Title/Tytuł: Toy Robot
Author/Autor: TenTen_Oppa/TenTenJjang
Consent for translation/Zgoda na tłumaczenie: Udzielona, dopóki piszę creditsy :3
Link to oryginal/Link do oryginału: Toy Robot
Genre/Gatunek: Romans, EU, supernatural
Rank/Ranga: M/16+
Zelo był... dziwnym dzieckiem, które
doprowadzało mnie do szału. Udało mi się powiadomić policję o jego przypadku,
mówiąc że uciekł i takie tam, ale teraz myślę, że został moim oficjalnym
podopiecznym. To dziecko było po prostu... Nie wyrabiam.
Dotychczas jego dziwne zwyczaje tylko rosły. Chłopak spał w schowku, jadł bez przerwy koktajlowe pomidorki, a jedyną inną rzeczą, którą jadł był stek. Jednego dnia wpadł w furię, po tym jak zjadłem jednego pomidora - nie chciał się do mnie odezwać przez wiele godzin. Wciąż odmawiał kąpieli, uśmiechał się często, ale jedynie na ułamek sekundy, nawet nie wiedząc o tym, dlatego zaprzeczał zawsze, gdy mu na to zwracałem uwagę. Kochał również Discovery Channel, chociaż myślałem, by zablokować ten kanał, od kiedy zaczął zadawać pytania, na które wolałem nie odpowiadać.
I owszem, wciąż chciał się rozmnażać. Pieprzyć moje życie...
Był piękny dzień, więc zdecydowałem by zabrać go na zakupy. Nie miałem zbyt wielu pasujących do niego rzeczy, więc pomyślałem, że nowe spodobają mu się.
- Co to za miejsce? - zapytał, rozglądając się po galerii.
- To centrum handlowe – odpowiedziałem. - Ludzie przychodzą tu by kupować rzeczy. Mają coś takiego na twojej planecie? - zagadnąłem, lecz ten pokręcił przecząco głową.
Chodziliśmy zabierając różne części garderoby, podczas gdy nastolatki i noony podziwiały, jak to "słodki" jest mój mały robot, kiedy patrzał na nie zdziwionym spojrzeniem.
- Co one robią? - zapytał, kiedy dwie dziewczyny mrugnęły w jego stronę, a ja westchnąłem. Moje biedne dziecko...
- Nie zwracaj uwagi na dziewczyny. Po prostu je ignoruj - powiedziałem, odciągając go stamtąd.
Jak trafił w sekcję z damską bielizną? Nie miałem pojęcia. Jeszcze dziwniejsze było, kiedy zaczął patrzeć na plakat modelki w stroju kąpielowym. Wiecie jak dziwacznie jest odciągać nastoletniego chłopca od sekcji z bielizną wbrew jego woli? Po prostu powiedzmy, że nie mogłem być bardziej zażenowany.
Szybko zabrałem go do domu i skarciłem za publiczne napady złości, ostrzegając, że jeśli to się powtórzy, nigdy więcej go nie zabiorę na zewnątrz.
- Nie lubię cię! - wrzasnął, a ja jedynie westchnąłem, kiedy znów wyciągnął ten swój karabin laserowy, celując nim w moją stronę. To stało się już tak regularne, że w końcu przestałem się bać. Potrzebował mnie by przeżyć, nie mógł mnie zabić. Udało mi się go namówić, by ukrył go. Boże, nastolatkowie są nie do zniesienia, nawet jako roboty.
Później zamknął się w łazience.
W takich wypadkach zostawiałem go samego i robiłem sobie drzemkę. Wstałem około siódmej wieczorem, zaskoczony, że spałem tak długo, w końcu powinienem już zrobić obiad. Ziewnąłem, wychodząc z pokoju i schodząc na dół, gdzie spodziewałem się znaleźć Zelo - w kuchni, czy coś, ale wszędzie było cicho.
- Zelo? - rozejrzałem się - Zelo?
Niestety nie usłyszałem żadnej odpowiedzi - żaden mały robot nie zjawił się przed moimi oczami. Nie mógł być wciąż wyłączony, prawda? Usłyszałem ciche dźwięki i zdziwiłem się, kiedy to zabrzmiało... Jak czyjś płacz.
Ale czyj? Podążyłem za odgłosem, który poprowadził mnie do łazienki.
- Zelo? - zapukałem do drzwi, ale dźwięki nie ustawały. Nacisnąłem na klamkę, otwierając drzwi i napotykając ciemność. Włączyłem światło i zobaczyłem...
