Title/Tytuł: Toy Robot
Author/Autor: TenTen_Oppa/TenTenJjang
Consent for translation/Zgoda na tłumaczenie: Udzielona, dopóki piszę creditsy :3
Link to oryginal/Link do oryginału: Toy Robot
Genre/Gatunek: Romans, EU, supernatural
Rank/Ranga: M/16+
Obserwowałem mojego tajemniczego gościa, gdy bawił się
zabawkami. Minął tydzień odkąd go przyniosłem i wciąż nie miałem pojęcia, kim
on był. Policja już została poinformowana o jego istnieniu. Zrobiłem nawet
kilka ulotek i rozesłałem je po okolicy, ale nikt się po niego nie zgłosił. To
tylko sprawiło, że miałem ochotę stłuc tego, kto odważył się pozostawić tak
pięknego dzieciaka. Przyznaję, że może brakowało mu podstawowych umiejętności
do przetrwania i wymagał stałej uwagi, ale poza tym mieć go przy sobie było
samą przyjemnością. Rzeczywiście zaczynałem się do niego przyzwyczajać - był
dla mnie jak bezpański kot. Zabierasz go ze sobą, ponieważ czujesz się źle, ale
kiedy rosnie, zaczynasz się do niego przyzwyczajać tak, że nigdy nie pozwolisz
mu odejść. Zaczynałem naprawdę lubić to dziecko.
Był bardzo cichy, a kiedy nie spał, bawił się jedną z
zabawek, które mu kupiłem lub oglądał telewizję. Często bawił się w wannie. Był
dziwnie zafascynowany, jeśli chodziło o wodę, dlatego każdego dnia pozwalałem
mu bawić się w wannie przez godzinę lub przed wieczorną toaletą. Później
kąpałem go, ubierałem i prowadziłem do łóżka.
Nie spał więcej na kanapie. Kupiłem mu matę do spania i
położyłem w pokoju obok mojego łóżka. Codziennie, kiedy zapadał w sen, gasiłem
światło. Wciąż nie odzywał się i gdyby nie był taki wysoki, mógłby być mylony z
dzieckiem, które jeszcze nie mówiło. Lubił cicho układać puzzle lub bawić się
samochodzikami, które mu dałem i zwracał na mnie uwagę ilekroć mu czytałem. Nie
uśmiechał się, ani nie śmiał i nigdy nie jadł, co było jedyną rzeczą, która mi
kompletnie w nim nie pasowała. Rozumiem - był umysłowo chory, ale siedem dni
bez jedzenia? Dla ludzi to niemożliwe...
Doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie podkradał jedzenie,
kiedy nie było mnie w pobliżu. Chociaż było trudno w to uwierzyć, biorąc pod
uwagę fakt, że nigdy niczego nie brakowało. Wreszcie, pierwszą rzeczą, jaką
zobaczyłem w jego ustach po całym tym tygodniu, był kubek truskawkowej
galaretki. Był to dziwny widok od chwili, gdy próbował tego, aż do momentu, gdy
zaczął wcinać.
Zacząłem kupować mnóstwo galaretki przeznaczonej tylko dla
niego, od kiedy stało się to jedyną rzeczą, którą jadł. Tak oto zacząłem
nazywać go "Jello".
Nie wyglądało na to, żeby mu to przeszkadzało, plus nie
miałem pojęcia jak nazywać to dziecko, więc byłem szczęśliwy, że wreszcie ma
imię... albo pseudonim. Minęły dwa tygodnie i zaczynałem się martwić, kiedy
nikt nie pytał o niego. Pewnie mógłbym się nim zaopiekować, ale nie sądzę bym
nadawał się na opiekuna kogoś, kto jest zaledwie parę lat młodszy ode mnie. Mam
tylko dwadzieścia dwa lata, nie potrafię wychować dziecka na własną rękę.
Uczyłem się wieczorem, a Jello jak zwykle oglądał telewizję,
będąc przy tym najsłodszym, małym stworzeniem na świecie, gdy zadzwonił mój telefon.
Policja...
- Komisarzu! - nareszcie odpowiedziałem - Czy znalazł pan
kogokolwiek?
- Przepraszam, nikt nie zgłosił się jeszcze po dziecko.
Chcieliśmy poprosić cię, żebyś zaopiekował się nim trochę dłużej.
- Nikt? - przetarłem oczy – Jest pan pewien? Minęły dwa
tygodnie. Jego rodzice lub ktoś inny musiał zauważyć, że go nie ma.
- Obawiam się, że to może być porzucenie. Nie jesteśmy
jeszcze pewni, ale jeśli nie możesz opiekować się nim, możemy przekazać ci
numery do kilku sierocińców. Zajmą się nim do czasu, kiedy ktoś się po niego
zgłosi.
