Title/Tytuł: Toy Robot
Author/Autor: TenTen_Oppa/TenTenJjang
Consent for translation/Zgoda na tłumaczenie: Udzielona, dopóki piszę creditsy :3
Link to oryginal/Link do oryginału: Toy Robot
Genre/Gatunek: Romans, EU, supernatural
Rank/Ranga: M/16+
Stanąłem naprzeciwko lodówki, z
niedowierzaniem patrząc na ilość galaretki o smaku truskawkowym, którą miałem.
Powiedzmy tylko, że to więcej niż kiedykolwiek sam zjadłem. Właściwie nie byłem
fanem galaretki, ale kupiłem ją przez mojego "baby Jello" za czasów,
gdy nie chciał zjeść niczego innego, a teraz?
Miałem jej znacznie więcej niż potrzebowałem.
W moim obeznaniu, wychodziło, że roboty nie jedzą, ale Zelo powiedział mi, że jest zaawansowanym modelem androida, więc zgadywałem, że jego system może konserwować jedzenie. Jello jadł galaretkę, więc teraz musiałem postawić sobie za cel znalezienie czegoś odpowiedniego dla Zelo. Jedzenie śniadania i obiadu każdego dnia podczas, gdy on tylko przyglądał mi się, było bardzo niekomfortowe. Bardzo.
Dosłownie - siedział i patrzał na mnie jak jem. To było dziwne.
Już próbowałem namówić go do jedzenia rzeczy takich jak cukierki, lody, hamburgery, ale za każdym razem spoglądał na mnie, jak bym go obraził. Tak, wiem, że właściwie nie jestem najlepszym opiekunem, karmiąc go takimi rzeczami. Rodzic mógłby dostać ataku serca, ale cukierki i lody to rzeczy, które dzieci lubią. A on był dzieckiem, nawet, jeśli obraził się (znowu), kiedy mu to powiedziałem.
To było tak.
Ja (po jego odmowie kąpieli): Co za dziecko...
On: Mówiłem ci, że nie chcę. Właśnie, co to"dziecko"?
Ja: Ktoś, kto zachowuje się niedojrzale, duży dzieciaku.
On: Przestań nazywać mnie tymi ludzkimi określeniami!
A wtedy zniknął. Zgadywałem, że znowu teleportował się gdzieś indziej. Naprawdę nie miałem pojęcia, gdzie był, kiedy znikał mi z oczu, ale zawsze znikał i pokazywał się znowu po dwóch godzinach. Powinienem się upewnić i spytać go, czy on naprawdę się teleportuje.
Ale zanim to, musiałem zmusić go do jedzenia. Zamknąłem lodówkę i zdecydowałem po raz pierwszy wyjść z nim z domu na małą wycieczkę. Odpoczywał na górze - w schowku. Ten dzieciak był naprawdę dziwny na wiele sposobów. Z jakiegoś powodu lubił odpoczywać w moim schowku. Próbowałem zaproponować mu spanie na kanapie lub jak Jello - na macie do spania - ale zawsze zamykał się w schowku i spędzał tam dobre dwie godziny lub więcej. Powiedział, że zazwyczaj nie "zamyka się" tak często, ale od czasu, kiedy jego system wciąż odzyskuje siły po wypadku, zawsze odpoczywa. Szczerze mówiąc, to nie była niespodzianka - ludzie śpią, kiedy są chorzy.
Tylko nie rozumiałem, dlaczego akurat schowek?
Wyjąłem jakieś ubrania z mojej komody i położyłem je na łóżku, potem buty. Poszedłem do łazienki i wziąłem gąbkę, mocząc ją ciepłą wodą i wróciłem. Nie chciał się myć, ale wciąż powinien być czysty. Kiedy wróciłem, otworzyłem drzwi schowka i zobaczyłem go, kucającego w kącie.
- Zelo? - potrząsnąłem nim lekko - Zelo!
Nie chciał wstać. Nigdy nie wiedziałem, jak go obudzić, więc po prostu złapałem znowu moje słuchawki i założyłem na jego uszy. Czasami wstawał natychmiast, a czasem zajęło mu to do pięciu minut. Usiadłem i czekałem.
Dwie minuty później usłyszałem dźwięki, które zawsze towarzyszyły jego przebudzeniu.
- Wreszcie wstałeś - uśmiechnąłem się. - Cześć.
- Dlaczego musisz mi przeszkadzać? - żachnął, na co zaśmiałem się i złapałem go.
- Chodź, leniuchu. Dzisiaj wychodzimy.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wstał i wyszedł.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że zabieram cię z domu - spojrzałem na niego, kiedy uśmiechnął się przez sekundkę.
Uśmiechnął?
Uśmiechnął!
Mój bezuczuciowy robot się uśmiechnął!
- Zelo~ - zbliżyłem się do niego. - Zrób to znowu!
- Zrobić znowu co? - znów spojrzał na mnie zdziwiony.
- Uśmiechnij się. Ty po prostu się uśmiechałeś...
- Nie uśmiechałem się - zadrwił.
- Owszem, uśmiechałeś się. Chyba, że wyobraziłem to sobie, ale jestem pewien, że nie.
Chłopak wywrócił oczami i usiadł na łóżku. Ten mały arogancki robot...
Aish...
Już nic nie powiedziałem, złapałem gąbkę i przemyłem jego twarz. Zamknął oczy, nie odzywając się.
- Cieszysz się, że wreszcie wyjdziesz na zewnątrz? - zapytałem.
- Co to "cieszyć się"?
Boże, to dziecko jest przegrane...
- To dobre uczucie. Pomyślałem tak, bo nigdy nie wychodziłeś. Może ci się spodobać zbadanie naszego świata.
- Myślę, że spodoba mi się to - wzruszył ramionami.
Odłożyłem gąbkę i zacząłem go rozbierać, co było całkowicie dziwacznym uczuciem. Jak na kogoś kto nie był "człowiekiem", naprawdę wyglądał w każdym calu jak my. Nawet jego skóra była ciepła, a włosy jedwabiste i po prostu wszystko inne sprawiało, że wyglądał jak normalna osoba. Wszystko, poza jego niewiarygodnie dobrym wyglądem oczywiście.
Z jakiegoś powodu Zelo zawsze był dla mnie atrakcyjny - to była pierwsza rzecz, którą zauważyłem, kiedy znalazłem go tamtej nocy w śniegu. I to dlatego zabrałem go ze sobą do domu. Był po prostu zbyt piękny.
Zaparło mi dech w piersiach, kiedy znalazłem duży, czarny tatuaż w poprzek jego pleców, zdejmując jego koszulkę. Tego wcześniej tam nie było...
Kąpałem go wiele razy... Cóż Jello, nie jego. Poza tym ten tatuaż był zbyt wielki, by go nie zauważyć.
- Zelo? - zapytałem.Miałem jej znacznie więcej niż potrzebowałem.
W moim obeznaniu, wychodziło, że roboty nie jedzą, ale Zelo powiedział mi, że jest zaawansowanym modelem androida, więc zgadywałem, że jego system może konserwować jedzenie. Jello jadł galaretkę, więc teraz musiałem postawić sobie za cel znalezienie czegoś odpowiedniego dla Zelo. Jedzenie śniadania i obiadu każdego dnia podczas, gdy on tylko przyglądał mi się, było bardzo niekomfortowe. Bardzo.
Dosłownie - siedział i patrzał na mnie jak jem. To było dziwne.
Już próbowałem namówić go do jedzenia rzeczy takich jak cukierki, lody, hamburgery, ale za każdym razem spoglądał na mnie, jak bym go obraził. Tak, wiem, że właściwie nie jestem najlepszym opiekunem, karmiąc go takimi rzeczami. Rodzic mógłby dostać ataku serca, ale cukierki i lody to rzeczy, które dzieci lubią. A on był dzieckiem, nawet, jeśli obraził się (znowu), kiedy mu to powiedziałem.
To było tak.
Ja (po jego odmowie kąpieli): Co za dziecko...
On: Mówiłem ci, że nie chcę. Właśnie, co to"dziecko"?
Ja: Ktoś, kto zachowuje się niedojrzale, duży dzieciaku.
On: Przestań nazywać mnie tymi ludzkimi określeniami!
A wtedy zniknął. Zgadywałem, że znowu teleportował się gdzieś indziej. Naprawdę nie miałem pojęcia, gdzie był, kiedy znikał mi z oczu, ale zawsze znikał i pokazywał się znowu po dwóch godzinach. Powinienem się upewnić i spytać go, czy on naprawdę się teleportuje.
Ale zanim to, musiałem zmusić go do jedzenia. Zamknąłem lodówkę i zdecydowałem po raz pierwszy wyjść z nim z domu na małą wycieczkę. Odpoczywał na górze - w schowku. Ten dzieciak był naprawdę dziwny na wiele sposobów. Z jakiegoś powodu lubił odpoczywać w moim schowku. Próbowałem zaproponować mu spanie na kanapie lub jak Jello - na macie do spania - ale zawsze zamykał się w schowku i spędzał tam dobre dwie godziny lub więcej. Powiedział, że zazwyczaj nie "zamyka się" tak często, ale od czasu, kiedy jego system wciąż odzyskuje siły po wypadku, zawsze odpoczywa. Szczerze mówiąc, to nie była niespodzianka - ludzie śpią, kiedy są chorzy.
Tylko nie rozumiałem, dlaczego akurat schowek?
Wyjąłem jakieś ubrania z mojej komody i położyłem je na łóżku, potem buty. Poszedłem do łazienki i wziąłem gąbkę, mocząc ją ciepłą wodą i wróciłem. Nie chciał się myć, ale wciąż powinien być czysty. Kiedy wróciłem, otworzyłem drzwi schowka i zobaczyłem go, kucającego w kącie.
- Zelo? - potrząsnąłem nim lekko - Zelo!
Nie chciał wstać. Nigdy nie wiedziałem, jak go obudzić, więc po prostu złapałem znowu moje słuchawki i założyłem na jego uszy. Czasami wstawał natychmiast, a czasem zajęło mu to do pięciu minut. Usiadłem i czekałem.
Dwie minuty później usłyszałem dźwięki, które zawsze towarzyszyły jego przebudzeniu.
- Wreszcie wstałeś - uśmiechnąłem się. - Cześć.
- Dlaczego musisz mi przeszkadzać? - żachnął, na co zaśmiałem się i złapałem go.
- Chodź, leniuchu. Dzisiaj wychodzimy.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wstał i wyszedł.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że zabieram cię z domu - spojrzałem na niego, kiedy uśmiechnął się przez sekundkę.
Uśmiechnął?
Uśmiechnął!
Mój bezuczuciowy robot się uśmiechnął!
- Zelo~ - zbliżyłem się do niego. - Zrób to znowu!
- Zrobić znowu co? - znów spojrzał na mnie zdziwiony.
- Uśmiechnij się. Ty po prostu się uśmiechałeś...
- Nie uśmiechałem się - zadrwił.
- Owszem, uśmiechałeś się. Chyba, że wyobraziłem to sobie, ale jestem pewien, że nie.
Chłopak wywrócił oczami i usiadł na łóżku. Ten mały arogancki robot...
Aish...
Już nic nie powiedziałem, złapałem gąbkę i przemyłem jego twarz. Zamknął oczy, nie odzywając się.
- Cieszysz się, że wreszcie wyjdziesz na zewnątrz? - zapytałem.
- Co to "cieszyć się"?
Boże, to dziecko jest przegrane...
- To dobre uczucie. Pomyślałem tak, bo nigdy nie wychodziłeś. Może ci się spodobać zbadanie naszego świata.
- Myślę, że spodoba mi się to - wzruszył ramionami.
Odłożyłem gąbkę i zacząłem go rozbierać, co było całkowicie dziwacznym uczuciem. Jak na kogoś kto nie był "człowiekiem", naprawdę wyglądał w każdym calu jak my. Nawet jego skóra była ciepła, a włosy jedwabiste i po prostu wszystko inne sprawiało, że wyglądał jak normalna osoba. Wszystko, poza jego niewiarygodnie dobrym wyglądem oczywiście.