To złamało moje serce... Siedział w pustej wannie, wypłakując swoje oczy. Aż do teraz nie miałem pojęcia, że jest zdolny do płaczu. Zdawało się, że poza jego obcym pochodzeniem, był idealnym człowiekiem.
Jak długo mógł płakać? Był tutaj wiele godzin...
- Zelo - podszedłem do niego - Zelo, ty płaczesz...
- Ja... ja nie mogę przestać – szlochał. - One nie chcą przestać spływać...
- W porządku, czasem dobrze jest popłakać...
- Dlaczego tak reaguję? - zapytał, kiedy przed nim przykucnąłem. - Nie wiem, co się dzieje...
- Jesteś po prostu smutny, to nic takiego - złapałem jedną z chusteczek i zacząłem wycierać jego twarz.
- Nie lubię tego uczucia - pociągnął nosem.
To że płakał, bardzo mnie zaniepokoiło. Najbardziej przykre było to, że nauczył się płakać, zanim nauczył się śmiać. To po prostu złamało mi serce.
- Nikt nie lubi tego uczucia - pogłaskałem go po plecach. - To nie jest... dobre uczucie. Jesteś smutny.
- Nienawidzę być smutnym.
- A ja nie cierpię widzieć jak się smucisz, Zelo, więc proszę. Nie rób tego. Jest coś, co cię martwi?
- Po prostu chcę wrócić do domu. Chcę, by oni mnie chcieli. Nie chcę, by pragnęli mojej śmierci, nie chcę by myśleli, że jestem wadliwy, nie chcę byś mnie nienawidził...
- Dlaczego miałbym cię nienawidzić? - znów starłem jego łzy, zastanawiając się, jak w ogóle mógł tak pomyśleć.
Był samotny i tęsknił za domem, a ja już wiedziałem o jego niepewności odnośnie bycia defektem, ale jak... Czy raczej dlaczego pomyślał, że go nie lubię, zdziwiło mnie. Raz na jakiś czas ponosiło go i zawsze był tym, który mówił, że mnie nienawidzi, a ja zapewniałem go, że go nie nienawidzę, lecz ten myślał swoje. I szczerze mówiąc, nie wiedziałem, dlaczego moje zdanie znaczy dla niego tak wiele, bo przecież go denerwowałem.
- Zawsze sprawiam, że jesteś zły - pociągnął nosem, na co uśmiechnąłem się.
- Po prostu taki jesteś - przyciągnąłem go do uścisku. Musiała to być jedna z rzeczy, których nigdy nie doświadczał, ale nie zaprotestował. Trzymałem go mocno, kiedy kontynuował swój płacz.
Idealna broń.
Idealne dziecko...
Dotychczas jego dziwne zwyczaje tylko rosły. Chłopak spał w schowku, jadł bez przerwy koktajlowe pomidorki, a jedyną inną rzeczą, którą jadł był stek. Jednego dnia wpadł w furię, po tym jak zjadłem jednego pomidora - nie chciał się do mnie odezwać przez wiele godzin. Wciąż odmawiał kąpieli, uśmiechał się często, ale jedynie na ułamek sekundy, nawet nie wiedząc o tym, dlatego zaprzeczał zawsze, gdy mu na to zwracałem uwagę. Kochał również Discovery Channel, chociaż myślałem, by zablokować ten kanał, od kiedy zaczął zadawać pytania, na które wolałem nie odpowiadać.
I owszem, wciąż chciał się rozmnażać. Pieprzyć moje życie...
Był piękny dzień, więc zdecydowałem by zabrać go na zakupy. Nie miałem zbyt wielu pasujących do niego rzeczy, więc pomyślałem, że nowe spodobają mu się.
- Co to za miejsce? - zapytał, rozglądając się po galerii.
- To centrum handlowe – odpowiedziałem. - Ludzie przychodzą tu by kupować rzeczy. Mają coś takiego na twojej planecie? - zagadnąłem, lecz ten pokręcił przecząco głową.
Chodziliśmy zabierając różne części garderoby, podczas gdy nastolatki i noony podziwiały, jak to "słodki" jest mój mały robot, kiedy patrzał na nie zdziwionym spojrzeniem.
- Co one robią? - zapytał, kiedy dwie dziewczyny mrugnęły w jego stronę, a ja westchnąłem. Moje biedne dziecko...
- Nie zwracaj uwagi na dziewczyny. Po prostu je ignoruj - powiedziałem, odciągając go stamtąd.