Westchnąłem,
spoglądając na mojego podopiecznego. Czy na pewno chciałem wysłać go do
sierocińca? Spojrzał na mnie i przechylił głowę.
- Nie - odpowiedziałem - zatrzymam go trochę dłużej. Jeśli
nie będę w stanie się nim opiekować, sam go oddam.
Westchnąłem, odkładając telefon. Miałem dylemat...
Do kogokolwiek to dziecko należało, postanowiłem zapamiętać, żeby uderzyć go w twarz, gdy tylko go znajdę. Za bycie tak bezuczuciowym.
Westchnąłem, odkładając telefon. Miałem dylemat...
Do kogokolwiek to dziecko należało, postanowiłem zapamiętać, żeby uderzyć go w twarz, gdy tylko go znajdę. Za bycie tak bezuczuciowym.
- Hej, Jello... - wstałem i podszedłem do niego - Odezwij
się do mnie znowu - powiedziałem siadając na dywanie obok niego. Kontynuował
zabawę, kompletnie ignorując mnie, chociaż wiedziałem, że nie robi tego celowo.
Zdecydowanie był w swoim własnym świecie i wychodził z niego tylko, gdy:
- usłyszał wodę,
- widział galaretkę
- czytałem mu
Wiedziałem, że potrafi mówić. Pierwszego dnia powiedział
"zamknięcie systemu". To były jedyne słowa, które opuściły jego usta.
Zastanawiałem się, co mogłoby to oznaczać, ale do niczego nie doszedłem, a on
nie chciał mówić.
- Chodź, pora spać
- zabrałem mu jego zabawki. Wyciągnął rękę, by odebrać mi je, a ja tylko
zaśmiałem się i złapałem go - jutro znów się pobawisz.
Nie zaprotestował,
co było kolejnym powodem, dla którego go tak lubiłem - był łatwy do przekonania.
Niechlujny, ale łatwy do przekonania.
Wciąż rozlewał
mleko na swoją głowę i kiedy tylko zostawiałem go samego rozpluskiwał wodę
wszędzie, również na większość moich książek, ale zawsze mu wybaczałem.
Położyłem go na jego macie i okryłem kocem. Potem usiadłem obok niego i
zacząłem czytać jego ulubioną dobranockę "Jeśli podarujesz myszy
ciastko" - słuchał uważnie do samego końca.
Położyłem książkę
na nocnym stoliku, życząc mu dobrej nocy. Potargałem nieco jego włosy, zanim
wyłączyłem światło, opadając na moje własne łóżko. Ta noc była inna, pięć minut
później, chłopak wślizgnął się na miejsce obok mnie. Byłem bardzo zaskoczony,
ale przykryłem nas obu kocem, kiedy tylko zamknął oczy i pocałowałem go w
czoło.
- Dobranoc,
dzieciaku.
***
Usłyszałem jakiś
dźwięk o wysokim tonie tuż przy moim uchu, zanim poczułem jak coś ciężkiego
ląduje na mnie. Już ranek?
Otworzyłem powoli
oczy, próbując dowiedzieć się, co wydawało ten przeklęty dźwięk, kiedy
zobaczyłem coś czarnego wycelowanego w moją twarz.
Co do...?
Moje oczy
rozszerzyły się, kiedy zauważyłem, co to było.
Broń...
Jakiś dziwny, kosmiczny karabin maszynowy. Moje serce nagle
podskoczyło do gardła, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, kto go trzyma.
- Jello...?
Zastanawiałem się
przez chwilę, czy czasami nie śnię, ponieważ nie było mowy, żeby tak nagle mój
dziecięcy gość miał laserową broń wycelowaną we mnie.
Tak właściwie skąd miałby mieć broń?!
Skąd ją wziął i jak to było możliwe, by wiedział jak jej
użyć? Nie miałem czasu żeby o tym myśleć, byłem zbyt przerażony.
- Zidentyfikuj się
- powiedział.
Moje oczy poszerzyły się. Mówił głośno, wyraźnie, pewnie.
Nie rozpoznawałem wyrazu jego twarzy. Jeśli chodziło o cechy fizyczne, to był
wciąż Jello, ale ten głos i ten widok... To nie było to dziecko, które zabrałem
ze sobą.
- Jello,
przyjacielu. Zabierz tą rzecz sprzed mojej twarzy.
- Daję ci dziesięć
sekund, byś powiedział mi, kim jesteś.
Co się działo?
- To ja, YongGuk.
Znasz mnie. Nie pamiętasz?
- Moja baza danych
nie rozpoznaje imienia "YongGuk". Powtarzam: powiedz, kim jesteś.
Koniec broni był
teraz pomiędzy moimi oczami.
O boże...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz