. Akurat zachciało mi się filozoficznych rozmyślań podczas jazdy, niech to szlag. Rozejrzałem się za deskorolką i z ulgą zauważyłem, że jest cała. Pozbierałem się z ziemi i z obrażoną miną zlustrowałem słup.
- Jak śmiałeś stanąć mi na drodze?! – wskazałem na niego oskarżycielsko, w samą porę, aby zauważyć, że jakieś dziecko przygląda mi się ze zdziwieniem – I co się gapisz?! – odezwałem się do niego tym samym tonem, a bachor zwiał z mojego zasięgu. Odetchnąłem powoli i obszedłem słup. Moją uwagę przyciągnęła kolorowa kartka przyczepiona do niego. Zerknąłem na nią przelotnie, ale po chwili doszło do mnie, co przeczytałem. Odwróciłem się i z uwagą przestudiowałem ogłoszenie.
Korepetycje z fizyki! Każdy dział, każdy materiał, aż do zakresu studiów! Przygotowania do egzaminów, testów i sprawdzianów kompetencji! Gwarantowana zdawalność! Płatność od godziny.
Kontakt: 010-5488-2166
Przygryzłem wargę zastanawiając się przez chwilę. Przypomniałem sobie, o czym mówił pan Hwanhee i sięgnąłem po swój telefon, żeby zapisać numer. Chrzanić honor, potrzebuję pomocy i dobrze o tym wiem. Wyjąłem słuchawki z uszu i włożyłem je do kieszeni razem z telefonem. Koniec tego rozpraszania się. Z jękiem potarłem twarz. Latarnia nie uszkodziła mnie zbytnio (za co dziękowałem Bogu, rodzice chyba padliby na zawał, gdybym wrócił zmasakrowany), ale skutki uderzenia wciąż były odczuwalne. Pchnąłem deskorolkę na chodnik i stając jedną nogą na niej, drugą się odepchnąłem. Tym razem jechałem o wiele wolniej, uważając na wszystko, co znajdowało się na mojej drodze. Kilka przecznic dalej zatrzymałem się przed jednym z małych domków. Otworzyłem furtkę i w kilku krokach znalazłem się przy drzwiach. Wyjąłem klucze i przekręciłem jeden z nich w zamku, po to, aby znaleźć się w środku. Z ulgą powitałem chłodne wnętrze domu. Zrzuciłem buty, wstawiłem deskorolkę za szafę i skierowałem się w stronę kuchni, jednocześnie zdejmując marynarkę od mundurka.
- Już jestem! – wydarłem się na powitanie. W salonie nie spotkałem nikogo. Przechodząc przez próg kuchni zobaczyłem moją matkę kręcącą się przy kuchni. Słysząc moje kroki odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się promiennie.
- Zdążyłeś na obiad, umyj ręce i siadaj. – rozkazała, wracając do mieszania warzyw na patelni. Odwiesiłem marynarkę na jedno z krzeseł kuchennych i posłusznie skierowałem się w stronę zlewu. Szybko umyłem ręce, wytarłem je o walającą się w pobliżu ścierkę i usiadłem przy stole. Po chwili przed moimi oczami pojawił się talerz pełen smażonych warzyw, ryżu i kurczaka. Pociągnąłem nosem, wszystko miało niesamowity zapach. Gdy mama usiadła przy stole, ochoczo chwyciłem za pałeczki.
- Smacznego! – rzuciłem i zabrałem się za jedzenie. Kobieta zachichotała i spokojniej dołączyła do mnie. Przeżuwając kolejną z kolei porcję usłyszałem jej głos.
- Dlaczego twoja marynarka jest taka zakurzona? Znowu na coś wpadłeś, kochanie?
Zamarłem w połowie gryzu.
- Eh? – odwróciłem się w stronę marynarki na moim oparciu; na jej połach widać było szare ślady – Cóż... – posłałem matce zakłopotany uśmiech. Zaśmiała się i pogroziła mi palcem.
- Jak zwykle nieuważny!
Przewróciłem oczami i przełknąłem jedzenie.
- Mamo, mam prawie 19 lat!
- Tym bardziej! Powinieneś bardziej uważać, gdy jeździsz na tym niebezpiecznym wynalazku.
Uśmiechnąłem się do siebie. Cała mama. Odkąd zainteresowałem się deskorolką wciąż bała się o moje zdrowie i nazywała ją niebezpieczną.
- Deskorolka jest bezpieczna, mamo.
Przyjrzała mi się z uwagą i uśmiechnęła się złośliwie. Zamarłem w połowie przeżuwania następnego kęsu.
- Czy ja wiem... ale wygląda na to, że twarz masz całą, tyłek cały, więc wszystko powinno być w porządku.
Zakrztusiłem się jedzeniem i po chwili spojrzałem na nią załzawionymi oczami.
- Mamo!
- Hongie, no wiesz, teraz to twoje najważniejsze atuty!
- Dzięki, że dbasz o moją twarz i tyłek, a nie inteligencję – burknąłem obrażony – Jakbym miał zarabiać pod latarnią! – przypomniałem sobie dzisiejszy wypadek i mimowolnie się zaśmiałem. Kobieta dołączyła do mojego śmiechu i przez chwilę śmialiśmy się z wizji mojej przyszłej kariery. Tak, i co jeszcze, może zostanę gejem? Przewróciłem oczami na obrazy podsuwane mi przez mój umysł. Wredny gej jeżdżący na deskorolce, a po godzinach zarabiający pod latarnią. Cóż za radosna wizja przyszłości!
Po zjedzonym obiedzie pomogłem matce posprzątać i z poczuciem winy obserwowałem, jak zabiera się za czyszczenie mojej marynarki. Nie chciałem przysparzać jej kłopotów. Moja mama była dosyć tolerancyjną osobą z poczuciem humoru, często nie wiedziałem, czego mam się po niej spodziewać. Jednak przez jej charakter wychowałem się z przeczuciem, że życie ma swoje wzloty i upadki i nie powinniśmy się nimi przejmować, gdy nie ma takiej potrzeby. To głównie ona zajmowała się mną i moim bratem – ojciec zazwyczaj był w pracy, a gdy zjawiał się w domu, był wobec nas niezwykle surowy i wymagający. Tak naprawdę nigdy nie poznałem go zbyt dobrze przez to, że wciąż go nie było. Wiedziałem jednak, że to jego marzeniem było wychować dobrych synów.
Powoli powlokłem się na pierwsze piętro. Znajdowały się tam drzwi do mojego pokoju i pokoju brata. Odkąd się wyprowadził jego pokój stał pusty, nikt tam nie wchodził. Powoli uchyliłem drzwi do swojego pokoju i przekroczyłem próg. Powitał mnie znajomy widok – ściany w odcieniach błękitu, biurko, półka z książkami, telewizor i jednoosobowe łóżko stojące w kącie. Rzuciłem się na łóżko i przeciągnąłem się z zadowoleniem. Zamknąłem oczy i leżałem tak przez chwilę, po czym przewróciłem się na plecy. Otworzyłem oczy i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Słuchawki odłożyłem koło poduszki i z zastanowieniem wpatrzyłem się w ekran telefonu. Zatrzymałem się nad numerem z ogłoszenia. Potrzebowałem tego. Wiedziałem o tym.
- „Dlaczego tak niechętnie odnoszę się do tego?!” – skarciłem się w myślach i nacisnąłem przycisk połączenia.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Trzask w słuchawce. Odruchowo skrzywiłem się, po czym otworzyłem szerzej oczy, gdy doszedł do mnie męski głos z drugiej strony.
- Tak, słucham?
Miałem wrażenie, że skądś go znam. Próbowałem przypomnieć sobie, do kogo należy, ale ta myśl ciągle mi umykała. Na ziemię sprowadziła mnie dopiero jego druga wypowiedź.
- Jest tam ktoś? Jeśli jesteś kolejnym bachorem, który próbuje się zabawić, to...
- Przepraszam. – przerwałem mu niepewnie – Chciałem tylko zapytać o korepetycje z fizyki.
Usłyszałem, jak cicho wypuszcza powietrze, po czym odzywa się ponownie.
- W porządku. Wybacz, odkąd rozwiesiłem ogłoszenia część dzieciaków wydzwania do mnie dla żartów. Jaki poziom?
- Szkoła średnia. – przygryzłem wargę, wciąż próbując sobie przypomnieć, skąd mógłbym kojarzyć ten charakterystyczny głos. Nagle potrząsnąłem głową ze zirytowaniem. Co ja do cholery robię?! Zastanawiam się nad głosem jakiegoś faceta, który w dodatku ma mnie uczyć fizyki! Właśnie, fizyka...
- Musiałbyś pokazać mi swój zeszyt. Wiesz, gdzie znajdują się dormitoria INU? Konkretnie kolegium nauk przyrodniczych.
”Student INU? A to mi się trafiło...” – podsumowałem w myślach, zastanawiając się, gdzie znajduje się ten obiekt.
- Powinienem tam trafić. – odmruknąłem – Kiedy i gdzie?
- Może być jutro? W końcu to sobota. – przerwał na chwilę i zamyślił się – Dormitorium numer 28. O 13. Pasuje?
- Pasuje. – zgodziłem się i zawahałem przez chwilę – To... do jutra?
Usłyszałem, jak parsknął cicho i z rozbawieniem rzucił.
- Na razie.
Rozległo się ciche piknięcie oznaczające koniec połączenia. Z głupią miną odrzuciłem telefon na poduszkę obok mojej głowy i wpatrzyłem się w sufit. To była... bardzo dziwna rozmowa. Odetchnąłem cicho i przejechałem dłonią po twarzy. Byłem tak bardzo zmęczony. Przewróciłem się na bok i spojrzałem na wygaszony ekranik telefonu. Dziwne. Bardzo dziwne.
Wtedy też zdałem sobie sprawę, o czym zapomniałem.
Kim do cholery jest ten facet i jakim cudem umówiłem się z nim nie poznając jego imienia i nazwiska?!
”Jestem takim idiotą.” – jęknąłem w myślach i rąbnąłem twarzą w łóżko.
***
Następnego dnia koło godziny pierwszej po południu pędziłem w stronę dormitoriów INU. Pędziłem było dobrym określeniem – byłem niemalże spóźniony, więc po prostu wykorzystywałem wszystkie moje zdolności i starałem się rozpędzić deskorolkę do jak największej prędkości. Ludzie dookoła mnie zmuszeni byli odskakiwać na różne strony, aby nie zostać potrąconym. Zacisnąłem zęby i odepchnąłem się mocniej od ziemi. A mogłem po prostu wyjść wcześniej.
Na szczęście teren uczelni nie był tak zaludniony i udało mi się dotrzeć na czas. Wbiegłem po schodach, wpakowałem się do windy i po chwili znalazłem się na korytarzu pełnym jednakowych drzwi. Pozbawionych numerów. Jęknąłem w myślach i szybko zacząłem liczyć każde wejście. Doszedłem do numeru dwadzieścia osiem i zapukałem nerwowo. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem. W progu stał nieco niższy ode mnie chłopak z bardziej nieokreślonym odcieniem brązu na głowie. ubrany w dopasowane spodnie i luźny podkoszulek. Zmrużył oczy i zrobił podejrzliwą minę.
- Nie zamawialiśmy sługusów, co tu robisz? – burknął i zlustrował mnie wzrokiem. Z pewnością blondwłosy, roztrzepany chłopak z deskorolką w jednej ręce i torbą na ramieniu nie był czymś, czego oczekiwał. Zamrugałem w szoku i próbowałem się usprawiedliwić.
- Ja... – przerwał mi gwałtownie i wycelował we mnie palec.
- Ha! Nic nie mów! Na pewno przysłała cię wroga jednostka próbująca przejąć władzę nad naszą lodówką! I moją czekoladą! Ale my się nie damy! Idź sobie! A kysz! – dźgnął mnie, a ja odruchowo cofnąłem się pod wpływem jego dotyku. Spróbowałem połączyć fakty z tym, że właśnie tutaj miały odbyć się moje korepetycje, gdy z mieszkania dobiegł do mnie znajomy głos.
- Himchan, o czym ty tam znowu bredzisz?! – zza rogu wyłonił się drugi z mieszkańców dormitorium. Pierwszym, co zauważyłem, było to, że był wysokiego wzrostu. Następnie to, że był ubrany w luźne, ale modne ciuchy. Ostatnią rzeczą było zirytowanie, które odbiło się na jego twarzy. Na mój widok wydął z niezadowoleniem wargi i prychnął cicho.
- No nie, znowu?! – skuliłem się, ale ten tylko wypchnął swojego współlokatora z przejścia i oparł się o futrynę – Na korki, tak?
Nerwowo skinąłem głową, nie wiedząc, co powiedzieć.
- To wchodź, tylko nie nabrudź. I lepiej nie zostawiaj butów na zewnątrz, chyba że nosisz zapasowe w tym czymś. – wskazał na moją torbę i odruchowo ponownie odepchnął drugiego chłopaka, gdy ten próbował na niego wbiec. Niepewnie przekroczyłem próg i zacząłem zdejmować buty. Deskorolkę oparłem o jedną z szafek. Poczułem na sobie badawczy wzrok niższego chłopaka i zdałem sobie sprawę, że czuję się bardzo niekomfortowo. Nerwowo przygryzłem wargę i spojrzałem na chłopaka, którego mogłem od tej pory nazywać korepetytorem. Tak, jak wcześniej zauważyłem, był nieco wyższy ode mnie. Miał półdługie, jasne włosy, które opadały na jego twarz w nieładzie. Mgliście przypomniałem sobie, że już gdzieś go widziałem. Cholerne przeczucia.
Wskazał ręką w głąb dormu i niepewnie ruszyłem za nim, starając się nie oglądać i nie potknąć. Weszliśmy do małego, zagraconego salonu i po chwili siadałem na miękkiej kanapie. Skrępowany spojrzałem na drugiego chłopaka i drgnąłem zaskoczony, gdy hałasując do pokoju wparował drugi z lokatorów, zwany Himchan’em. Postanowiłem go zignorować i zamierzałem w tym wytrwać przez całą wizytę.
- Czy my się przypadkiem nie znamy? – mruknąłem cicho, odwracając wzrok na jasnowłosego. Ten zaśmiał się cicho, czym mnie zaskoczył, i opadł na kanapę obok mnie.
- Widzisz, głupio wyszło. Nawet się nie przedstawiliśmy sobie przez telefon. Z drugiej strony, to chyba dobrze – uśmiechnął się złośliwie, a ja prychnąłem – Bang Yong Guk.
Drgnąłem, słysząc, jak się przedstawia. Bang Yong Guk. Bang... znam to. Znałem. Musiałem wyglądać wyjątkowo idiotycznie, bo z zaciekawieniem przechylił głowę i zapytał.
- Zobaczyłeś ducha czy coś? Bo w razie czego, to mam tam specjalistę. – wskazał na Himchan’a, który właśnie wrócił do pokoju z dużym kubkiem kawy. Słysząc uwagę na swój temat zatrzymał się i zaczął gwałtownie gestykulować wolną ręką.
- Przestań mnie oczerniać, ty wredny, snobistyczny dupku! Bo nie zapłacę za prąd i skończy się komponowanie muzyki!
Chłopak przewrócił oczami, a ja cicho zachichotałem. Himchan opadł na siedzenie z mojej drugiej strony i odstawił kawę na stolik. Bezpardonowo objął mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Jak już słyszałeś nazywam się Kim Him Chan, ale mów mi po prostu Himchan. Jestem głównym mózgiem w tym dormitorium – w tym momencie uchylił nas przed szturchnięciem przez Banga – i nie ważne, że tamten snob studiuje fizykę! I że umie rapować!
Przerwał na chwilę, uśmiechnął się złośliwie i przysunął się do mojego ucha.
W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie cichym szmerem piszących długopisów. Licząca trzydzieści pięć osób klasa zajęta była pracą samodzielną. Większość z nich zestresowała się tym zadaniem i próbowała dać z siebie wszystko. Niemalże wszyscy ze skupieniem skrobali po kartkach, starając się wyrobić w czasie wyznaczonym przez nauczyciela. Niemalże. Wystarczyło przyjrzeć się uczniom, aby zauważyć wyjątek. Na końcu ósmego rzędu jeden z nastolatków zajmował się rzeczą zupełnie odmienną. Kartka z ćwiczeniami, które miał wypełnić, leżała na jego ławce nietknięta. Chłopak wydawał się być zaabsorbowany widokiem za oknem, przez które spoglądał. Jego lekko przydługie, ciemne włosy opadały na twarz, wyraźnie kontrastując z bladą skórą. Ciemne, niemalże czarne oczy nieruchomo wpatrywały się w jeden punkt w zasięgu jego wzroku. Był ubrany w szkolny mundurek, co upodabniało go do innych uczniów. Jednakże w przeciwieństwie do innych uczniów nie był zdenerwowany, ale wyglądał na zniecierpliwionego. Nerwowo postukiwał butem o drewnianą podłogę. Jedyną rzeczą odróżniającą go od społeczności szkolnej były buty. Adidasy w krzykliwych kolorach intensywnie gryzły się z wizerunkiem mundurka, co najwyraźniej nie przeszkadzało właścicielowi.
Najwyraźniej zirytowany chłopak odetchnął cicho, co zwróciło uwagę nauczyciela. Panującą dotąd ciszę przerwały głośne kroki; większość uczniów podniosła głowy i ze zdziwieniem śledziła ruch mężczyzny. Wysoki, chuderlawy nauczyciel zatrzymał się przed ławką chłopaka i sięgnął po jego kartkę. Ten, jakby wybudzony z transu oderwał wzrok od okna i spokojnie obserwował poczynania Hwanhee.
- Znowu nic, panie Choi? – poczuł na sobie złośliwe spojrzenie – Wydaje mi się, że w tym roku pożegnamy się ze wspólnymi lekcjami, jak pan uważa?
Z ust chłopaka wydarło się ciche prychnięcie. Wzruszył ramionami, wciąż przyglądając się nauczycielowi ze średnim zainteresowaniem. Ten zgniótł jego kartkę i szybkim krokiem skierował się do kosza.
- „Mógłby uszanować drzewa.” – w umyśle chłopaka pojawiła się ironiczna myśl. Nauczyciel pozbył się zmiętego papieru i odwrócił się w jego stronę, chłodno go lustrując. Powoli wskazał na drzwi i ponownie odezwał się.
- Jest pan wolny, panie Choi. Przedstawiając tak żałośnie niski poziom tylko obraża pan zgromadzoną tu klasę.
Słysząc słowa nauczyciela chłopak uśmiechnął się do siebie gorzko. Pozbierał swoje rzeczy, wrzucił je do podniszczonej torby i skierował się w stronę drzwi. Ignorował palące spojrzenia innych uczniów, chciał po prostu opuścić to miejsce. Przed progiem zatrzymał go cichy głos mężczyzny.
- Choi, nie myśl, że będę to tolerował. Albo weźmiesz się za naukę, albo możesz nie pojawiać się na moich zajęciach.
Skinął mu głową i z obojętnym wyrazem twarzy przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi. Idąc przez puste korytarze kierował się w stronę szatni. Nie wyglądało na to, żeby był zły na nauczyciela. Echo jego kroków odbijało się od klatki schodowej, gdy szybko przeskakiwał schodki, aby dostać się do długiego korytarza z szafkami. Pomieszczenie wypełnione było rzędami metalowych skrzynek pomalowanych niebieską farbą. Pełniły one funkcje szafek, w których mogli przechowywać książki oraz rzeczy osobiste. Były, co prawda, już nieco przestarzałe i brudne, ale wciąż nadawały się do użytku. Zeskakując z ostatniego schodka rzucił się z rozpędem na drzwi, które otworzyły się z rozmachem, i wpadł do zimnego pomieszczenia. Tam wydobył z torby klucze, odnalazł metalową skrzynkę ze swoim imieniem i nazwiskiem i otworzył drzwiczki. Delikatnie wyjął z jej wnętrza deskorolkę, telefon i słuchawki, po czym, nie siląc się na przyzwoitość, wrzucił do wnętrza torbę z książkami oraz zatrzasnął drzwiczki. Przekręcił klucz, chwycił jedną ręką deskorolkę i szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia. Przechodząc przez szkolną bramę nareszcie odetchnął z ulgą.
***
Cichy szum kółeczek, znajomy powiew wiatru i wymijanie ludzi. Wszystko, czego potrzebowałem. Na zewnątrz było bardzo gorąco, ale prędkość deskorolki pozwalała na delikatne ochłodzenie się. Słuchawki na moich uszach izolowały mnie od hałasu z zewnątrz, a ulubiony sposób podróżowania uspokajał. Przechyliłem się w prawo, aby zmusić deskorolkę do ominięcia grupki ludzi. Irytowali mnie, nie pozwalali rozwijać pełnej prędkości, z jaką zazwyczaj jeździłem. Ostro zahamowałem przed przejściem dla pieszych; w ostatniej chwili zauważyłem czerwone światło sygnalizacji. Zignorowałem oburzone spojrzenia ludzi i bezmyślnie wpatrzyłem się w ruch samochodów.
Nazywam się Choi Jun Hong, jestem uczniem jednej z wielu szkół w Incheon. W tym roku kończę 19 lat, gdyby to miało jakieś znaczenie. Zanim zacząłem naukę w tym mieście wraz z rodzicami i bratem mieszkaliśmy w Mokpo, miejscu, gdzie się urodziłem. Niedługo przed przeprowadzką mój ojciec stracił pracę i musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania. Incheon wydało mi się całkiem odmienne od mojego rodzinnego miasta. Możliwe też, że podświadomie sobie to wmawiałem. Mój starszy brat wyprowadził się i zamieszkał na własną rękę. Podejrzewałem, że znalazł sobie dziewczynę i planuje coś w związku z tym. Nie byłem zazdrosny, bardziej cieszyłem się jego szczęściem.
Odkąd wprowadziliśmy się do tego miasta musiałem zacząć naukę w pobliskiej szkole. Chyba każdy, kto dołączył do nowej klasy w połowie roku szkolnego, doskonale wie, jak przyjmuje to otoczenie. Z początku byłem w centrum plotek, często niezbyt wybrednych, jednak, gdy nie reagowałem na ich zaczepki, dali sobie spokój. Mój wysoki wzrost był powodem żartów, często jednak traktowałem go jako mój atut. Dzięki temu przewyższałem część nauczycieli i większość uczniów, co nie zachęcało ich do zaczepiania mnie. Byłem z tego niezwykle zadowolony. Szkoła stała się moim koszmarem od pierwszej lekcji fizyki z profesorem Park. Nauczyciel był tak wymagający i surowy, a przy tym złośliwy, że nie potrafiłem się skupić. Proste zadania wkrótce zaczęły sprawiać mi duży problem, a moje oceny z tego przedmiotu drastycznie spadły. Przestałem mieć kontrolę nad sytuacją i dałem sobie spokój. Od tamtej pory profesor był coraz złośliwszy i wymagający do mojej osoby. Nawet nie próbowałem z nim walczyć, wiecie, jak zazwyczaj kończy się rzucanie szkłem w kamienną ścianę. Cóż, w tym przypadku to ja byłem szkłem. Drastycznie potrzebowałem dodatkowych lekcji z fizyki i doskonale o tym wiedziałem. Wciąż tylko bałem się przyznać przed samym sobą, że dałem się pokonać w taki sposób. To było zbyt łatwe.
Światło zmieniło się na zielone, a ja wyrwałem się z transu i ruszyłem wraz z ludźmi. Na przejściach tworzyli jeszcze większy tłum, niż na chodnikach. Wymagało to ode mnie wszystkich moich umiejętności, aby przypadkowo nie wjechać w kogoś. Zjechałem po schodach prowadzących do pobliskiego parku i nareszcie rozwinąłem pełną prędkość. W środku dnia nie było tam tylu ludzi, aby nie zdążyć ich ominąć. Minąłem grupkę chłopaków wyglądających na niewiele starszych ode mnie i posłałem im zazdrosne spojrzenie. Właśnie byli w trakcie tańczenia jednego z układów w rytm muzyki hip hopowej. Jeden z nich produkował się w rapie i widać było, że sprawia mu to radość. Uśmiechnąłem się gorzko do siebie. Tak bardzo im zazdrościłem. Siedząc na lekcji fizyki rozmyślałem o tym, co chciałbym robić w swoim życiu. Kiedyś miałem wrażenie, że było to granie w drużynie piłkarskiej, ale po tym poznałem muzykę. Od tamtej pory taniec i rapowanie stanowiły nieodłączną część mojego życia. Siedząc na tym niewygodnym krzesełku podczas zajęć szkolnych doszedłem do jednego, ważnego dla mnie wniosku.
„Siedziałem tu czekając na coś, za co mógłbym umrzeć lub żyć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że już dawno to miałem. Dlaczego wciąż marnuję czas?”
Wiedziałem, że muzyka i taniec były czymś, co nigdy mi się nie znudzi. Tak bardzo chciałem robić coś związanego z tym, ale wiedziałem, że nie miałem na to szans. Moi rodzice oczekiwali ode mnie, abym skończył szkołę i poszedł na dobre studia, po których znajdę dobrze płatną pracę. Potrafiłem sobie wyobrazić to rozczarowanie i złość, gdybym nie spełnił ich marzeń. Poza tym... wiedziałem, że nie mam najmniejszych szans w porównaniu z innymi artystami. Moje marzenia są głupie.
Odepchnąłem się mocniej od ziemi i rozejrzałem się w samą porę, aby zobaczyć, że właśnie pędzę w stronę latarni. Próbowałem zrobić gwałtowny skręt, ale prędkość nie pozwoliła mi na to i po chwili zapoznałem się bliżej ze strukturą lampy. Poczułem gwałtowny ból i chwilę później z jękiem podnosiłem się z chodnika.
- Cholera – warknąłem cicho – jak jeździsz, łamago?! – burknąłem do siebie, potrząsając głową. Akurat zachciało mi się filozoficznych rozmyślań podczas jazdy, niech to szlag. Rozejrzałem się za deskorolką i z ulgą zauważyłem, że jest cała. Pozbierałem się z ziemi i z obrażoną miną zlustrowałem słup.
- Jak śmiałeś stanąć mi na drodze?! – wskazałem na niego oskarżycielsko, w samą porę, aby zauważyć, że jakieś dziecko przygląda mi się ze zdziwieniem – I co się gapisz?! – odezwałem się do niego tym samym tonem, a bachor zwiał z mojego zasięgu. Odetchnąłem powoli i obszedłem słup. Moją uwagę przyciągnęła kolorowa kartka przyczepiona do niego. Zerknąłem na nią przelotnie, ale po chwili doszło do mnie, co przeczytałem. Odwróciłem się i z uwagą przestudiowałem ogłoszenie.
Korepetycje z fizyki! Każdy dział, każdy materiał, aż do zakresu studiów! Przygotowania do egzaminów, testów i sprawdzianów kompetencji! Gwarantowana zdawalność! Płatność od godziny.
Kontakt: 010-5488-2166
Przygryzłem wargę zastanawiając się przez chwilę. Przypomniałem sobie, o czym mówił pan Hwanhee i sięgnąłem po swój telefon, żeby zapisać numer. Chrzanić honor, potrzebuję pomocy i dobrze o tym wiem. Wyjąłem słuchawki z uszu i włożyłem je do kieszeni razem z telefonem. Koniec tego rozpraszania się. Z jękiem potarłem twarz. Latarnia nie uszkodziła mnie zbytnio (za co dziękowałem Bogu, rodzice chyba padliby na zawał, gdybym wrócił zmasakrowany), ale skutki uderzenia wciąż były odczuwalne. Pchnąłem deskorolkę na chodnik i stając jedną nogą na niej, drugą się odepchnąłem. Tym razem jechałem o wiele wolniej, uważając na wszystko, co znajdowało się na mojej drodze. Kilka przecznic dalej zatrzymałem się przed jednym z małych domków. Otworzyłem furtkę i w kilku krokach znalazłem się przy drzwiach. Wyjąłem klucze i przekręciłem jeden z nich w zamku, po to, aby znaleźć się w środku. Z ulgą powitałem chłodne wnętrze domu. Zrzuciłem buty, wstawiłem deskorolkę za szafę i skierowałem się w stronę kuchni, jednocześnie zdejmując marynarkę od mundurka.
- Już jestem! – wydarłem się na powitanie. W salonie nie spotkałem nikogo. Przechodząc przez próg kuchni zobaczyłem moją matkę kręcącą się przy kuchni. Słysząc moje kroki odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się promiennie.
- Zdążyłeś na obiad, umyj ręce i siadaj. – rozkazała, wracając do mieszania warzyw na patelni. Odwiesiłem marynarkę na jedno z krzeseł kuchennych i posłusznie skierowałem się w stronę zlewu. Szybko umyłem ręce, wytarłem je o walającą się w pobliżu ścierkę i usiadłem przy stole. Po chwili przed moimi oczami pojawił się talerz pełen smażonych warzyw, ryżu i kurczaka. Pociągnąłem nosem, wszystko miało niesamowity zapach. Gdy mama usiadła przy stole, ochoczo chwyciłem za pałeczki.
- Smacznego! – rzuciłem i zabrałem się za jedzenie. Kobieta zachichotała i spokojniej dołączyła do mnie. Przeżuwając kolejną z kolei porcję usłyszałem jej głos.
- Dlaczego twoja marynarka jest taka zakurzona? Znowu na coś wpadłeś, kochanie?
Zamarłem w połowie gryzu.
- Eh? – odwróciłem się w stronę marynarki na moim oparciu; na jej połach widać było szare ślady – Cóż... – posłałem matce zakłopotany uśmiech. Zaśmiała się i pogroziła mi palcem.
- Jak zwykle nieuważny!
Przewróciłem oczami i przełknąłem jedzenie.
- Mamo, mam prawie 19 lat!
- Tym bardziej! Powinieneś bardziej uważać, gdy jeździsz na tym niebezpiecznym wynalazku.
Uśmiechnąłem się do siebie. Cała mama. Odkąd zainteresowałem się deskorolką wciąż bała się o moje zdrowie i nazywała ją niebezpieczną.
- Deskorolka jest bezpieczna, mamo.
Przyjrzała mi się z uwagą i uśmiechnęła się złośliwie. Zamarłem w połowie przeżuwania następnego kęsu.
- Czy ja wiem... ale wygląda na to, że twarz masz całą, tyłek cały, więc wszystko powinno być w porządku.
Zakrztusiłem się jedzeniem i po chwili spojrzałem na nią załzawionymi oczami.
- Mamo!
- Hongie, no wiesz, teraz to twoje najważniejsze atuty!
- Dzięki, że dbasz o moją twarz i tyłek, a nie inteligencję – burknąłem obrażony – Jakbym miał zarabiać pod latarnią! – przypomniałem sobie dzisiejszy wypadek i mimowolnie się zaśmiałem. Kobieta dołączyła do mojego śmiechu i przez chwilę śmialiśmy się z wizji mojej przyszłej kariery. Tak, i co jeszcze, może zostanę gejem? Przewróciłem oczami na obrazy podsuwane mi przez mój umysł. Wredny gej jeżdżący na deskorolce, a po godzinach zarabiający pod latarnią. Cóż za radosna wizja przyszłości!
Po zjedzonym obiedzie pomogłem matce posprzątać i z poczuciem winy obserwowałem, jak zabiera się za czyszczenie mojej marynarki. Nie chciałem przysparzać jej kłopotów. Moja mama była dosyć tolerancyjną osobą z poczuciem humoru, często nie wiedziałem, czego mam się po niej spodziewać. Jednak przez jej charakter wychowałem się z przeczuciem, że życie ma swoje wzloty i upadki i nie powinniśmy się nimi przejmować, gdy nie ma takiej potrzeby. To głównie ona zajmowała się mną i moim bratem – ojciec zazwyczaj był w pracy, a gdy zjawiał się w domu, był wobec nas niezwykle surowy i wymagający. Tak naprawdę nigdy nie poznałem go zbyt dobrze przez to, że wciąż go nie było. Wiedziałem jednak, że to jego marzeniem było wychować dobrych synów.
Powoli powlokłem się na pierwsze piętro. Znajdowały się tam drzwi do mojego pokoju i pokoju brata. Odkąd się wyprowadził jego pokój stał pusty, nikt tam nie wchodził. Powoli uchyliłem drzwi do swojego pokoju i przekroczyłem próg. Powitał mnie znajomy widok – ściany w odcieniach błękitu, biurko, półka z książkami, telewizor i jednoosobowe łóżko stojące w kącie. Rzuciłem się na łóżko i przeciągnąłem się z zadowoleniem. Zamknąłem oczy i leżałem tak przez chwilę, po czym przewróciłem się na plecy. Otworzyłem oczy i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Słuchawki odłożyłem koło poduszki i z zastanowieniem wpatrzyłem się w ekran telefonu. Zatrzymałem się nad numerem z ogłoszenia. Potrzebowałem tego. Wiedziałem o tym.
- „Dlaczego tak niechętnie odnoszę się do tego?!” – skarciłem się w myślach i nacisnąłem przycisk połączenia.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Trzask w słuchawce. Odruchowo skrzywiłem się, po czym otworzyłem szerzej oczy, gdy doszedł do mnie męski głos z drugiej strony.
- Tak, słucham?
Miałem wrażenie, że skądś go znam. Próbowałem przypomnieć sobie, do kogo należy, ale ta myśl ciągle mi umykała. Na ziemię sprowadziła mnie dopiero jego druga wypowiedź.
- Jest tam ktoś? Jeśli jesteś kolejnym bachorem, który próbuje się zabawić, to...
- Przepraszam. – przerwałem mu niepewnie – Chciałem tylko zapytać o korepetycje z fizyki.
Usłyszałem, jak cicho wypuszcza powietrze, po czym odzywa się ponownie.
- W porządku. Wybacz, odkąd rozwiesiłem ogłoszenia część dzieciaków wydzwania do mnie dla żartów. Jaki poziom?
- Szkoła średnia. – przygryzłem wargę, wciąż próbując sobie przypomnieć, skąd mógłbym kojarzyć ten charakterystyczny głos. Nagle potrząsnąłem głową ze zirytowaniem. Co ja do cholery robię?! Zastanawiam się nad głosem jakiegoś faceta, który w dodatku ma mnie uczyć fizyki! Właśnie, fizyka...
- Musiałbyś pokazać mi swój zeszyt. Wiesz, gdzie znajdują się dormitoria INU? Konkretnie kolegium nauk przyrodniczych.
”Student INU? A to mi się trafiło...” – podsumowałem w myślach, zastanawiając się, gdzie znajduje się ten obiekt.
- Powinienem tam trafić. – odmruknąłem – Kiedy i gdzie?
- Może być jutro? W końcu to sobota. – przerwał na chwilę i zamyślił się – Dormitorium numer 28. O 13. Pasuje?
- Pasuje. – zgodziłem się i zawahałem przez chwilę – To... do jutra?
Usłyszałem, jak parsknął cicho i z rozbawieniem rzucił.
- Na razie.
Rozległo się ciche piknięcie oznaczające koniec połączenia. Z głupią miną odrzuciłem telefon na poduszkę obok mojej głowy i wpatrzyłem się w sufit. To była... bardzo dziwna rozmowa. Odetchnąłem cicho i przejechałem dłonią po twarzy. Byłem tak bardzo zmęczony. Przewróciłem się na bok i spojrzałem na wygaszony ekranik telefonu. Dziwne. Bardzo dziwne.
Wtedy też zdałem sobie sprawę, o czym zapomniałem.
Kim do cholery jest ten facet i jakim cudem umówiłem się z nim nie poznając jego imienia i nazwiska?!
”Jestem takim idiotą.” – jęknąłem w myślach i rąbnąłem twarzą w łóżko.
***
Następnego dnia koło godziny pierwszej po południu pędziłem w stronę dormitoriów INU. Pędziłem było dobrym określeniem – byłem niemalże spóźniony, więc po prostu wykorzystywałem wszystkie moje zdolności i starałem się rozpędzić deskorolkę do jak największej prędkości. Ludzie dookoła mnie zmuszeni byli odskakiwać na różne strony, aby nie zostać potrąconym. Zacisnąłem zęby i odepchnąłem się mocniej od ziemi. A mogłem po prostu wyjść wcześniej.
Na szczęście teren uczelni nie był tak zaludniony i udało mi się dotrzeć na czas. Wbiegłem po schodach, wpakowałem się do windy i po chwili znalazłem się na korytarzu pełnym jednakowych drzwi. Pozbawionych numerów. Jęknąłem w myślach i szybko zacząłem liczyć każde wejście. Doszedłem do numeru dwadzieścia osiem i zapukałem nerwowo. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem. W progu stał nieco niższy ode mnie chłopak z bardziej nieokreślonym odcieniem brązu na głowie. ubrany w dopasowane spodnie i luźny podkoszulek. Zmrużył oczy i zrobił podejrzliwą minę.
- Nie zamawialiśmy sługusów, co tu robisz? – burknął i zlustrował mnie wzrokiem. Z pewnością blondwłosy, roztrzepany chłopak z deskorolką w jednej ręce i torbą na ramieniu nie był czymś, czego oczekiwał. Zamrugałem w szoku i próbowałem się usprawiedliwić.
- Ja... – przerwał mi gwałtownie i wycelował we mnie palec.
- Ha! Nic nie mów! Na pewno przysłała cię wroga jednostka próbująca przejąć władzę nad naszą lodówką! I moją czekoladą! Ale my się nie damy! Idź sobie! A kysz! – dźgnął mnie, a ja odruchowo cofnąłem się pod wpływem jego dotyku. Spróbowałem połączyć fakty z tym, że właśnie tutaj miały odbyć się moje korepetycje, gdy z mieszkania dobiegł do mnie znajomy głos.
- Himchan, o czym ty tam znowu bredzisz?! – zza rogu wyłonił się drugi z mieszkańców dormitorium. Pierwszym, co zauważyłem, było to, że był wysokiego wzrostu. Następnie to, że był ubrany w luźne, ale modne ciuchy. Ostatnią rzeczą było zirytowanie, które odbiło się na jego twarzy. Na mój widok wydął z niezadowoleniem wargi i prychnął cicho.
- No nie, znowu?! – skuliłem się, ale ten tylko wypchnął swojego współlokatora z przejścia i oparł się o futrynę – Na korki, tak?
Nerwowo skinąłem głową, nie wiedząc, co powiedzieć.
- To wchodź, tylko nie nabrudź. I lepiej nie zostawiaj butów na zewnątrz, chyba że nosisz zapasowe w tym czymś. – wskazał na moją torbę i odruchowo ponownie odepchnął drugiego chłopaka, gdy ten próbował na niego wbiec. Niepewnie przekroczyłem próg i zacząłem zdejmować buty. Deskorolkę oparłem o jedną z szafek. Poczułem na sobie badawczy wzrok niższego chłopaka i zdałem sobie sprawę, że czuję się bardzo niekomfortowo. Nerwowo przygryzłem wargę i spojrzałem na chłopaka, którego mogłem od tej pory nazywać korepetytorem. Tak, jak wcześniej zauważyłem, był nieco wyższy ode mnie. Miał półdługie, jasne włosy, które opadały na jego twarz w nieładzie. Mgliście przypomniałem sobie, że już gdzieś go widziałem. Cholerne przeczucia.
Wskazał ręką w głąb dormu i niepewnie ruszyłem za nim, starając się nie oglądać i nie potknąć. Weszliśmy do małego, zagraconego salonu i po chwili siadałem na miękkiej kanapie. Skrępowany spojrzałem na drugiego chłopaka i drgnąłem zaskoczony, gdy hałasując do pokoju wparował drugi z lokatorów, zwany Himchan’em. Postanowiłem go zignorować i zamierzałem w tym wytrwać przez całą wizytę.
- Czy my się przypadkiem nie znamy? – mruknąłem cicho, odwracając wzrok na jasnowłosego. Ten zaśmiał się cicho, czym mnie zaskoczył, i opadł na kanapę obok mnie.
- Widzisz, głupio wyszło. Nawet się nie przedstawiliśmy sobie przez telefon. Z drugiej strony, to chyba dobrze – uśmiechnął się złośliwie, a ja prychnąłem – Bang Yong Guk.
Drgnąłem, słysząc, jak się przedstawia. Bang Yong Guk. Bang... znam to. Znałem. Musiałem wyglądać wyjątkowo idiotycznie, bo z zaciekawieniem przechylił głowę i zapytał.
- Zobaczyłeś ducha czy coś? Bo w razie czego, to mam tam specjalistę. – wskazał na Himchan’a, który właśnie wrócił do pokoju z dużym kubkiem kawy. Słysząc uwagę na swój temat zatrzymał się i zaczął gwałtownie gestykulować wolną ręką.
- Przestań mnie oczerniać, ty wredny, snobistyczny dupku! Bo nie zapłacę za prąd i skończy się komponowanie muzyki!
Chłopak przewrócił oczami, a ja cicho zachichotałem. Himchan opadł na siedzenie z mojej drugiej strony i odstawił kawę na stolik. Bezpardonowo objął mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Jak już słyszałeś nazywam się Kim Him Chan, ale mów mi po prostu Himchan. Jestem głównym mózgiem w tym dormitorium – w tym momencie uchylił nas przed szturchnięciem przez Banga – i nie ważne, że tamten snob studiuje fizykę! I że umie rapować!
Przerwał na chwilę, uśmiechnął się złośliwie i przysunął się do mojego ucha.
- Ale powiem ci tajemnicę. On nie lubi kawy! To straszne,
prawda?!
Odsunąłem się od niego z głupią miną i wpadłem plecami na
Banga. Błyskawicznie odwróciłem się i posłałem mu przepraszające spojrzenie.
Wzruszył ramionami i prychnął cicho.
- Himchan studiuje matematykę. On nie potrzebuje kawy, on
potrzebuje psychologa.
Zerknąłem na drugiego chłopaka, który właśnie z błogą miną wypijał gorący płyn
ze szklanki, nucąc przy tym cicho.
- Kawa to podstawa, kawa obliczy ci pole, a sinus z kawy układa się w parabolę!
Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i pierwszy raz poważnie zastanowiłem się, co ja tutaj robię. Poczułem na sobie zaciekawione spojrzenie Guk’a i odwróciłem się w jego stronę, w samą porę, aby zauważyć zainteresowanie w jego oczach.
- To może w końcu się przedstawisz, panie nieznajomy? – odezwał się z ironią i oparł się wygodniej o oparcie kanapy. Gdy doszły do mnie jego słowa miałem ochotę uderzyć twarzą w stół. No tak. Nie przedstawiłeś się. Idiota.
- Przepraszam. Choi Jun Hong. – mruknąłem zażenowany, a ten tylko pokręcił głową.
- Mów mi jak chcesz, byle nie „proszę pana” i „panie korepetytorze”, czuję się wtedy jak wiekowa wystawa z muzeum, a nie pospolity student. – przewrócił oczami i uśmiechnął się do mnie – Więc z czym masz problem?
Zacząłem grzebać w torbie, po czym wydobyłem swój zeszyt, podręcznik i piórnik. Przekartowałem twardo oprawiony brulion i zatrzymałem się na nazwie działu. Przygryzłem wargę i odezwałem się z wahaniem.
- To chyba... fizyka jądrowa.
Usłyszałem, jak jedna osoba się krztusi i podniosłem wzrok, aby zobaczyć rozbawionego Himchan’a i zirytowanego Banga. Ten pierwszy w końcu odetkał się i zachichotał złośliwie.
- Fizyka jądrowa, mówisz? To taki ciekawy temat. Te wszystkie jądra i inne rzeczy. Gukkie naprawdę dużo o tym wie. – nie zdążył się uchylić i ze śmiechem zleciał z kanapy. Zażenowany obserwowałem widocznie złego chłopaka i jego rozbawionego współlokatora.
- Zamknij się wreszcie, pieprzony matematyku, i wynoś się, żebym ja cię do końca korków nie widział! – warknął, a brązowowłosy uniósł obronnie ręce i wciąż chichocząc wyszedł z pokoju. Chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi wejściowych. W przytłaczającej ciszy posłałem Bangowi zakłopotane spojrzenie, ale ten pochylał się nad swoimi kolanami z przymkniętymi oczami. Po chwili odetchnął i spojrzał na mnie, widocznie zmęczony sytuacją.
- Wybacz za niego. Ostatnio mu odbija, sesja idzie, przecież wiesz... – mruknął i próbował się uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło.
- W porządku, rozumiem. – odpowiedziałem, próbując zorientować się, co się właśnie stało. Chłopak poruszył się i sięgnął nad moim ramieniem po zeszyt. Ze skupieniem przejrzał notatki i skierował wzrok na mnie.
- A więc. Atomy mają jądra. Każdy atom ma jedno jądro, które... – przerwał, gdy zauważył, że lekko się zarumieniłem – O co chodzi?
Potrząsnąłem głową i spróbowałem oczyścić myśli.
- Po prostu to, co powiedział Himchan...
Nieoczekiwanie YongGuk wybuchł śmiechem. Wychylił się w moją stronę i energicznie potargał moje włosy.
- To, co powiedział, częściowo było prawdą, ale nie musisz się tym przejmować, dzieciaku.
- Nie jestem dzieciakiem! – burknąłem i trąciłem go lekko, zakłopotany nagłym kontaktem fizycznym, przez co odsunął się i chwycił mnie za podbródek. Zamarłem, wciągając jego zapach, który mnie otoczył. Mieszanina zapachu mocnej, zielonej herbaty. Nie wiedziałem, dlaczego, ale działała na mnie uspokajająco.
- Czy ja wiem. – zamruczał cicho – Wciąż wyglądasz jak dzieciak. – uśmiechnął się i uwolnił mnie.
Zarumieniłem się i potarłem miejsce, w którym wcześniej mnie trzymał.
- Wiem, o tym, wiem. – odpowiedziałem cicho i spuściłem wzrok.
”Co się ze mną do cholery dzieje?! Dlaczego pozwalam mu na takie zachowanie?! A przede wszystkim – dlaczego tak reaguję?! To mężczyzna, do cholery. Ja też jestem mężczyzną. Mężczyźni powinni być z kobietami. Tak ma być. To naturalne.”
Zacisnąłem mocniej zęby i zerknąłem na YongGuk’a kątem oka. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem, co przyprawiło mnie o głębszy rumieniec.
”Co mi zrobiłeś, ty uśmiechający się szaleńcu?!”
- Wracając do materiału – każdy atom ma jądro...
Jęknąłem w myślach.
To będzie długi dzień.
***
Leżałem zwinięty w kłębek na swoim łóżku. Słońce już dawno zaszło, ale nie przejmowałem się tym i pozostawałem w ciemnościach. Rozmyślałem o korepetycjach i tym, co się na nich wydarzyło. Sięgnąłem po telefon, odblokowałem go i otworzyłem listę kontaktów. Najechałem na znaleziony poprzedniego dnia numer i zawahałem się. W końcu kliknąłem na niego i zacząłem zmieniać nazwę. Zignorowałem komunikat o zaakceptowaniu zmian i po chwili zatrzymałem wzrok na jednej pozycji na liście.
Bang Yong Guk.
”Co ty ze mną zrobiłeś?”
***
Przez cały następny dzień towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Nie minęło także kolejnego dnia. Obojętnie przyjąłem mijające lekcje, nie ruszyły mnie nawet uwagi skierowane do mnie przez profesora Hwanhee.
Coś się zmieniło. Jeszcze nie wiedziałam, co, ale za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć.
Wychodząc z sali od fizyki skupiłem wzrok na podłodze. Szedłem, dopóki nie usłyszałem znajomego, niskiego głosu.
- Gdzie się wybierasz, JunHong?
Zatrzymałem się jak wryty i powoli odwróciłem, aby skupić wzrok na nonszalancko opartym o ścianie chłopaku. Zamrugałem zdezorientowany, niezbyt pewny, czy to, co widzę, jest prawdą.
- YongGuk? Co tu robisz? – zapytałem zdziwiony i podszedłem do niego. Miał na sobie mundurek charakterystyczny dla INU – białą koszulę oraz marynarkę i spodnie w odcieni butelkowej zieleni, przez co zwracał uwagę innych uczniów. Zostaliśmy obrzuceni kilkunastoma wścibskimi spojrzeniami, zanim odepchnął się od ściany, wyciągnął rękę i zabrał mi moją torbę z książkami.
- Odwożę cię do domu.
Spojrzałem na niego jak na kretyna.
- Dobrze się czujesz?
- Czemu pytasz? – uśmiechnął się radośnie, przerzucił sobie torbę przez ramię i ruszył szkolnym korytarzem.
- Hyung! – dogoniłem go – Co, do cholery, robisz z moimi rzeczami?! Nie powinno cię tu być! – oburzyłem się, zrównując z nim krok. Ten przewrócił oczami i spojrzał na mnie.
- Przecież już mówiłem – odwożę cię do domu, więc twoje rzeczy jadą z tobą, prawda?
- Ale... – jęknąłem cicho – ja mam deskorolkę!
Bang gwałtownie zatrzymał się na schodach, przez co na niego wpadłem. Odwrócił się do mnie i przyjrzał mi się, mrużąc oczy.
- To ją tu zostawisz.
I ponownie zaczął schodzić.
- Ale...hyung! – pobiegłem za nim. Próbowałem go przekonywać przez całą drogę, co skutecznie ignorował. W końcu dotarliśmy do jednego z samochodów zaparkowanych w pobliżu wejścia. Przyglądałem się naburmuszony, jak Bang otwiera tylnie drzwi, wrzuca tam moją torbę i zapraszającym gestem wskazuje na przednie siedzenie. Obrzuciłem go ponurym spojrzeniem, na co przewrócił oczami i otworzył drugie drzwi.
- Mam ci wysłać specjalne zaproszenie?
Skrzywiłem się i dumnym krokiem podszedłem do drzwi i już miałem wsiadać, gdy zahaczyłem o próg. Uświadomiłem sobie, że lecę, a w tym samym momencie poczułem ostre szarpnięcie z tyłu. Zawisłem nieruchomo, a po chwili obejrzałem się za siebie. YongGuk obserwował mnie z rozbawioną miną, jednocześnie mocno trzymając tył mojej marynarki.
- Dzięki. – burknąłem i uwolniłem się z jego uchwytu. Usiadłem w fotelu i z naburmuszoną miną zapiąłem pas. Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili kątem oka zaobserwowałem, jak chłopak siada koło mnie i zamyka za sobą drzwi. Zirytowany uniknąłem jego wzroku i ignorowałem go, gdy ruszyliśmy i przejechaliśmy mały kawałek od budynku. Gdy jego obecność stała się dla mnie uciążliwa nie wytrzymałem i odezwałem się.
- No co?! – z frustracją zauważyłem, że odwraca wzrok i uśmiecha się do siebie.
- No nic.
- To czego się gapisz?!
- Na korepetycjach byłeś milszy.
- Tam nie zmuszałeś mnie do pojechania ze sobą i nie odbierałeś mnie ze szkoły! Yah, o czym ty myślałeś?!
Zachichotał cicho i spojrzał na mnie jednym ze swoich dziwnych, ciepłych spojrzeń. Poczułem się nieswojo.
- A teraz patrzysz się na mnie w ten dziwny sposób, który mnie irytuje! Przestań! – gdy zobaczyłem, że jeszcze bardziej go to bawi, nabrałem powietrza, aby wyrzucić z siebie całą frustrację.
- Ty wred... – zatkał mi usta dłonią, przez co wyciszył resztę mojej wypowiedzi. Zmrużyłem oczy z wściekłością.
- Uspokój się. – jego głos był spokojny i przesycony rozbawieniem. Odepchnąłem blokującą mnie rękę i rzuciłem z wyrzutem.
- Patrz na drogę! Nie chcę mieć na sumieniu jakiejś sarenki czy coś!
Zaśmiał się głośno i poczochrał mi włosy. Prychnąłem oburzony.
- I czego się śmiejesz?!
- Zelo, mieszkamy w Incheon, gdzie mam ci sarenkę potrącić?
- Sarenki może nie, ale mógłbyś przejechać i przelecieć kolesia, który reklamuje prezerwatywy! – wskazałem na przeciwny koniec ulicy, po którym paradowała wielka prezerwatywa w soczyście różowym odcieniu. Bang wybuchnął śmiechem i chwilę zajęło mi zorientowanie się, co właśnie powiedziałem.
- Um...to nie tak.
Patrzyłem, jak uśmiecha się coraz szerzej.
- Jego akurat nie chciałbym przelecieć. Jest bardzo nieszczelny.
Zarumieniłem się lekko. Dlaczego on to robił?! Wiecznie próbował mi coś sugerować i widocznie bawiło go to. Przygryzłem wargę i spojrzałem na niego z ukosa.
- I niby skąd ty możesz o tym wiedzieć...
Ten przygryzł wargę i już się nie odezwał.
Przez resztę drogi wpatrywałem się w okno ze średnim zainteresowaniem. YongGuk nie próbował mnie zaczepiać, ale wciąż czułem na sobie jego wzrok. Wkrótce po tym podjechaliśmy pod bramkę mojego domu. Wysiadając zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – spojrzałem podejrzliwie na chłopaka, a ten tylko wzruszył ramionami.
- Magia, Zelo, po prostu magia.
- Nie wierzę w twoją magię. – prychnąłem i skierowałem się do furtki. Bez pożegnania otworzyłem ją, przeszedłem przez trawnik i zniknąłem za drzwiami wejściowymi. Tam odetchnąłem z ulgą. Powoli zdjąłem buty i ruszyłem w stronę łazienki. Przechodząc przez kuchnię przywitałem się z mamą.
- Jesteś dziś wyjątkowo wcześnie, Jelly.
- Tak jakoś wyszło. – odpowiedziałem wymijająco i zamknąłem się w pomieszczeniu. Chwilę po tym usłyszałem dzwonek do drzwi i głos rodzicielki wołający mnie. Zniecierpliwiony wypadłem z łazienki, przebiegłem przez kuchnię i zjawiłem się w korytarzu w samą porę, aby natknąć się Bang Yong Guk’a stojącego w progu mojego domu.
- Ten uroczy młodzieniec powiedział, że zapomniałeś swojej torby i postanowił ci ją przynieść! – mama paplała z entuzjazmem, a chłopak za jej plecami podniósł jedną brew i spojrzał na mnie wyzywająco. Jęknąłem w duchu.
- Dzięki. – z niechęcią wyciągnąłem rękę i odebrałem od niego swoją własność. Ten uśmiechnął się niewinnie.
- Wie pani, zapomniał ją wziąć z mojego samochodu.
Spojrzałem na niego z morderstwem w oczach, ale nie przejął się tym zbytnio.
- To takie miłe, prawda Hongie?! Twój przyjaciel jest wspaniałym człowiekiem! – kobieta rozpromieniła się, ale zamarła, widocznie o czymś myśląc. Przewróciłem oczami i już miałem zawrócić do swojego pokoju, gdy usłyszałem jej wypowiedź.
- A może to twój chłopak, co?! Czemu nic nie mówisz starej matce?! – dźgnęła Banga między żebra. Zamarłem w szoku i odwróciłem się w samą porę, żeby zobaczyć, jak chłopak otwiera usta, aby coś powiedzieć. Podbiegłem do niego i popchnąłem go lekko w stronę wyjścia.
- Hyung, idź już sobie, dobrze?!
YongGuk uśmiechnął się do mnie i teatralnie pociągnął nosem.
- Już mnie wyganiasz? Myślałem, że pozwolisz mi zostać!
- Tak, idź so... – moją wypowiedź przerwał oburzony okrzyk matki.
- JunHong jak się zachowujesz! Nie tak cię wychowałam! Bądź miły dla swojego gościa! – po czym łagodniej zwróciła się do starszego – Nie przejmuj się nim, jak zwykle jest nieśmiały! Wejdź, zrobię herbaty!
Miałem wrażenie, że przez moment w oczach Banga widziałem błysk zwycięstwa.
***
Leżałem na stole starając się nie mieć miny nastoletniego mordercy. W rzeczywistości miałem do tego dobry powód – moja matka od dwóch godzin rozmawiała z tym zdrajcą YongGuk’iem i wcale nie chciała wywalać go z naszego domu. Nawet perspektywa mojej odmiennej orientacji nie odstraszała jej od polubienia tego idioty.
”Jakiej znowu orientacji.”
Uderzyłem głową o stół, a blondyn siedzący koło mnie posłał mi pytające spojrzenie.
- Źle się czujesz, Zelo?
”Tak, przez ciebie.”
Posłałem mu ponure spojrzenie i schowałem twarz w blacie.
- Powinieneś być milszy dla swojego chłopaka, kochanie. – dobiegł do mnie głos matki, która właśnie przygotowywała kolację dla nas wszystkich.
- On nie jest moim chłopakiem. – burknąłem, nie otwierając oczu. Usłyszałem cichy śmiech Banga.
- Jeszcze nie.
Gwałtownie podniosłem głowę i uderzyłem w coś twardego. Skrzywiłem się i odsunąłem od Banga, który właśnie masował swoją szczękę.
- Co robisz k...
- JUNHONG!
- ...ochanie. – syknąłem ze złością, rzucając szybkie spojrzenie na matkę. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
”Jeśli chcesz grać, to ja już z tobą zagram, hyung.”
***
Półtorej godziny później leżałem z twarzą w poduszce. Nareszcie ten wścibski człowiek wyniósł się z mojego domu. Usłyszałem dźwięk sms i na oślep sięgnąłem po swój telefon. Zmrużyłem oczy, gdy blask wyświetlacza mnie poraził, ale po chwili skrzywiłem się.
Od: Bang Yong Guk
Treść: Marny z ciebie aktor, Jelly.
Prychnąłem cicho. Ze mnie marny aktor? Jeszcze zobaczy! Szybko wystukałem kilka słów i odrzuciłem urządzenie od siebie.
Do: Bang Yong Guk
Treść: Odwal się, KOCHANIE.
Westchnąłem ciężko. Co powinienem zrobić? Teraz nawet moja własna matka uważa, że mam chłopaka!
Tak, pozostało mi tylko szukać pracy pod latarnią.
Sięgnąłem po swojego laptopa i po chwili leżałem na brzuchu przed uruchomionym ekranem. Zawahałem się przez chwilę, ale postanowiłem się przełamać. Moment później przeglądałem internet pod hasłem „koreańskie pary homoseksualne”.
”Boże, w co ja się wpakowałem.”
Kliknąłem w jeden z popularniejszych linków i poczekałem, aż strona załaduje się w pełni. Zerknąłem na tytuł, ale nic mi nie mówił. Zjechałem w dół, wyglądało mi to na blog z opowiadaniem.
- WonYe? – przeczytałem na głos, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Zacząłem czytać i w miarę czytania robiłem się coraz bardziej czerwony. Po pewnym czasie zorientowałem się, że było to jedno z fanowskich opowiadań o popularnej grupie Super Junior. Mimowolnie śmiałem się przy niektórych fragmentach, co tłumiłem, przygryzając swoją dłoń. Gdy doszedłem do końca zdałem sobie sprawę, że moje życie nigdy nie będzie takie samo.
Jak Siwon mógł robić TAKIE rzeczy Yesungowi?! I kazać mu...kazać mu...
Potrząsnąłem głową, starając się uporządkować fakty. To była fikcja. Na pewno fikcja. Przełączyłem stronę na najnowsze wiadomości i mimowolnie mój wzrok przyciągnęła nazwa Super Junior. Czując się przegranym kliknąłem na nagłówek i obejrzałem filmik z koncertu.
Uderzyłem twarzą w poduszkę. Dlaczego, do cholery, oni się obściskują przed tymi wszystkimi fanami?!
I skoro oni mogą, to ja też mogę?
”Stop. O czym ty myślisz, Zelo?!”
To zabrnęło zbyt daleko.
***
Przez kilka kolejnych dni schemat powtarzał się regularnie. Kończyłem lekcje, po czym znajdowałem Banga przy drzwiach mojej klasy. Wtedy upierał się w odwiezieniu mnie do domu. Na początku próbowałem się z nim kłócić, ale gdy zostaliśmy obrzuceni oburzonymi spojrzeniami, poddałem się. I tak pozwoliłem odwozić się po moich zajęciach. Jednak niecały tydzień później zamiast znaleźć się pod moim domem wysiadłem przy akademiku INU. Posłałem chłopakowi zdziwione spojrzenie, a ten wydął wargi.
- To niezbyt ładnie, żebym ja się ciągle do ciebie wpraszał, a ty byłeś u mnie tylko raz.
- I więcej nie chcę być. – mruknąłem cicho, ale posłusznie podążyłem za nim. Gdy otworzył drzwi od pokoju dotarła do mnie głośna muzyka.
- Himchan przycisz to dziadostwo! – Bang krzyknął w stronę salonu, a po chwili dźwięki ucichły. Z pokoju wypadł dobrze znany mi chłopak i rozpromienił się na mój widok.
- Och, Zelo! Nie boli cię tyłek?
- ...co? – odpowiedziałem elokwentnie, wpatrując się z szokiem w Kim’a.
- Himchan... – YongGuk spojrzał na niego ostrzegająco – zostawiam ci na moment Zelo, postaraj się go nie naruszyć, bo wywalę twój roczny zapas kawy/
- Tak, tak. – machnął mu ręką i entuzjastycznie chwycił mnie za ramię. Pociągnął mnie za sobą do salonu, który zawalony był brudnymi kubkami, podręcznikami i, nie wiedzieć czemu, różowymi karteczkami do pisania.
- Nie przejmuj się. – ramieniem zgarnął kilkadziesiąt karteczek z sofy i pchnął mnie na nią. Sam usiadł obok mnie nie przejmując się bałaganem.
- Więc? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Więc co? – odpowiedziałem, wciąż zastanawiając się, co wcześniej miał na myśli.
- Pytałem, czy...
- Tak, tak. – przerwałem mu szybko – Tylko nie wiem, o co ci chodziło!
Wydął z niezadowoleniem wargi i posłał mi oceniające spojrzenie.
- Niedawno Bang wykupił niemalże cały sex shop. Myślałem, że to dla ciebie, bo wciąż o tobie mówi, no ale...
Poczułem, jak się czerwienie.
- Ja...ja...
- Ach, rozumiem, nie chcesz rozmawiać o waszym nocnym życiu! Nie szkodzi! – rozpromienił się i przytulił mnie, gdy wciąż próbowałem poukładać w głowie to, co mi powiedział. W tym momencie do salonu wszedł Bang i obrzucił nas zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Kim, przestań obmacywać mojego chłopaka, jutro masz kolokwium z geometrii.
Himchan oderwał się ode mnie ze smutną miną.
- Czy ty zawsze musisz mi mówić o pogrzebach przed ich datą?! Pieprzony jasnowidz!
- Jak przestaniesz wtrącać nos w nie swoje sprawy, to nawet pomogę ci z nauką. – przewrócił oczami i chwycił mnie za dłoń, po czym przyciągnął do siebie. Ruszył w stronę jednych z drzwi, a ja potruchtałem za nim. Pociągnął za klamkę i wepchnął mnie do środka, burknął w stronę swojego współlokatora coś w rodzaju „nie przeszkadzaj, pajacu” i zamknął za sobą drzwi.
- To twój pokój? – rozejrzałem się z ciekawością po pomieszczeniu, dłużej zatrzymując wzrok na urządzeniach do nagrywania głosu.
- Nie, wróżki chrzestnej. – odburknął, po czym spojrzał na mnie przepraszająco – Wybacz, Himchan działa mi na nerwy ostatnio.
- Bo wykupiłeś pół sex shopu? – zapytałem cicho, uśmiechając się pod nosem i sadowiąc na krawędzi jego łóżka. Bang parsknął cicho śmiechem.
- Może. Zawsze możesz ze mną uszczuplić te zapasy.
- Podziękuję. – mruknąłem, obserwując z rozbawieniem jego entuzjazm. Jeszcze raz przyjrzałem się mikrofonom, a ten, jak by wyczuwając moje zainteresowanie, sięgnął po jeden z nich i podał mi go.
- Śpiewasz? – zapytałem, wpatrując się w urządzenie. Wydawało mi się, że było jednym z tych droższych typów. Chłopak usiadł obok mnie wyglądając na lekko zmieszanego.
- Czasem, ale głównie rapuję.
- Och. – spojrzałem na niego, krzyżując swoje spojrzenie z jego – Musisz być w tym dobry.
- Trochę. – zaśmiał się nerwowo. W pewnej chwili wydało mi się to strasznie urocze, więc potrząsnąłem głową i skarciłem się w myślach z irytacją. Nie gram z nim po to, żeby go poznawać.
- Masz jakieś swoje nagranie? – zapytałem, starając się rozjaśnić swoje myśli. Niepewnie skinął głową, wstał i sięgnął jedną z płyt, które wcześniej leżały w równym rządku. Podał mi pudełko, a ja przyjrzałem mu się z zainteresowaniem.
- To próbna wersja, do tej pory nagrałem tylko teaser, więc...
- Och, znam to! – zaśmiałem się cicho, z entuzjazmem wpatrując się w tytuł – I Remember, tak?
Zwróciłem na niego entuzjastyczne spojrzenie, gdy zdałem sobie z czegoś sprawę.
- TY to nagrałeś?!
Zmieszał się i przygryzł wargę.
- Przecież mówiłem.
- Ja... – przerwałem na chwilę, namyślając się – jesteś w tym dobry. – stwierdziłem cicho. Podniosłem wzrok i zauważyłem, że uśmiecha się z radością. Lekko odwzajemniłem uśmiech.
- Więc to stąd cię kojarzyłem. – mruknąłem, zaczynając bawić się pudełkiem. Usłyszałem, jak śmieje się cicho.
- Och, cóż ze mnie za gwiazda. – przewróciłem oczami, ale dołączyłem do jego śmiechu – Czy ze względu na to pójdziesz ze mną do łóżka, o mój miły?! – dodał robiąc teatralną minę. Chwyciłem najbliższą poduszkę i przyłożyłem mu nią w twarz.
- Zamknij się, hyung.
***
Wysiadając pod swoim domem nie spodziewałem się tego, co się stanie. Nawet, gdybym wiedział, to prawdopodobnie nie mógłbym nic temu zaradzić. Żegnałem się z Bangiem, stojąc od jakiś piętnastu minut pod drzwiami wejściowymi i rozmawiając na temat muzyki. Już miałem odwrócić się i wejść do domu, gdy YongGuk wyciągnął rękę i złapał mój podbródek. Zamarłem zbyt zszokowany, żeby cokolwiek zrobić. Zarejestrowałem tylko, że przybliża się do mnie, po czym poczułem jego usta na swoich. Gdybym miał je teraz opisać, to użyłbym określeń „miękkie”, „delikatne” i... „o cudownym smaku”.
W tym momencie wszystko przestało iść według mojej myśli.
- Dobranoc, Zelo. – jego cichy szept, ciepły dotyk i cisza, która nastała chwilę później.
Gdy pierwszy szok minął dotknąłem ust i spojrzałem w ciemną uliczkę, w której zniknął.
”Chyba naprawdę jestem beznadziejnym aktorem.”
***
W przeciągu następnych tygodni schemat się powtarzał – YongGuk odbierał mnie ze szkoły i albo odwoził do domu, albo zabierał do siebie. Obserwowałem, jak nagrywał kolejne fragmenty piosenki, często też pytał mnie o zdanie. Dowiedziałem się o nim mnóstwa nowych rzeczy, jak to, że nie umiał mówić, dopóki nie skończył piątego roku życia. Nauczył mnie też czerpać przyjemność z przypadkowego dotyku. Nie wiedziałem, jak to się stało, ale zaczynałem być coraz wrażliwszy na jego gesty.
I coraz bardziej się do niego przywiązywałem.
Któregoś razu zobaczyłem na jego biurku rysunek królika w masce. Posłałem YongGuk’owi przelotne spojrzenie i odezwałem się obojętnie.
- Powinieneś mu zrobić czerwoną maskę. Czerwony do ciebie pasuje.
W odpowiedzi uśmiechnął się tajemniczo.
Następnego dnia, gdy odbierał mnie ze szkoły, jego włosy były już barwy intensywnej czerwieni. Śmiałem się, że wygląda jak bohater jakiegoś anime, a on w odpowiedzi uśmiechał się i wytykał mi, że „sam mi tak doradziłeś”.
Koniec roku szkolnego zbliżał się dużymi krokami. Ciężko pracowałem nad moimi ocenami z lekcji fizyki, co wprawiało nauczyciela w jeszcze gorszy nastrój. Z pomocą Banga udawało mi się zdobywać coraz lepsze wyniki, co zdecydowanie motywowało mnie do dalszej nauki.
Na ostatnim egzaminie z fizyki byłem maksymalnie skupiony. Chciałem udowodnić nauczycielowi, że nie jestem idiotą, za którego miał mnie na początku. Uczyłem się do niego przez kilka ostatnich dni i byłem pewien, że dobrze mi pójdzie. Napisałem wszystko i opuściłem salę. Kilka dni po tym Bang zadebiutował z I Remember. Mimo początkowego oszołomienia byłem dumny z pracy, którą wykonał. Poprzez to stawał się coraz bardziej popularny, co nie pozwalało mu się skupiać na studiach.
W dniu ogłoszenia wyników znalazłem go przy drzwiach mojej sali, zwyczajowo opartego o ścianę i z uśmiechem przyglądającego się otoczeniu. Wielu ludzi, którzy go mijali, szeptali i pokazywali go sobie palcami. Wkrótce po tym wybuchła plotka, że Bang Yong Guk jest w budynku szkolnym i wielu fanów postanowiło skorzystać z takiej okazji. Po ogłoszeniu wyników wybiegłem z sali i z radości rzuciłem się na niego.
- Hyung, zdałem! Zdałem!
Ten obkręcił mnie ze śmiechem i postawił na ziemi.
- Nigdy nie wątpiłem, że zdasz, głuptasie.
Powoli zaczynał robić się szum wokół naszych osób, gdy salę opuścił profesor. Skrzywił się na mój widok i niechętnie wycedził.
- Pan JunHong, zdobył pan 98%. Osobiście wierzę, że musiał pan ściągać, ponieważ... – w tym momencie dojrzał YongGuk’a, który od chwili jego pojawienia się obserwował go ze zmrużonymi oczami - ...albo mieć wyjątkowo dobrego nauczyciela. – dodał niechętnie, po czym skinął mu głową i skierował się do pokoju nauczycielskiego.
- Znasz go, hyung? – zapytałem, śledząc plecy nauczyciela. Ku mojemu zdumieniu chłopak roześmiał się.
- Kiedyś przegrał ze mną zakład fizyczny i od tamtej pory musi uważać mnie za lepszego od siebie.
Spojrzałem na niego wielkimi oczami, po czym zacząłem go uderzać po piersi.
- Ty kretynie, mogłeś mi powiedzieć!
Przytrzymał moje dłonie i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Chodź, bo już podejrzewają cię o molestowanie mnie. – pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia ze szkoły. Potruchtałem za nim wciąż obrażony.
- I kto tu kogo molestuje!
***
”Całkowicie straciłem kontrolę.”
Poczułem ciepły oddech Banga na mojej szyi i zadrżałem. Delikatnie przesunął palcami po delikatnej skórze i objął mnie od tyłu.
- Game over, Zelo. – usłyszałem jego cichy szept i wiedziałem, że miał rację.
Przez ten cały czas. Od pierwszego spotkania. Nie wiedziałem, co ze mną zrobił, ale wydobył ze mnie emocje, o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Oszukiwałem się, próbując wymazać z mojej pamięci wrażenie, jakie po sobie pozostawił. Ba, nawet zacząłem z nim głupią grę w „związek” i przegrałem.
Sam ze sobą.
Delikatne muśnięcie ust na moim karku.
- Ja... – mój głos zadrżał, gdy próbowałem złożyć jakąś składną wypowiedź. Uciszył mnie dotykiem, a ja przygryzłem wargę, żeby nie jęknąć. Poczułem, jak się niecierpliwi, gdy szybko rozpinał guziki mojej koszuli. Mruknąłem z protestem i odwróciłem się do niego, wkładając ręce pod jego podkoszulek. Usłyszałem, jak cicho westchnął, ale po chwili ponowił przerwane wcześniej zajęcie. Jedną ręką odsunął mnie od siebie i powoli ściągnął koszulę, łapczywie przejeżdżając palcami po moim torsie. Tym razem nie udało mi się stłumić jęknięcia. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie z czułością. Widziałem, że hamował się od gwałtownych ruchów, na co przysunąłem się do niego i pocałowałem, lekko mrużąc oczy. Chwyciłem za brzegi jego koszulki i podciągnąłem ją do góry, próbując ją zdjąć z niego. Pomógł mi, a po chwili poczułem, jak jego dłonie zjeżdżają na moje biodra. Zadrżałem w jego ramionach i schowałem twarz w jego torsie. Oddychałem coraz szybciej i zamarłem, gdy ciepłe palce wdarły się pod moją bieliznę.
- Hyung, ja... – jęknąłem cicho, przywierając do jego ciepłego ciała i owijając wokół niego ręce.
- Spokojnie. – usłyszałem cichy pomruk zanim pocałował mnie w szyję i zadrżałem, gdy poczułem na swojej skórze jego ciepły i wilgotny język. W tym samym czasie pociągnął za moje spodnie, zsuwając je razem z bielizną. Zarumieniłem się lekko i spuściłem wzrok, ale wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy przejechał palcami po moim kręgosłupie. Sfrustrowany pociągnąłem za jego pasek od spodni, a on zachichotał cicho. Pomógł mi w rozpięciu paska od spodni i uniósł się lekko, żebym mógł go rozebrać. Zamruczałem cicho przejeżdżając palcami po ciepłej i miękkiej skórze, rumieniąc się jeszcze bardziej. Jęknąłem głośno, gdy przejechał dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda i spojrzałem na niego zamglonym spojrzeniem. Jego wzrok skupiał się na mnie i widziałem w nim czyste pożądanie oraz to ciepło, którym darzył mnie na co dzień. Uśmiechnął się z czułością i zabrał rękę, na co prychnąłem z naganą. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował, drażniąc się ze mną. Poczułem jedną z jego dłoni na moim pośladku i zadrżałem z oczekiwaniem. Drugą ręką sięgnął po coś do szuflady za sobą i wydobył małą buteleczkę. Otworzył ją, przez co poczułem zapach czekolady i spojrzałem na niego prosząco.
- Wolisz... – odezwał się cicho, ale mu przerwałem.
- Yah, przyszedłeś się tu ze mną pieprzyć czy wybierać zapach lubrykantu?!
Zachichotał cicho i przesunął swoją dłoń na moje podbrzusze. Przygryzłem wargę i próbowałem go zmusić do przesunięcia się niżej, ale tylko uśmiechnął się i popchnął mnie na pościel. Wylądowałem miękko ciągnąc go za sobą, po czym poczułem zimną ciecz rozlewającą się na moim brzuchu i zadrżałem. Wciągnąłem intensywny zapach czekolady i jęknąłem głośno, gdy przesunął dłoń niżej. Przymknąłem oczy i skupiłem się na jego dotyku. Z każdym intensywniejszym doznaniem wyrywały mi się niekontrolowane odgłosy, przez co co jakiś czas rumieniłem się gwałtownie. Gdy nagle przerwał pieszczoty spojrzałem na niego z pragnieniem, ale ten tylko wylał więcej płynu na dłoń i sięgnął jeszcze niżej. Gwałtownie wciągnąłem powietrze, czując nieco intensywniejsze doznanie, niż przedtem, a za razem inne uczucie. Kiedy moje zniecierpliwienie sięgnęło swojej granicy przyciągnąłem go do siebie z mruknięciem, a on podłapał aluzję. Zaczął się wygodniej ustawiać, jednocześnie drażniąc palcami mój tors, a ja pierwszy raz od tej całej sytuacji zacząłem się bać.
”Już się nie cofniesz, Zelo. Gra skończona.”
Skrzywiłem się z bólu, gdy wszedł we mnie gwałtownie. Zacisnąłem zęby i spróbowałem się rozluźnić. A przynajmniej tak radzili w tych głupich poradnikach, które czytałem na internecie. Tylko te pieprzone poradniki nie podawały, że to tak cholernie boli.
Gdy udało mi się przezwyciężyć dyskomfort zacząłem dostrzegać pierwsze przyjemności. Ciepły oddech Banga na mojej skórze. Jęknąłem cicho, gdy przypadkowo otarł się o najwrażliwszy punkt na moim ciele. Spojrzałem na niego zamglonymi oczami i zdałem sobie sprawę, że jest wszystkim, czego wcześniej potrzebowałem. Nasze jęki przeplatały się i rozbrzmiewały w ciemnym pokoju, a ja czułem, że zaraz oszaleję od intensywności doznań. Dopełnialiśmy się w ruchach i wyraźnie widziałem, że długo to nie potrwa. Poczułem, jak YongGuk przyspiesza i krzyknąłem cicho zamykając oczy. Jego ramiona delikatnie obwinęły się wokół mnie i przyciągnęły do siebie. Ruszaliśmy się w jednakowym rytmie, starając się jak najbardziej dzielić ze sobą przyjemność. Gdy wreszcie nadeszło spełnienie przejechałem paznokciami po jego plecach i oparłem się o niego ciężko oddychając. Słyszałem, jak szybko bije jego serce, powoli się uspokajaliśmy. Zmęczony rozluźniłem uchwyt i poczułem, że układa mnie na łóżku, wcześniej ze mnie wychodząc. Ułożył się za moimi plecami i przytulił do mnie. Poczułem znajomy zapach czekolady i charakterystyczną woń, która towarzyszyła tylko jemu i uśmiechnąłem się do siebie. Przykrył nas kołdrą i wtulił twarz w moje włosy mrucząc cicho.
- Zelo? – mruknął sennie, a ja odetchnąłem głębiej, starając się nie zasnąć.
- Mmm?
- Jednak poszedłeś do łóżka ze mną, gdy jestem sławny.
Zaśmiał się cicho, a ja zatrzęsłem się ze śmiechu. Co za idiota.
- Hyung?
- Tak?
- Zamknij się.
Przez moment panowała cisza, a gdy byłem już na skraju snu, wydawało mi się, że słyszałem, jak cicho mruczy.
- Ja też cię kocham, Zelo.
***
Poza kulisami:
Zdegustowany Kim Him Chan i jego podręcznik do matematyki.
Kim ostrożnie podniósł książkę, która jakimś cudem znalazła się w łóżku Banga. Szukał jej przez cały, cholerny dzień, a ona po prostu tu leżała. Podniósł podręcznik za róg i ostrożnie powąchał.
- Czekolada? – mruknął do siebie i wzruszył ramionami. Wziął ją w ramiona i skierował się do wyjścia, gdy jego spojrzenie padło na małą buteleczkę stojącą na szafce nocnej.
Lubrykant o zapachu czekolady.
- ...BANG YONG GUK ZAPŁACISZ MI ZA UPRAWIANIE SEKSU NA MOIM REPETYTORIUM Z MATEMATYKI!
The End.
- Kawa to podstawa, kawa obliczy ci pole, a sinus z kawy układa się w parabolę!
Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i pierwszy raz poważnie zastanowiłem się, co ja tutaj robię. Poczułem na sobie zaciekawione spojrzenie Guk’a i odwróciłem się w jego stronę, w samą porę, aby zauważyć zainteresowanie w jego oczach.
- To może w końcu się przedstawisz, panie nieznajomy? – odezwał się z ironią i oparł się wygodniej o oparcie kanapy. Gdy doszły do mnie jego słowa miałem ochotę uderzyć twarzą w stół. No tak. Nie przedstawiłeś się. Idiota.
- Przepraszam. Choi Jun Hong. – mruknąłem zażenowany, a ten tylko pokręcił głową.
- Mów mi jak chcesz, byle nie „proszę pana” i „panie korepetytorze”, czuję się wtedy jak wiekowa wystawa z muzeum, a nie pospolity student. – przewrócił oczami i uśmiechnął się do mnie – Więc z czym masz problem?
Zacząłem grzebać w torbie, po czym wydobyłem swój zeszyt, podręcznik i piórnik. Przekartowałem twardo oprawiony brulion i zatrzymałem się na nazwie działu. Przygryzłem wargę i odezwałem się z wahaniem.
- To chyba... fizyka jądrowa.
Usłyszałem, jak jedna osoba się krztusi i podniosłem wzrok, aby zobaczyć rozbawionego Himchan’a i zirytowanego Banga. Ten pierwszy w końcu odetkał się i zachichotał złośliwie.
- Fizyka jądrowa, mówisz? To taki ciekawy temat. Te wszystkie jądra i inne rzeczy. Gukkie naprawdę dużo o tym wie. – nie zdążył się uchylić i ze śmiechem zleciał z kanapy. Zażenowany obserwowałem widocznie złego chłopaka i jego rozbawionego współlokatora.
- Zamknij się wreszcie, pieprzony matematyku, i wynoś się, żebym ja cię do końca korków nie widział! – warknął, a brązowowłosy uniósł obronnie ręce i wciąż chichocząc wyszedł z pokoju. Chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi wejściowych. W przytłaczającej ciszy posłałem Bangowi zakłopotane spojrzenie, ale ten pochylał się nad swoimi kolanami z przymkniętymi oczami. Po chwili odetchnął i spojrzał na mnie, widocznie zmęczony sytuacją.
- Wybacz za niego. Ostatnio mu odbija, sesja idzie, przecież wiesz... – mruknął i próbował się uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło.
- W porządku, rozumiem. – odpowiedziałem, próbując zorientować się, co się właśnie stało. Chłopak poruszył się i sięgnął nad moim ramieniem po zeszyt. Ze skupieniem przejrzał notatki i skierował wzrok na mnie.
- A więc. Atomy mają jądra. Każdy atom ma jedno jądro, które... – przerwał, gdy zauważył, że lekko się zarumieniłem – O co chodzi?
Potrząsnąłem głową i spróbowałem oczyścić myśli.
- Po prostu to, co powiedział Himchan...
Nieoczekiwanie YongGuk wybuchł śmiechem. Wychylił się w moją stronę i energicznie potargał moje włosy.
- To, co powiedział, częściowo było prawdą, ale nie musisz się tym przejmować, dzieciaku.
- Nie jestem dzieciakiem! – burknąłem i trąciłem go lekko, zakłopotany nagłym kontaktem fizycznym, przez co odsunął się i chwycił mnie za podbródek. Zamarłem, wciągając jego zapach, który mnie otoczył. Mieszanina zapachu mocnej, zielonej herbaty. Nie wiedziałem, dlaczego, ale działała na mnie uspokajająco.
- Czy ja wiem. – zamruczał cicho – Wciąż wyglądasz jak dzieciak. – uśmiechnął się i uwolnił mnie.
Zarumieniłem się i potarłem miejsce, w którym wcześniej mnie trzymał.
- Wiem, o tym, wiem. – odpowiedziałem cicho i spuściłem wzrok.
”Co się ze mną do cholery dzieje?! Dlaczego pozwalam mu na takie zachowanie?! A przede wszystkim – dlaczego tak reaguję?! To mężczyzna, do cholery. Ja też jestem mężczyzną. Mężczyźni powinni być z kobietami. Tak ma być. To naturalne.”
Zacisnąłem mocniej zęby i zerknąłem na YongGuk’a kątem oka. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem, co przyprawiło mnie o głębszy rumieniec.
”Co mi zrobiłeś, ty uśmiechający się szaleńcu?!”
- Wracając do materiału – każdy atom ma jądro...
Jęknąłem w myślach.
To będzie długi dzień.
***
Leżałem zwinięty w kłębek na swoim łóżku. Słońce już dawno zaszło, ale nie przejmowałem się tym i pozostawałem w ciemnościach. Rozmyślałem o korepetycjach i tym, co się na nich wydarzyło. Sięgnąłem po telefon, odblokowałem go i otworzyłem listę kontaktów. Najechałem na znaleziony poprzedniego dnia numer i zawahałem się. W końcu kliknąłem na niego i zacząłem zmieniać nazwę. Zignorowałem komunikat o zaakceptowaniu zmian i po chwili zatrzymałem wzrok na jednej pozycji na liście.
Bang Yong Guk.
”Co ty ze mną zrobiłeś?”
***
Przez cały następny dzień towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Nie minęło także kolejnego dnia. Obojętnie przyjąłem mijające lekcje, nie ruszyły mnie nawet uwagi skierowane do mnie przez profesora Hwanhee.
Coś się zmieniło. Jeszcze nie wiedziałam, co, ale za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć.
Wychodząc z sali od fizyki skupiłem wzrok na podłodze. Szedłem, dopóki nie usłyszałem znajomego, niskiego głosu.
- Gdzie się wybierasz, JunHong?
Zatrzymałem się jak wryty i powoli odwróciłem, aby skupić wzrok na nonszalancko opartym o ścianie chłopaku. Zamrugałem zdezorientowany, niezbyt pewny, czy to, co widzę, jest prawdą.
- YongGuk? Co tu robisz? – zapytałem zdziwiony i podszedłem do niego. Miał na sobie mundurek charakterystyczny dla INU – białą koszulę oraz marynarkę i spodnie w odcieni butelkowej zieleni, przez co zwracał uwagę innych uczniów. Zostaliśmy obrzuceni kilkunastoma wścibskimi spojrzeniami, zanim odepchnął się od ściany, wyciągnął rękę i zabrał mi moją torbę z książkami.
- Odwożę cię do domu.
Spojrzałem na niego jak na kretyna.
- Dobrze się czujesz?
- Czemu pytasz? – uśmiechnął się radośnie, przerzucił sobie torbę przez ramię i ruszył szkolnym korytarzem.
- Hyung! – dogoniłem go – Co, do cholery, robisz z moimi rzeczami?! Nie powinno cię tu być! – oburzyłem się, zrównując z nim krok. Ten przewrócił oczami i spojrzał na mnie.
- Przecież już mówiłem – odwożę cię do domu, więc twoje rzeczy jadą z tobą, prawda?
- Ale... – jęknąłem cicho – ja mam deskorolkę!
Bang gwałtownie zatrzymał się na schodach, przez co na niego wpadłem. Odwrócił się do mnie i przyjrzał mi się, mrużąc oczy.
- To ją tu zostawisz.
I ponownie zaczął schodzić.
- Ale...hyung! – pobiegłem za nim. Próbowałem go przekonywać przez całą drogę, co skutecznie ignorował. W końcu dotarliśmy do jednego z samochodów zaparkowanych w pobliżu wejścia. Przyglądałem się naburmuszony, jak Bang otwiera tylnie drzwi, wrzuca tam moją torbę i zapraszającym gestem wskazuje na przednie siedzenie. Obrzuciłem go ponurym spojrzeniem, na co przewrócił oczami i otworzył drugie drzwi.
- Mam ci wysłać specjalne zaproszenie?
Skrzywiłem się i dumnym krokiem podszedłem do drzwi i już miałem wsiadać, gdy zahaczyłem o próg. Uświadomiłem sobie, że lecę, a w tym samym momencie poczułem ostre szarpnięcie z tyłu. Zawisłem nieruchomo, a po chwili obejrzałem się za siebie. YongGuk obserwował mnie z rozbawioną miną, jednocześnie mocno trzymając tył mojej marynarki.
- Dzięki. – burknąłem i uwolniłem się z jego uchwytu. Usiadłem w fotelu i z naburmuszoną miną zapiąłem pas. Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili kątem oka zaobserwowałem, jak chłopak siada koło mnie i zamyka za sobą drzwi. Zirytowany uniknąłem jego wzroku i ignorowałem go, gdy ruszyliśmy i przejechaliśmy mały kawałek od budynku. Gdy jego obecność stała się dla mnie uciążliwa nie wytrzymałem i odezwałem się.
- No co?! – z frustracją zauważyłem, że odwraca wzrok i uśmiecha się do siebie.
- No nic.
- To czego się gapisz?!
- Na korepetycjach byłeś milszy.
- Tam nie zmuszałeś mnie do pojechania ze sobą i nie odbierałeś mnie ze szkoły! Yah, o czym ty myślałeś?!
Zachichotał cicho i spojrzał na mnie jednym ze swoich dziwnych, ciepłych spojrzeń. Poczułem się nieswojo.
- A teraz patrzysz się na mnie w ten dziwny sposób, który mnie irytuje! Przestań! – gdy zobaczyłem, że jeszcze bardziej go to bawi, nabrałem powietrza, aby wyrzucić z siebie całą frustrację.
- Ty wred... – zatkał mi usta dłonią, przez co wyciszył resztę mojej wypowiedzi. Zmrużyłem oczy z wściekłością.
- Uspokój się. – jego głos był spokojny i przesycony rozbawieniem. Odepchnąłem blokującą mnie rękę i rzuciłem z wyrzutem.
- Patrz na drogę! Nie chcę mieć na sumieniu jakiejś sarenki czy coś!
Zaśmiał się głośno i poczochrał mi włosy. Prychnąłem oburzony.
- I czego się śmiejesz?!
- Zelo, mieszkamy w Incheon, gdzie mam ci sarenkę potrącić?
- Sarenki może nie, ale mógłbyś przejechać i przelecieć kolesia, który reklamuje prezerwatywy! – wskazałem na przeciwny koniec ulicy, po którym paradowała wielka prezerwatywa w soczyście różowym odcieniu. Bang wybuchnął śmiechem i chwilę zajęło mi zorientowanie się, co właśnie powiedziałem.
- Um...to nie tak.
Patrzyłem, jak uśmiecha się coraz szerzej.
- Jego akurat nie chciałbym przelecieć. Jest bardzo nieszczelny.
Zarumieniłem się lekko. Dlaczego on to robił?! Wiecznie próbował mi coś sugerować i widocznie bawiło go to. Przygryzłem wargę i spojrzałem na niego z ukosa.
- I niby skąd ty możesz o tym wiedzieć...
Ten przygryzł wargę i już się nie odezwał.
Przez resztę drogi wpatrywałem się w okno ze średnim zainteresowaniem. YongGuk nie próbował mnie zaczepiać, ale wciąż czułem na sobie jego wzrok. Wkrótce po tym podjechaliśmy pod bramkę mojego domu. Wysiadając zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – spojrzałem podejrzliwie na chłopaka, a ten tylko wzruszył ramionami.
- Magia, Zelo, po prostu magia.
- Nie wierzę w twoją magię. – prychnąłem i skierowałem się do furtki. Bez pożegnania otworzyłem ją, przeszedłem przez trawnik i zniknąłem za drzwiami wejściowymi. Tam odetchnąłem z ulgą. Powoli zdjąłem buty i ruszyłem w stronę łazienki. Przechodząc przez kuchnię przywitałem się z mamą.
- Jesteś dziś wyjątkowo wcześnie, Jelly.
- Tak jakoś wyszło. – odpowiedziałem wymijająco i zamknąłem się w pomieszczeniu. Chwilę po tym usłyszałem dzwonek do drzwi i głos rodzicielki wołający mnie. Zniecierpliwiony wypadłem z łazienki, przebiegłem przez kuchnię i zjawiłem się w korytarzu w samą porę, aby natknąć się Bang Yong Guk’a stojącego w progu mojego domu.
- Ten uroczy młodzieniec powiedział, że zapomniałeś swojej torby i postanowił ci ją przynieść! – mama paplała z entuzjazmem, a chłopak za jej plecami podniósł jedną brew i spojrzał na mnie wyzywająco. Jęknąłem w duchu.
- Dzięki. – z niechęcią wyciągnąłem rękę i odebrałem od niego swoją własność. Ten uśmiechnął się niewinnie.
- Wie pani, zapomniał ją wziąć z mojego samochodu.
Spojrzałem na niego z morderstwem w oczach, ale nie przejął się tym zbytnio.
- To takie miłe, prawda Hongie?! Twój przyjaciel jest wspaniałym człowiekiem! – kobieta rozpromieniła się, ale zamarła, widocznie o czymś myśląc. Przewróciłem oczami i już miałem zawrócić do swojego pokoju, gdy usłyszałem jej wypowiedź.
- A może to twój chłopak, co?! Czemu nic nie mówisz starej matce?! – dźgnęła Banga między żebra. Zamarłem w szoku i odwróciłem się w samą porę, żeby zobaczyć, jak chłopak otwiera usta, aby coś powiedzieć. Podbiegłem do niego i popchnąłem go lekko w stronę wyjścia.
- Hyung, idź już sobie, dobrze?!
YongGuk uśmiechnął się do mnie i teatralnie pociągnął nosem.
- Już mnie wyganiasz? Myślałem, że pozwolisz mi zostać!
- Tak, idź so... – moją wypowiedź przerwał oburzony okrzyk matki.
- JunHong jak się zachowujesz! Nie tak cię wychowałam! Bądź miły dla swojego gościa! – po czym łagodniej zwróciła się do starszego – Nie przejmuj się nim, jak zwykle jest nieśmiały! Wejdź, zrobię herbaty!
Miałem wrażenie, że przez moment w oczach Banga widziałem błysk zwycięstwa.
***
Leżałem na stole starając się nie mieć miny nastoletniego mordercy. W rzeczywistości miałem do tego dobry powód – moja matka od dwóch godzin rozmawiała z tym zdrajcą YongGuk’iem i wcale nie chciała wywalać go z naszego domu. Nawet perspektywa mojej odmiennej orientacji nie odstraszała jej od polubienia tego idioty.
”Jakiej znowu orientacji.”
Uderzyłem głową o stół, a blondyn siedzący koło mnie posłał mi pytające spojrzenie.
- Źle się czujesz, Zelo?
”Tak, przez ciebie.”
Posłałem mu ponure spojrzenie i schowałem twarz w blacie.
- Powinieneś być milszy dla swojego chłopaka, kochanie. – dobiegł do mnie głos matki, która właśnie przygotowywała kolację dla nas wszystkich.
- On nie jest moim chłopakiem. – burknąłem, nie otwierając oczu. Usłyszałem cichy śmiech Banga.
- Jeszcze nie.
Gwałtownie podniosłem głowę i uderzyłem w coś twardego. Skrzywiłem się i odsunąłem od Banga, który właśnie masował swoją szczękę.
- Co robisz k...
- JUNHONG!
- ...ochanie. – syknąłem ze złością, rzucając szybkie spojrzenie na matkę. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
”Jeśli chcesz grać, to ja już z tobą zagram, hyung.”
***
Półtorej godziny później leżałem z twarzą w poduszce. Nareszcie ten wścibski człowiek wyniósł się z mojego domu. Usłyszałem dźwięk sms i na oślep sięgnąłem po swój telefon. Zmrużyłem oczy, gdy blask wyświetlacza mnie poraził, ale po chwili skrzywiłem się.
Od: Bang Yong Guk
Treść: Marny z ciebie aktor, Jelly.
Prychnąłem cicho. Ze mnie marny aktor? Jeszcze zobaczy! Szybko wystukałem kilka słów i odrzuciłem urządzenie od siebie.
Do: Bang Yong Guk
Treść: Odwal się, KOCHANIE.
Westchnąłem ciężko. Co powinienem zrobić? Teraz nawet moja własna matka uważa, że mam chłopaka!
Tak, pozostało mi tylko szukać pracy pod latarnią.
Sięgnąłem po swojego laptopa i po chwili leżałem na brzuchu przed uruchomionym ekranem. Zawahałem się przez chwilę, ale postanowiłem się przełamać. Moment później przeglądałem internet pod hasłem „koreańskie pary homoseksualne”.
”Boże, w co ja się wpakowałem.”
Kliknąłem w jeden z popularniejszych linków i poczekałem, aż strona załaduje się w pełni. Zerknąłem na tytuł, ale nic mi nie mówił. Zjechałem w dół, wyglądało mi to na blog z opowiadaniem.
- WonYe? – przeczytałem na głos, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Zacząłem czytać i w miarę czytania robiłem się coraz bardziej czerwony. Po pewnym czasie zorientowałem się, że było to jedno z fanowskich opowiadań o popularnej grupie Super Junior. Mimowolnie śmiałem się przy niektórych fragmentach, co tłumiłem, przygryzając swoją dłoń. Gdy doszedłem do końca zdałem sobie sprawę, że moje życie nigdy nie będzie takie samo.
Jak Siwon mógł robić TAKIE rzeczy Yesungowi?! I kazać mu...kazać mu...
Potrząsnąłem głową, starając się uporządkować fakty. To była fikcja. Na pewno fikcja. Przełączyłem stronę na najnowsze wiadomości i mimowolnie mój wzrok przyciągnęła nazwa Super Junior. Czując się przegranym kliknąłem na nagłówek i obejrzałem filmik z koncertu.
Uderzyłem twarzą w poduszkę. Dlaczego, do cholery, oni się obściskują przed tymi wszystkimi fanami?!
I skoro oni mogą, to ja też mogę?
”Stop. O czym ty myślisz, Zelo?!”
To zabrnęło zbyt daleko.
***
Przez kilka kolejnych dni schemat powtarzał się regularnie. Kończyłem lekcje, po czym znajdowałem Banga przy drzwiach mojej klasy. Wtedy upierał się w odwiezieniu mnie do domu. Na początku próbowałem się z nim kłócić, ale gdy zostaliśmy obrzuceni oburzonymi spojrzeniami, poddałem się. I tak pozwoliłem odwozić się po moich zajęciach. Jednak niecały tydzień później zamiast znaleźć się pod moim domem wysiadłem przy akademiku INU. Posłałem chłopakowi zdziwione spojrzenie, a ten wydął wargi.
- To niezbyt ładnie, żebym ja się ciągle do ciebie wpraszał, a ty byłeś u mnie tylko raz.
- I więcej nie chcę być. – mruknąłem cicho, ale posłusznie podążyłem za nim. Gdy otworzył drzwi od pokoju dotarła do mnie głośna muzyka.
- Himchan przycisz to dziadostwo! – Bang krzyknął w stronę salonu, a po chwili dźwięki ucichły. Z pokoju wypadł dobrze znany mi chłopak i rozpromienił się na mój widok.
- Och, Zelo! Nie boli cię tyłek?
- ...co? – odpowiedziałem elokwentnie, wpatrując się z szokiem w Kim’a.
- Himchan... – YongGuk spojrzał na niego ostrzegająco – zostawiam ci na moment Zelo, postaraj się go nie naruszyć, bo wywalę twój roczny zapas kawy/
- Tak, tak. – machnął mu ręką i entuzjastycznie chwycił mnie za ramię. Pociągnął mnie za sobą do salonu, który zawalony był brudnymi kubkami, podręcznikami i, nie wiedzieć czemu, różowymi karteczkami do pisania.
- Nie przejmuj się. – ramieniem zgarnął kilkadziesiąt karteczek z sofy i pchnął mnie na nią. Sam usiadł obok mnie nie przejmując się bałaganem.
- Więc? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Więc co? – odpowiedziałem, wciąż zastanawiając się, co wcześniej miał na myśli.
- Pytałem, czy...
- Tak, tak. – przerwałem mu szybko – Tylko nie wiem, o co ci chodziło!
Wydął z niezadowoleniem wargi i posłał mi oceniające spojrzenie.
- Niedawno Bang wykupił niemalże cały sex shop. Myślałem, że to dla ciebie, bo wciąż o tobie mówi, no ale...
Poczułem, jak się czerwienie.
- Ja...ja...
- Ach, rozumiem, nie chcesz rozmawiać o waszym nocnym życiu! Nie szkodzi! – rozpromienił się i przytulił mnie, gdy wciąż próbowałem poukładać w głowie to, co mi powiedział. W tym momencie do salonu wszedł Bang i obrzucił nas zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Kim, przestań obmacywać mojego chłopaka, jutro masz kolokwium z geometrii.
Himchan oderwał się ode mnie ze smutną miną.
- Czy ty zawsze musisz mi mówić o pogrzebach przed ich datą?! Pieprzony jasnowidz!
- Jak przestaniesz wtrącać nos w nie swoje sprawy, to nawet pomogę ci z nauką. – przewrócił oczami i chwycił mnie za dłoń, po czym przyciągnął do siebie. Ruszył w stronę jednych z drzwi, a ja potruchtałem za nim. Pociągnął za klamkę i wepchnął mnie do środka, burknął w stronę swojego współlokatora coś w rodzaju „nie przeszkadzaj, pajacu” i zamknął za sobą drzwi.
- To twój pokój? – rozejrzałem się z ciekawością po pomieszczeniu, dłużej zatrzymując wzrok na urządzeniach do nagrywania głosu.
- Nie, wróżki chrzestnej. – odburknął, po czym spojrzał na mnie przepraszająco – Wybacz, Himchan działa mi na nerwy ostatnio.
- Bo wykupiłeś pół sex shopu? – zapytałem cicho, uśmiechając się pod nosem i sadowiąc na krawędzi jego łóżka. Bang parsknął cicho śmiechem.
- Może. Zawsze możesz ze mną uszczuplić te zapasy.
- Podziękuję. – mruknąłem, obserwując z rozbawieniem jego entuzjazm. Jeszcze raz przyjrzałem się mikrofonom, a ten, jak by wyczuwając moje zainteresowanie, sięgnął po jeden z nich i podał mi go.
- Śpiewasz? – zapytałem, wpatrując się w urządzenie. Wydawało mi się, że było jednym z tych droższych typów. Chłopak usiadł obok mnie wyglądając na lekko zmieszanego.
- Czasem, ale głównie rapuję.
- Och. – spojrzałem na niego, krzyżując swoje spojrzenie z jego – Musisz być w tym dobry.
- Trochę. – zaśmiał się nerwowo. W pewnej chwili wydało mi się to strasznie urocze, więc potrząsnąłem głową i skarciłem się w myślach z irytacją. Nie gram z nim po to, żeby go poznawać.
- Masz jakieś swoje nagranie? – zapytałem, starając się rozjaśnić swoje myśli. Niepewnie skinął głową, wstał i sięgnął jedną z płyt, które wcześniej leżały w równym rządku. Podał mi pudełko, a ja przyjrzałem mu się z zainteresowaniem.
- To próbna wersja, do tej pory nagrałem tylko teaser, więc...
- Och, znam to! – zaśmiałem się cicho, z entuzjazmem wpatrując się w tytuł – I Remember, tak?
Zwróciłem na niego entuzjastyczne spojrzenie, gdy zdałem sobie z czegoś sprawę.
- TY to nagrałeś?!
Zmieszał się i przygryzł wargę.
- Przecież mówiłem.
- Ja... – przerwałem na chwilę, namyślając się – jesteś w tym dobry. – stwierdziłem cicho. Podniosłem wzrok i zauważyłem, że uśmiecha się z radością. Lekko odwzajemniłem uśmiech.
- Więc to stąd cię kojarzyłem. – mruknąłem, zaczynając bawić się pudełkiem. Usłyszałem, jak śmieje się cicho.
- Och, cóż ze mnie za gwiazda. – przewróciłem oczami, ale dołączyłem do jego śmiechu – Czy ze względu na to pójdziesz ze mną do łóżka, o mój miły?! – dodał robiąc teatralną minę. Chwyciłem najbliższą poduszkę i przyłożyłem mu nią w twarz.
- Zamknij się, hyung.
***
Wysiadając pod swoim domem nie spodziewałem się tego, co się stanie. Nawet, gdybym wiedział, to prawdopodobnie nie mógłbym nic temu zaradzić. Żegnałem się z Bangiem, stojąc od jakiś piętnastu minut pod drzwiami wejściowymi i rozmawiając na temat muzyki. Już miałem odwrócić się i wejść do domu, gdy YongGuk wyciągnął rękę i złapał mój podbródek. Zamarłem zbyt zszokowany, żeby cokolwiek zrobić. Zarejestrowałem tylko, że przybliża się do mnie, po czym poczułem jego usta na swoich. Gdybym miał je teraz opisać, to użyłbym określeń „miękkie”, „delikatne” i... „o cudownym smaku”.
W tym momencie wszystko przestało iść według mojej myśli.
- Dobranoc, Zelo. – jego cichy szept, ciepły dotyk i cisza, która nastała chwilę później.
Gdy pierwszy szok minął dotknąłem ust i spojrzałem w ciemną uliczkę, w której zniknął.
”Chyba naprawdę jestem beznadziejnym aktorem.”
***
W przeciągu następnych tygodni schemat się powtarzał – YongGuk odbierał mnie ze szkoły i albo odwoził do domu, albo zabierał do siebie. Obserwowałem, jak nagrywał kolejne fragmenty piosenki, często też pytał mnie o zdanie. Dowiedziałem się o nim mnóstwa nowych rzeczy, jak to, że nie umiał mówić, dopóki nie skończył piątego roku życia. Nauczył mnie też czerpać przyjemność z przypadkowego dotyku. Nie wiedziałem, jak to się stało, ale zaczynałem być coraz wrażliwszy na jego gesty.
I coraz bardziej się do niego przywiązywałem.
Któregoś razu zobaczyłem na jego biurku rysunek królika w masce. Posłałem YongGuk’owi przelotne spojrzenie i odezwałem się obojętnie.
- Powinieneś mu zrobić czerwoną maskę. Czerwony do ciebie pasuje.
W odpowiedzi uśmiechnął się tajemniczo.
Następnego dnia, gdy odbierał mnie ze szkoły, jego włosy były już barwy intensywnej czerwieni. Śmiałem się, że wygląda jak bohater jakiegoś anime, a on w odpowiedzi uśmiechał się i wytykał mi, że „sam mi tak doradziłeś”.
Koniec roku szkolnego zbliżał się dużymi krokami. Ciężko pracowałem nad moimi ocenami z lekcji fizyki, co wprawiało nauczyciela w jeszcze gorszy nastrój. Z pomocą Banga udawało mi się zdobywać coraz lepsze wyniki, co zdecydowanie motywowało mnie do dalszej nauki.
Na ostatnim egzaminie z fizyki byłem maksymalnie skupiony. Chciałem udowodnić nauczycielowi, że nie jestem idiotą, za którego miał mnie na początku. Uczyłem się do niego przez kilka ostatnich dni i byłem pewien, że dobrze mi pójdzie. Napisałem wszystko i opuściłem salę. Kilka dni po tym Bang zadebiutował z I Remember. Mimo początkowego oszołomienia byłem dumny z pracy, którą wykonał. Poprzez to stawał się coraz bardziej popularny, co nie pozwalało mu się skupiać na studiach.
W dniu ogłoszenia wyników znalazłem go przy drzwiach mojej sali, zwyczajowo opartego o ścianę i z uśmiechem przyglądającego się otoczeniu. Wielu ludzi, którzy go mijali, szeptali i pokazywali go sobie palcami. Wkrótce po tym wybuchła plotka, że Bang Yong Guk jest w budynku szkolnym i wielu fanów postanowiło skorzystać z takiej okazji. Po ogłoszeniu wyników wybiegłem z sali i z radości rzuciłem się na niego.
- Hyung, zdałem! Zdałem!
Ten obkręcił mnie ze śmiechem i postawił na ziemi.
- Nigdy nie wątpiłem, że zdasz, głuptasie.
Powoli zaczynał robić się szum wokół naszych osób, gdy salę opuścił profesor. Skrzywił się na mój widok i niechętnie wycedził.
- Pan JunHong, zdobył pan 98%. Osobiście wierzę, że musiał pan ściągać, ponieważ... – w tym momencie dojrzał YongGuk’a, który od chwili jego pojawienia się obserwował go ze zmrużonymi oczami - ...albo mieć wyjątkowo dobrego nauczyciela. – dodał niechętnie, po czym skinął mu głową i skierował się do pokoju nauczycielskiego.
- Znasz go, hyung? – zapytałem, śledząc plecy nauczyciela. Ku mojemu zdumieniu chłopak roześmiał się.
- Kiedyś przegrał ze mną zakład fizyczny i od tamtej pory musi uważać mnie za lepszego od siebie.
Spojrzałem na niego wielkimi oczami, po czym zacząłem go uderzać po piersi.
- Ty kretynie, mogłeś mi powiedzieć!
Przytrzymał moje dłonie i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Chodź, bo już podejrzewają cię o molestowanie mnie. – pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia ze szkoły. Potruchtałem za nim wciąż obrażony.
- I kto tu kogo molestuje!
***
”Całkowicie straciłem kontrolę.”
Poczułem ciepły oddech Banga na mojej szyi i zadrżałem. Delikatnie przesunął palcami po delikatnej skórze i objął mnie od tyłu.
- Game over, Zelo. – usłyszałem jego cichy szept i wiedziałem, że miał rację.
Przez ten cały czas. Od pierwszego spotkania. Nie wiedziałem, co ze mną zrobił, ale wydobył ze mnie emocje, o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Oszukiwałem się, próbując wymazać z mojej pamięci wrażenie, jakie po sobie pozostawił. Ba, nawet zacząłem z nim głupią grę w „związek” i przegrałem.
Sam ze sobą.
Delikatne muśnięcie ust na moim karku.
- Ja... – mój głos zadrżał, gdy próbowałem złożyć jakąś składną wypowiedź. Uciszył mnie dotykiem, a ja przygryzłem wargę, żeby nie jęknąć. Poczułem, jak się niecierpliwi, gdy szybko rozpinał guziki mojej koszuli. Mruknąłem z protestem i odwróciłem się do niego, wkładając ręce pod jego podkoszulek. Usłyszałem, jak cicho westchnął, ale po chwili ponowił przerwane wcześniej zajęcie. Jedną ręką odsunął mnie od siebie i powoli ściągnął koszulę, łapczywie przejeżdżając palcami po moim torsie. Tym razem nie udało mi się stłumić jęknięcia. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie z czułością. Widziałem, że hamował się od gwałtownych ruchów, na co przysunąłem się do niego i pocałowałem, lekko mrużąc oczy. Chwyciłem za brzegi jego koszulki i podciągnąłem ją do góry, próbując ją zdjąć z niego. Pomógł mi, a po chwili poczułem, jak jego dłonie zjeżdżają na moje biodra. Zadrżałem w jego ramionach i schowałem twarz w jego torsie. Oddychałem coraz szybciej i zamarłem, gdy ciepłe palce wdarły się pod moją bieliznę.
- Hyung, ja... – jęknąłem cicho, przywierając do jego ciepłego ciała i owijając wokół niego ręce.
- Spokojnie. – usłyszałem cichy pomruk zanim pocałował mnie w szyję i zadrżałem, gdy poczułem na swojej skórze jego ciepły i wilgotny język. W tym samym czasie pociągnął za moje spodnie, zsuwając je razem z bielizną. Zarumieniłem się lekko i spuściłem wzrok, ale wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy przejechał palcami po moim kręgosłupie. Sfrustrowany pociągnąłem za jego pasek od spodni, a on zachichotał cicho. Pomógł mi w rozpięciu paska od spodni i uniósł się lekko, żebym mógł go rozebrać. Zamruczałem cicho przejeżdżając palcami po ciepłej i miękkiej skórze, rumieniąc się jeszcze bardziej. Jęknąłem głośno, gdy przejechał dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda i spojrzałem na niego zamglonym spojrzeniem. Jego wzrok skupiał się na mnie i widziałem w nim czyste pożądanie oraz to ciepło, którym darzył mnie na co dzień. Uśmiechnął się z czułością i zabrał rękę, na co prychnąłem z naganą. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował, drażniąc się ze mną. Poczułem jedną z jego dłoni na moim pośladku i zadrżałem z oczekiwaniem. Drugą ręką sięgnął po coś do szuflady za sobą i wydobył małą buteleczkę. Otworzył ją, przez co poczułem zapach czekolady i spojrzałem na niego prosząco.
- Wolisz... – odezwał się cicho, ale mu przerwałem.
- Yah, przyszedłeś się tu ze mną pieprzyć czy wybierać zapach lubrykantu?!
Zachichotał cicho i przesunął swoją dłoń na moje podbrzusze. Przygryzłem wargę i próbowałem go zmusić do przesunięcia się niżej, ale tylko uśmiechnął się i popchnął mnie na pościel. Wylądowałem miękko ciągnąc go za sobą, po czym poczułem zimną ciecz rozlewającą się na moim brzuchu i zadrżałem. Wciągnąłem intensywny zapach czekolady i jęknąłem głośno, gdy przesunął dłoń niżej. Przymknąłem oczy i skupiłem się na jego dotyku. Z każdym intensywniejszym doznaniem wyrywały mi się niekontrolowane odgłosy, przez co co jakiś czas rumieniłem się gwałtownie. Gdy nagle przerwał pieszczoty spojrzałem na niego z pragnieniem, ale ten tylko wylał więcej płynu na dłoń i sięgnął jeszcze niżej. Gwałtownie wciągnąłem powietrze, czując nieco intensywniejsze doznanie, niż przedtem, a za razem inne uczucie. Kiedy moje zniecierpliwienie sięgnęło swojej granicy przyciągnąłem go do siebie z mruknięciem, a on podłapał aluzję. Zaczął się wygodniej ustawiać, jednocześnie drażniąc palcami mój tors, a ja pierwszy raz od tej całej sytuacji zacząłem się bać.
”Już się nie cofniesz, Zelo. Gra skończona.”
Skrzywiłem się z bólu, gdy wszedł we mnie gwałtownie. Zacisnąłem zęby i spróbowałem się rozluźnić. A przynajmniej tak radzili w tych głupich poradnikach, które czytałem na internecie. Tylko te pieprzone poradniki nie podawały, że to tak cholernie boli.
Gdy udało mi się przezwyciężyć dyskomfort zacząłem dostrzegać pierwsze przyjemności. Ciepły oddech Banga na mojej skórze. Jęknąłem cicho, gdy przypadkowo otarł się o najwrażliwszy punkt na moim ciele. Spojrzałem na niego zamglonymi oczami i zdałem sobie sprawę, że jest wszystkim, czego wcześniej potrzebowałem. Nasze jęki przeplatały się i rozbrzmiewały w ciemnym pokoju, a ja czułem, że zaraz oszaleję od intensywności doznań. Dopełnialiśmy się w ruchach i wyraźnie widziałem, że długo to nie potrwa. Poczułem, jak YongGuk przyspiesza i krzyknąłem cicho zamykając oczy. Jego ramiona delikatnie obwinęły się wokół mnie i przyciągnęły do siebie. Ruszaliśmy się w jednakowym rytmie, starając się jak najbardziej dzielić ze sobą przyjemność. Gdy wreszcie nadeszło spełnienie przejechałem paznokciami po jego plecach i oparłem się o niego ciężko oddychając. Słyszałem, jak szybko bije jego serce, powoli się uspokajaliśmy. Zmęczony rozluźniłem uchwyt i poczułem, że układa mnie na łóżku, wcześniej ze mnie wychodząc. Ułożył się za moimi plecami i przytulił do mnie. Poczułem znajomy zapach czekolady i charakterystyczną woń, która towarzyszyła tylko jemu i uśmiechnąłem się do siebie. Przykrył nas kołdrą i wtulił twarz w moje włosy mrucząc cicho.
- Zelo? – mruknął sennie, a ja odetchnąłem głębiej, starając się nie zasnąć.
- Mmm?
- Jednak poszedłeś do łóżka ze mną, gdy jestem sławny.
Zaśmiał się cicho, a ja zatrzęsłem się ze śmiechu. Co za idiota.
- Hyung?
- Tak?
- Zamknij się.
Przez moment panowała cisza, a gdy byłem już na skraju snu, wydawało mi się, że słyszałem, jak cicho mruczy.
- Ja też cię kocham, Zelo.
***
Poza kulisami:
Zdegustowany Kim Him Chan i jego podręcznik do matematyki.
Kim ostrożnie podniósł książkę, która jakimś cudem znalazła się w łóżku Banga. Szukał jej przez cały, cholerny dzień, a ona po prostu tu leżała. Podniósł podręcznik za róg i ostrożnie powąchał.
- Czekolada? – mruknął do siebie i wzruszył ramionami. Wziął ją w ramiona i skierował się do wyjścia, gdy jego spojrzenie padło na małą buteleczkę stojącą na szafce nocnej.
Lubrykant o zapachu czekolady.
- ...BANG YONG GUK ZAPŁACISZ MI ZA UPRAWIANIE SEKSU NA MOIM REPETYTORIUM Z MATEMATYKI!
The End.
O.
OdpowiedzUsuńM.
G.
Dziękuję pięknie, jeszcze nikt nie zrobił mi tak wspaniałego prezentu ;_; Ten Bang... ryłam z niego cały czas, ale był taki urzekający *-* NO I WONYE <3 Zelo, nieświadomy shipper... <3
I Himchan - jak zawsze pomocny <3
Mój mózg cię kocha i ty to wiesz. <3
Jeeej <3 <3 Kocha, kocham, kochaaam <3
OdpowiedzUsuńZelo shipper.. Hah ^^
Cudeńko napisałaś <3
Uwielbiam Cię <3
Cudo, cudo, cudo, cudo! *_* Zelo był słodki, Yongguk idealny, a Himchan przezajebisty! >w< Zakochałam się!
OdpowiedzUsuńA teraz tak normalnie. Ekhem...
Wyszło Ci świetnie i uważam, że warto było tyle czekać na rezultat Twojej pracy. (Zabrzmiałam poważnie jak nie ja O__O) Genialnie rozegrałaś całą "drogę" Banga do serca Junhonga. ;D Nic dodać, nic ująć - pisz dalej, bo nie mogę się doczekać Twojego kolejnego dzieła. ^^
A co tam! Pozdrawiam i życzę wiele weny oraz chęci do pisania! ;D
Ahahahahahaha Himchan jak zawsze szalony i... głupi? I tak go kocham! Świetne opowiadanie. Życzę weny i kolejnych zajebistych opowiadań ^.^
OdpowiedzUsuńOMOMOMOMOOOO Jak ja tęskniłam za twoimi opowiadaniami~~ To jest takie kochane.. i Himmie.. i Zelo... i Banggie~~
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zauważyłam, że nie napisałam wtedy komentarze >.<
Zapraszam do mnie na nową notkę its-just-bap.blogspot.com
Nominowałam Cię do nagrody The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu its-just-bap.blogspot.com
UsuńCześć :) Nominowałam Cię do The Versatile Blogger, więcej szczegółów na: http://kpopopowiadania.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html
OdpowiedzUsuńNa samym początku chciałam się zapytać: "Co za towar bierze Himchan?", ale potem doszłam do zdania, które mówiło, że studiuje matematykę. Wszystko się wyjaśniło. ;3
OdpowiedzUsuńCały one-shot był cudowny i cholernie uroczy. Tak mi się go dobrze czytało, że brak odpowiednich słów. ♥
BTW. Ta akcja z mamą, a potem z Himchanem (ta na końcu) po prostu rozwaliły system. Jesteś genialna, kobieto. ó3ó
Hahahahahahahahahahahhahahaha leżę i nie wstaję po końcówce z Himchan'em xD jaka beka xD
OdpowiedzUsuńShot jest cudny i jest on jednym z moich ulubionym :3 Miałaś bardzo dobry pomysł na fabułę!
~Wiczuś.
Hahaha :D naprawdę dobrze napisane opowiadanie ^^ przyjemnie się czytało :3
OdpowiedzUsuń