Jak trafił w sekcję z damską bielizną? Nie miałem pojęcia. Jeszcze dziwniejsze było, kiedy zaczął patrzeć na plakat modelki w stroju kąpielowym. Wiecie jak dziwacznie jest odciągać nastoletniego chłopca od sekcji z bielizną wbrew jego woli? Po prostu powiedzmy, że nie mogłem być bardziej zażenowany.
Szybko zabrałem go do domu i skarciłem za publiczne napady złości, ostrzegając, że jeśli to się powtórzy, nigdy więcej go nie zabiorę na zewnątrz.
- Nie lubię cię! - wrzasnął, a ja jedynie westchnąłem, kiedy znów wyciągnął ten swój karabin laserowy, celując nim w moją stronę. To stało się już tak regularne, że w końcu przestałem się bać. Potrzebował mnie by przeżyć, nie mógł mnie zabić. Udało mi się go namówić, by ukrył go. Boże, nastolatkowie są nie do zniesienia, nawet jako roboty.
Później zamknął się w łazience.
W takich wypadkach zostawiałem go samego i robiłem sobie drzemkę. Wstałem około siódmej wieczorem, zaskoczony, że spałem tak długo, w końcu powinienem już zrobić obiad. Ziewnąłem, wychodząc z pokoju i schodząc na dół, gdzie spodziewałem się znaleźć Zelo - w kuchni, czy coś, ale wszędzie było cicho.
- Zelo? - rozejrzałem się - Zelo?
Niestety nie usłyszałem żadnej odpowiedzi - żaden mały robot nie zjawił się przed moimi oczami. Nie mógł być wciąż wyłączony, prawda? Usłyszałem ciche dźwięki i zdziwiłem się, kiedy to zabrzmiało... Jak czyjś płacz.
Ale czyj? Podążyłem za odgłosem, który poprowadził mnie do łazienki.
- Zelo? - zapukałem do drzwi, ale dźwięki nie ustawały. Nacisnąłem na klamkę, otwierając drzwi i napotykając ciemność. Włączyłem światło i zobaczyłem...
To złamało moje serce... Siedział w pustej wannie, wypłakując swoje oczy. Aż do teraz nie miałem pojęcia, że jest zdolny do płaczu. Zdawało się, że poza jego obcym pochodzeniem, był idealnym człowiekiem.
Jak długo mógł płakać? Był tutaj wiele godzin...
- Zelo - podszedłem do niego - Zelo, ty płaczesz...
- Ja... ja nie mogę przestać – szlochał. - One nie chcą przestać spływać...
- W porządku, czasem dobrze jest popłakać...
- Dlaczego tak reaguję? - zapytał, kiedy przed nim przykucnąłem. - Nie wiem, co się dzieje...
- Jesteś po prostu smutny, to nic takiego - złapałem jedną z chusteczek i zacząłem wycierać jego twarz.
- Nie lubię tego uczucia - pociągnął nosem.
To że płakał, bardzo mnie zaniepokoiło. Najbardziej przykre było to, że nauczył się płakać, zanim nauczył się śmiać. To po prostu złamało mi serce.
- Nikt nie lubi tego uczucia - pogłaskałem go po plecach. - To nie jest... dobre uczucie. Jesteś smutny.
- Nienawidzę być smutnym.
- A ja nie cierpię widzieć jak się smucisz, Zelo, więc proszę. Nie rób tego. Jest coś, co cię martwi?
- Po prostu chcę wrócić do domu. Chcę, by oni mnie chcieli. Nie chcę, by pragnęli mojej śmierci, nie chcę by myśleli, że jestem wadliwy, nie chcę byś mnie nienawidził...
- Dlaczego miałbym cię nienawidzić? - znów starłem jego łzy, zastanawiając się, jak w ogóle mógł tak pomyśleć.
Był samotny i tęsknił za domem, a ja już wiedziałem o jego niepewności odnośnie bycia defektem, ale jak... Czy raczej dlaczego pomyślał, że go nie lubię, zdziwiło mnie. Raz na jakiś czas ponosiło go i zawsze był tym, który mówił, że mnie nienawidzi, a ja zapewniałem go, że go nie nienawidzę, lecz ten myślał swoje. I szczerze mówiąc, nie wiedziałem, dlaczego moje zdanie znaczy dla niego tak wiele, bo przecież go denerwowałem.
- Zawsze sprawiam, że jesteś zły - pociągnął nosem, na co uśmiechnąłem się.
- Po prostu taki jesteś - przyciągnąłem go do uścisku. Musiała to być jedna z rzeczy, których nigdy nie doświadczał, ale nie zaprotestował. Trzymałem go mocno, kiedy kontynuował swój płacz.
Idealna broń.
Idealne dziecko...