Z jakiegoś powodu Zelo zawsze był dla mnie atrakcyjny - to była pierwsza rzecz, którą zauważyłem, kiedy znalazłem go tamtej nocy w śniegu. I to dlatego zabrałem go ze sobą do domu. Był po prostu zbyt piękny.
Zaparło mi dech w piersiach, kiedy znalazłem duży, czarny tatuaż w poprzek jego pleców, zdejmując jego koszulkę. Tego wcześniej tam nie było...
Kąpałem go wiele razy... Cóż Jello, nie jego. Poza tym ten tatuaż był zbyt wielki, by go nie zauważyć.
- Tak?
- Co to? To na twoich plecach...
- Co tam jest?
- Wielki tatuaż. Kiedy zrobiłeś sobie tatuaż!?
Wiedziałem, że zabrzmiałem wtedy jak rodzic, ale... Kiedy on zrobił sobie ten zwariowany tatuaż?!
- To znak mojego gatunku - powiedział zwyczajnie. - Wszystkiego androidy z mojej planety go posiadają. To pomaga określić z kim jesteśmy powiązani. Mój to waga.
- Znak?
- Tak, mam jeszcze jeden na moim nadgarstku.
Jeszcze jeden?!
Szybko złapałem za jego nadgarstek, patrząc na niego. Mówił prawdę. Ten był znacznie mniejszy. Również waga, a poniżej były małe cyferki.
- Co to za numery? - spojrzałem na niego.
- To mój kod seryjny.
- Kod seryjny?
- To w celu identyfikacji. Każdy android ma unikalny kod.
Teraz uświadomiłem sobie, że nie ważne jak bardzo to dziecko przypominałoby człowieka, zdecydowanie nim nie było. A przez wszystko, co mi opowiadał, zaczynałem robić się coraz ciekawszy tego, jak funkcjonuje jego świat. Ostatecznie i tak był kosmitą, to musiało być fascynujące, więc gdy go ubrałem, pytałem ile mogłem, a on chętnie współpracował.
- Ale... dlaczego Jello nie miał tego... znaku? - zapytałem, czesząc jego włosy. - Nigdy nic na nim nie widziałem.
- Moja postać alternatywna nie jest mną. My tylko dzielimy ciało. Różnimy się od siebie w każdym szczególe, łącznie z DNA. Mój znak i numer seryjny są tylko moje, on ich nie ma.
- Jak to się stało?
- To pomaga uciec od wroga, jeśli byłbym porwany. "Jello" jest bardzo wrażliwy. Nie byłby w stanie ochronić ani siebie, ani mnie, jednak jeśli mnie tam nie ma, moja tożsamość jest chroniona. Kiedy przejmuje kontrolę, mój znak i kod seryjny natychmiast znikają. Jeśli kiedykolwiek zostałby odkryty, pozbyto by się go, ponieważ zakładaliby, że jest bezużyteczny.
- Ale co jeśli... jeśli by go nie wypuścili? Co jeśli byłby w niebezpieczeństwie? Wam obu mogłaby stać się krzywda.
- Moi twórcy pomyśleli o tym. Mam wbudowane czujniki niebezpieczeństwa - jeśli coś by nam groziło, pojawiłbym się ja i natychmiast się tym zajął.
- Czyli Jello jest kamuflażem?
- Tak.
- I nazywasz go bezużytecznym - zaśmiałem się.
- Cóż, zawsze mogę się przekształcać, więc tak - jest trochę bezużyteczny. Nie jestem najlepszy bez powodu. Posiadam wiele cech, których inne androidy nie mają.
- Takich jak zmiennokształtność.
- Tak, jestem pierwszym i jedynym w swoim rodzaju.
- Imponujące – przytaknąłem. - Ale dlaczego jest tylko jeden taki jak ty?
- Stworzenie idealnej broni jest czymś niesamowicie trudnym. To znaczy... Nie powiedziałbym, że jestem pierwszym z mojego rodzaju. Było wiele prób wcześniej, ale po prostu... Wszystkie zawiodły. Jestem pierwszym udanym morferem i powstałem po oktawach...
- Latach - przerwałem mu.
- ...po latach planów i badań.
- Wow... Cóż, widzę, że potrafisz naprawdę wiele.
- Tak - westchnął, spuszczając wzrok. - Ale wciąż jestem niepowodzeniem.
- Nie jesteś żadnym niepowodzeniem, Zelo.
- Nazwali mnie wadliwym. To najgorsze, co może przydarzyć się androidowi... Nazwanie wadliwym... To kara śmierci.
Znów zaczął się dąsać i poczułem się źle, znowu doprowadzając go do smutku. Nie lubiłem go widzieć w tym stanie. Jak to możliwe, że ktoś nie chciał tej cudownej... machiny do zabijania.
Powiedziałbym "radości", ale to niezbyt pasowało.
- Ich strata - poklepałem go po głowie. - Jesteś całkowicie normalny dla mnie i jestem pewien, że twoja matka Venus myśli to samo.
Potaknął. Chciałem upewnić się dlaczego właściwie myślał, że jest wadliwy, ale świat zewnętrzny czekał. Była sobota, więc nie miałem żadnych lekcji - idealnie.
Spędziłem następne dwadzieścia minut na przygotowywaniu go, a kiedy skończyłem, jego potargane włosy były proste i schludne i wyglądał po prostu wspaniale. Ubrałem go w czerwoną bluzę, czarne jeansy i adidasy, a na głowę włożyłem mu niebieską czapkę. Koło łóżka był niebieski szalik, o który mnie poprosił, więc zawiązałem mu go wokół szyi.
Mój mały robot był naprawdę przystojny.
Patrzył na wszystko ze zgrozą, chodząc w kółko i gapiąc się na wszystko, zadając wszystkie możliwe pytania. Cała jego uwaga została skupiona na grupce nastolatków, jeżdżących na deskorolkach, kiedy mijaliśmy park. Zdałem sobie sprawę z tego, że jest zaintrygowany tymi czterokołowymi deskami i ludźmi balansującymi na nich. Pozwoliłem mu popatrzeć przez parę minut, dowiadując się o jednej rzeczy, którą lubi.
Jazda na desce.
Potem skierowaliśmy się do supermarketu, gdzie zdziwił się, widząc tak wiele rodzajów rzeczy uznanych za "jadalne". Wszystkie w innych kolorach, zapachach i kształtach. Widziałem jak jego biedny, mały mózg nie potrafi tego zrozumieć. Racja, miałem w domu jedzenie i widział je, ale będąc studentem, trzymałem tylko takie rzeczy jak ramę, płatki, sodę czy mleko. Nic, co można uznać za urozmaicenie.
Szeroko otwierał oczy na arbuzy i oniemiał, kiedy ahjumma przecinała je na dwa, odkrywając, że w środku są czerwone. Próbowałem namówić go, by wziął gryza, ale wciąż odmawiał. Był zmieszany, kiedy widział czerwone, zielone i żółte papryki. Jedna rzecz, różne kolory. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. To było zbyt urocze...
Kupiłem trochę rzeczy: marchewki, sałatę, trochę owoców i szykowaliśmy się do powrotu, kiedy jego wzrok skupił się na koktajlowych pomidorkach.
- Co to? - zapytał, odmawiając choćby drgnięcia, gdy go zawołałem.
- Pomidory koktajlowe – odpowiedziała ahjumma. - Nigdy nie próbowałeś? - potrząsnął głową.
- Jest bardzo wybredny - zażartowałem, kiedy złapała kilka, wypłukała je i podała chłopakowi.
- Spróbuj. Są dobre dla wciąż rosnących chłopców jak ty.
Wyglądał na niezdecydowanego, a kiedy spojrzał na mnie, tylko wstrząsnąłem ramionami. Złapał jednego pomidora i powoli włożył go do buzi.
Pytanie: czy roboty mają kubki smakowe?
Odpowiedź znalazłem, kiedy dosłownie zaczerwienił się na twarzy. Nagle złapał jeszcze jednego, a potem kolejnego i ukrył je w tych małych ustach, na co ahjumma zaśmiała się.
- Twój wybredny kolega lubi to.
Nie dowierzałem. Pierwsza rzecz, która mu smakowała od... zawsze. Kto by pomyślał?
Koktajlowe pomidorki. Skończyłem zakupy, biorąc pięć małych paczek i śmiejąc się, kiedy chłopak wziął jedną i zaczął jeść.
Misja wykonana.
Wszystko, czego jeszcze potrzebowaliśmy to mięso, więc poszliśmy do rzeźnika, gdzie Zelo zbombardował mnie pytaniami o mięso. Więc odpowiedziałem mu: ciało zwierząt. Oczywiście spytał się "co to są zwierzęta?", ale skończył nazywając ludzi kanibalami za jedzenie innych istnień.
Tak, jestem kanibalem... Ale kogo to obchodzi? Uwielbiam mięso.
Kupiłem resztę rzeczy i wróciliśmy do domu po sklepie spożywczym. Zelo wyglądał na naprawdę szczęśliwego z pomidorkami, nawet jeśli nie uśmiechał się czy śmiał - w jego ruchach było oczywiste, że już nie jest smutny. Byłem szczęśliwy, że on jest szczęśliwy.
Potem zdrzemnąłem się, podczas gdy chłopak oglądał na dole Discovery Channel, ponieważ powiedział, że "to pomoże mu nauczyć się więcej o ludzkich zwyczajach". Obstawiałem, że obejrzał odcinek o królikach. Nie chciał potem przestać o tym mówić. Wystraszyłem się, kiedy znalazł mnie w kuchni tego wieczoru i zapytał o to, czym jest "rozmnażanie".
- Dlaczego o to pytasz, Zelo? - zapytałem.
- Ponieważ ludzkie urządzenie telewizyjne powiedziało, że króliki rozmnażają się bardzo szybko - odpowiedział.
Boże... Czy ja potrzebuje kontroli rodzicielskiej na tym telewizorze?
Był robotem... Ale w moich oczach był dzieckiem. Niewinnym dzieckiem i nie chciałem zdemoralizować ani jego, ani Jello, więc postanowiłem go spławić, niekoniecznie mówiąc prawdę.
- Rozmnażanie jest wtedy, kiedy... umm... Dwoje ludzi spotyka się i... gra... w gry...
- Ah... - odpowiedział prosto, a ja ugryzłem się w język, kiedy spytał. - Możemy czasami spróbować rozmnażania?
- O boże...
Niestety był dość rozmowny tego popołudnia. Bardziej niż zazwyczaj. Podczas gdy robiłem obiad, opowiadał mi o rzeczach, które dziś widział. Stwierdziłem, że pobyt na dworze mu się spodobał.
Tego wieczoru byłem wreszcie szczęśliwy, że nie jadłem sam. Tak jak to było z Jello.
Zrobiłem stek, ponieważ miałem ochotę na coś męskiego. Dziękowałem bogu, że mama nauczyła mnie, jak gotować, by smakowało dobrze.
- Kanibal - sarknął Zelo.
- Smakuje mi - wstrząsnąłem ramionami, na co nic nie odpowiedział.
- Chcesz trochę? - zapytałem. Spojrzał na mnie i się skrzywił. Nic nie odpowiedział jak zwykle, więc ukroiłem kawałek i podniosłem widelcem. - Powiedz "a".
Spojrzał na mnie jak na dziwaka.
- Otwórz buzię, Zelo - zaskoczył mnie wysłuchując, więc nakarmiłem go tym małym kawałkiem steku. - Żuj.
- Bleh... - skrzywił się znów. Westchnąłem. Miałem nadzieję, że mu zasmakuje... No cóż...
Już prawie byłem w połowie drogi do skończenia kolacji, kiedy nagle chłopak przysunął do mnie swoje krzesło i zabrał mi widelec.
- Ya... - znieruchomiałem, kiedy wziął gryza, a potem kolejnego i następnego.
Polubił to!
Uśmiechnąłem się, obserwując go jak je. Niech ktoś mi powie, dlaczego to dziecko jest najsłodszą rzeczą, jaką kiedykolwiek spotkałem?
Zelo jest słodki w tym opowiadaniu! Taki mały, uroczy robocik! Kyaa! *.* Gratuluję twórcy oraz, rzecz jasna, tłumaczowi!
OdpowiedzUsuń