~*~
Zelo uspokoił się po kilku łagodzących
słowach. Posadziłem go na kanapie, pamiętając, że nie zrobiłem obiadu, więc po
prostu go zamówiłem. Nie jadł nic tej nocy i nie wiedziałem, czy spał od czasu,
gdy opuścił schowek, ale następnego dnia obudziłem się, przez jakieś dźwięki i
cudowny zapach dobiegający z kuchni. Ktoś gotował?
Zbiegłem na dół, a moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłem na stole śniadanie przyrządzone idealnie w każdym detalu, z każdym rodzajem pysznego jedzenia wokół.
- Zelo? - zapytałem, kiedy zobaczyłem różowowłosego chłopaka w fartuchu, nucącego sobie cicho i smażącego jajka. Odwrócił się szybko do mnie i uśmiechnął.
Chwila. Co...?
Uśmiechnął?!
Znieruchomiałem, czując się nieswojo na widok uśmiechu, który zawsze szybko znikał, ale tym razem wyglądał zupełnie inaczej... I jego włosy... Kiedy zrobiły się różowe?
- Cześć! Jestem Choi JoonHong! Dzień dobry! - uśmiechnął się szeroko, na co pokręciłem głową.
Nie...
To nie mogło znów się zdarzyć.
Zmieniona osobowość? Jeszcze jedna?! Zelo mówił mi o Jello, ale nigdy o JoonHong'u!
- Kim jesteś? - zapytałem ostrożnie ze wszystkich sił trzymając się nadziei, że Zelo po prostu sobie ze mną poogrywa... nawet jeśli byłem pewien, że nie jest zdolny do żartowania...
- Zrobiłem śniadanie. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza - powiedział Zelo... powiedział JoonHong, podając jajka na talerzu i kładąc je na stole. - Nie wiem, czy zrobiłem to dobrze, ale myślę, że chyba tak - uśmiechnął się do mnie. - Smacznego, YongGuk.
Teraz byłem całkowicie pewien, że straciłem Zelo. Zelo nigdy wcześniej nie używał mojego imienia.
Usiadłem uważnie mu się przypatrując, kiedy nucił, podskakiwał i uśmiechał się wokoło... Czy polubię to nowe dziecko?
- Gdzie jest Zelo? - zapytałem, kiedy ściągnął fartuch i usiadł naprzeciw mnie, z nadzieją, że nie zapyta "kim jest Zelo?".
- Agent Zelo zajmuje się... pewnymi sprawami. Wycofał się.
- Co masz na myśli, mówiąc "wycofał się"?
- Mam na myśli puf! Nie ma go, pa pa - powiedział wesoły jak dotychczas, kiedy otworzyłem szeroko oczy.
- Jak to "nie ma go"!?
- Woah... uspokój się, duży gościu – zachichotał. - Nie na stałe. Jestem tylko tymczasowym zastępstwem - westchnąłem z ulgą.
- A co z Jello... jego alternatywną postacią? Myślałem, że to jedyny, który się pojawia, gdy nie ma Zelo.
- Coś poszło nie tak i Jello nie mógł się pojawić, więc na razie ja jestem tu - uśmiechnął się. - Jedz, jedzenie stygnie - odpowiedział, biorąc kęs swojego śniadania.
Zelo nie jadł...
- A ty jesteś... kim? - zapytałem.
- Oh, nazywaj mnie JoonHong - dziecko uśmiechnęło się. - To moje ludzkie imię. Jestem kopią zapasową programu w systemie agenta Zelo. Specjalizuję się w adaptacji.
- JoonHong... świetnie - boże, kolejne imię do zapamiętania, kolejna osobowość do przyzwyczajenia się. - Adaptacja?
- Tak - uśmiechnął się promieniście. - Zebrałem wszystkie informacje z pamięci agenta Zelo, by zyskać wszystkie ludzkie umiejętności i przystosować się...
- To dlatego potrafisz gotować - przerwałem mu.
- Tak, wygląda na to, że Zelo spędził dużo czasu, oglądając jak gotujesz.
Westchnąłem.
Nie podobało mi się to.
- Ale dlaczego Zelo się ukrył? - zapytałem.
- Wygląda na to, że przeżył traumę - odpowiedział wzdychając ciężko. - Niedawno musiało stać się coś, z czym nie mógł sobie poradzić, więc skrył się... by się naprawić.
Przypomniałem sobie zdarzenie z wczoraj w łazience. Może płacz to coś, z czym jego system nie mógł sobie poradzić? A myślałem, że to będzie dla niego dobre...
- W każdym razie, będę tutaj dopóki nie wróci, więc zostańmy dobrymi przyjaciółmi, dobrze?
Zastanawiało mnie, czy jeśli będę w dobrych stosunkach z tym jednym... Czy inne osobowości mnie zabiją?
Zbiegłem na dół, a moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłem na stole śniadanie przyrządzone idealnie w każdym detalu, z każdym rodzajem pysznego jedzenia wokół.
- Zelo? - zapytałem, kiedy zobaczyłem różowowłosego chłopaka w fartuchu, nucącego sobie cicho i smażącego jajka. Odwrócił się szybko do mnie i uśmiechnął.
Chwila. Co...?
Uśmiechnął?!
Znieruchomiałem, czując się nieswojo na widok uśmiechu, który zawsze szybko znikał, ale tym razem wyglądał zupełnie inaczej... I jego włosy... Kiedy zrobiły się różowe?
- Cześć! Jestem Choi JoonHong! Dzień dobry! - uśmiechnął się szeroko, na co pokręciłem głową.
Nie...
To nie mogło znów się zdarzyć.
Zmieniona osobowość? Jeszcze jedna?! Zelo mówił mi o Jello, ale nigdy o JoonHong'u!
- Kim jesteś? - zapytałem ostrożnie ze wszystkich sił trzymając się nadziei, że Zelo po prostu sobie ze mną poogrywa... nawet jeśli byłem pewien, że nie jest zdolny do żartowania...
- Zrobiłem śniadanie. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza - powiedział Zelo... powiedział JoonHong, podając jajka na talerzu i kładąc je na stole. - Nie wiem, czy zrobiłem to dobrze, ale myślę, że chyba tak - uśmiechnął się do mnie. - Smacznego, YongGuk.
Teraz byłem całkowicie pewien, że straciłem Zelo. Zelo nigdy wcześniej nie używał mojego imienia.
Usiadłem uważnie mu się przypatrując, kiedy nucił, podskakiwał i uśmiechał się wokoło... Czy polubię to nowe dziecko?
- Gdzie jest Zelo? - zapytałem, kiedy ściągnął fartuch i usiadł naprzeciw mnie, z nadzieją, że nie zapyta "kim jest Zelo?".
- Agent Zelo zajmuje się... pewnymi sprawami. Wycofał się.
- Co masz na myśli, mówiąc "wycofał się"?
- Mam na myśli puf! Nie ma go, pa pa - powiedział wesoły jak dotychczas, kiedy otworzyłem szeroko oczy.
- Jak to "nie ma go"!?
- Woah... uspokój się, duży gościu – zachichotał. - Nie na stałe. Jestem tylko tymczasowym zastępstwem - westchnąłem z ulgą.
- A co z Jello... jego alternatywną postacią? Myślałem, że to jedyny, który się pojawia, gdy nie ma Zelo.
- Coś poszło nie tak i Jello nie mógł się pojawić, więc na razie ja jestem tu - uśmiechnął się. - Jedz, jedzenie stygnie - odpowiedział, biorąc kęs swojego śniadania.
Zelo nie jadł...
- A ty jesteś... kim? - zapytałem.
- Oh, nazywaj mnie JoonHong - dziecko uśmiechnęło się. - To moje ludzkie imię. Jestem kopią zapasową programu w systemie agenta Zelo. Specjalizuję się w adaptacji.
- JoonHong... świetnie - boże, kolejne imię do zapamiętania, kolejna osobowość do przyzwyczajenia się. - Adaptacja?
- Tak - uśmiechnął się promieniście. - Zebrałem wszystkie informacje z pamięci agenta Zelo, by zyskać wszystkie ludzkie umiejętności i przystosować się...
- To dlatego potrafisz gotować - przerwałem mu.
- Tak, wygląda na to, że Zelo spędził dużo czasu, oglądając jak gotujesz.
Westchnąłem.
Nie podobało mi się to.
- Ale dlaczego Zelo się ukrył? - zapytałem.
- Wygląda na to, że przeżył traumę - odpowiedział wzdychając ciężko. - Niedawno musiało stać się coś, z czym nie mógł sobie poradzić, więc skrył się... by się naprawić.
Przypomniałem sobie zdarzenie z wczoraj w łazience. Może płacz to coś, z czym jego system nie mógł sobie poradzić? A myślałem, że to będzie dla niego dobre...
- W każdym razie, będę tutaj dopóki nie wróci, więc zostańmy dobrymi przyjaciółmi, dobrze?
Zastanawiało mnie, czy jeśli będę w dobrych stosunkach z tym jednym... Czy inne osobowości mnie zabiją?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz