wtorek, 13 listopada 2012

9. Wyrwane kartki

Autor: Oresammie
Beta: A jak myślicie? :<

Cześć! Na pewno za mną tęskniliście? <3 Dobra, wiem, że nie, nie kłamać mi tu. Niestety rozkład dni i zaległości nie pozwalają mi na tak szybkie pisanie rozdziałów.
I na pewno wiecie, że lubię wasze komentarze <3 Lubię czytać, co tam mi piszecie, sprawdzam codziennie kilka razy bloga. Nawet w szkole. Tak, tak, mania ^^

Jedna z ciekawostek o mnie: strasznie nie lubię pisać Zelo. Męczy mnie to, jeśli nie mam zwyczajowego ADHD - wtedy trudno mi go oddać takim, jaki jest. Bardziej wyczuwam psychikę mojego Banga i nie chcę mieszać, pisząc tym drugim. Dla fanów Żyrafki - przepraszam!

No, ale udało mi się to napisać. Wiem, ile osób narzekało na stosunek Zelo do Banga i myślę, że tym was zadowolę. Oto brakujące fragmenty z punktu widzenia Zelo. I nie zrozumcie go źle, chłopak się starał, ale ma odmienny tok myślenia~
Enjoy!

***

Stałem na balkonie i wpatrywałem się w światła miasta. Nie czułem zimna, nie przejmowałem się tym, że mogę być chory – nie obchodziło mnie to w tym momencie. Widziałem tylko kolorowe punkty i nieznaczny zarys mojego oddechu.
Myślałem o wydarzeniach z przed kilku dni. Moment, gdy zobaczyłem w progu Banga. Jego mina. Przez chwilę byłem pewien, że jest na mnie wściekły. Gdy wciągnął mnie do środka, nie miałem czasu nawet na strach. Będąc w jego objęciach czułem się jednocześnie szczęśliwy i...rozdarty? W końcu mogłem być z nim, po jednym, wyrwanym dniu z mojego życia, ale z drugiej strony moja psychika protestowała, odruchowo się broniąc przed bólem. Jakim bólem? Przecież to Bang. Nigdy by mnie nie skrzywdził. Dlaczego miałbym się go bać? Dalej widziałem tylko strzępki wspomnień, wyraźniejsze i bardziej zrozumiałe od reszty, w której upijałem się jego obecnością. Tak, jak gdybym nie widział go od miesięcy. Byłem dosłownie pijany i zbyt oszołomiony bliskością, żeby zapamiętać cokolwiek. Prysznic, gorąca woda. I ten słodko-gorzki dotyk, który skręcał moją psychikę. Nigdy więcej się go nie bać. Nigdy.
Zapach herbaty. Tak bardzo bałem się reakcji ludzi, gdy mnie zobaczą. Oczywiście nie pokazywałem tego po sobie, ciesząc się z obecności Guk’a. Wiedziałem, jakiego widoku mogłem się spodziewać i próbowałem się uspokoić. Wydawało mi się, że towarzyszący mi chłopak i tak wiedział jak bardzo byłem zdenerwowany. Nie chciałem na to patrzeć. Po wszystkim zostałem przed budynkiem. Zerwałem kwiat i nerwowo zacząłem go zginać i szarpać w palcach. Nie chcę być sam. Nie chcę.
Raz. Dwa. Trzy. Czy ten człowiek dziwnie na mnie spojrzał? Cztery. Dlaczego wszyscy mnie obserwują?! Pięć. Sześć. Wróć, proszę. Siedem. Proszę. Osiem. Nie chcę się więcej bać. Dziewięć. Spokojnie. Dziesięć. Szczęk zamykanych drzwi. Podniosłem głowę, żeby zobaczyć uśmiechniętego Banga. Nieświadomie odetchnąłem z ulgą i przyjąłem jego pomoc. Jutro już będziemy w domu. Razem.
Słyszałem, jak wychodził. Wtedy naszły mnie myśli. A jeśli on mnie nie chce? Dlatego nie był zły. Na pewno mnie nie chce. Nie jestem już czysty. Wszystko przez...
Obserwowałem, jak wrócił i rozglądał się z niepokojem. Bał się o mnie? Tak bardzo chciałem tak myśleć, bo każda inna myśl sprawiała mi ból. Gdy byłem tak blisko niego. Jego śmiech wydawał się szczery. Więc nie miałem racji? On po prostu...troszczył się o mnie? Było mi tak głupio. Jednak to nie oznaczało, że zamierzałem się poddać. W samolocie udawałem obrażonego, tylko po to, żeby zobaczyć jego uśmiech. To ta inna strona Bang Yong Guk’a, niedostępna innym osobom. Strona, którą przesiąknięte było jego mieszkanie. Nasze mieszkanie. Poczułem lekki ruch i ucisk na głowie. Ułożyłem się wygodniej i uświadomiłem sobie, że wszystko powoli się układa. Dobrze, że cię mam.
Zadrżałem lekko, gdy z wspomnień wyrwał mnie cichy odgłos kroków. Chwilowy lęk zastąpiła ulga, gdy rozpoznałem znajomy uścisk. Widocznie moja nieobecność zaniepokoiła go i wstał mnie poszukać. To było takie...urocze. Zadrżałem, gdy dotarło do mnie, jaka jest temperatura na dworze. Przytuliłem się do niego próbując skorzystać z ciepła jego ciała. Usłyszałem ciche westchnienie i po chwili byłem już w ciepłym mieszkaniu, gdy Bang siłował się z drzwiami. Chwilę później kulejąc zjawił się w kuchni z miną zwiastującą rychłą śmierć niektórym przedmiotom w moim domu. Obserwowałem, co robi, dopóki nie dotarł do mnie zapach czekolady. Postawił przede mną kubek pełen parującego napoju. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że nawet gorzki cukier nam nie zaszkodził.

***

Wciąż trzymałem się Banga. Nie chciałem go tracić z oczu. Nawet, jeśli to miałoby być poświęceniem z mojej strony. Byłem przerażony, gdy przypomniał sobie o moich ranach. Naprawdę nie chciałem go martwić, a wiadomość o ciągłym otwieraniu się otarć i skaleczeń na pewno by to zrobiła. Z nerwów się rozkleiłem. Naprawdę nie chciałem taki być – bezbronny i wrażliwy, ale nie mogłem nic na to poradzić. Wiedziałem, że te myśli, które czasem zjawiały się w mojej głowie, były kłamstwami. Wiedziałem, że Bang mnie kocha. I potrzebuje. Ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak. Jestem cholernym nastolatkiem, nie wiem, co innego mógłbym pomyśleć. Dlaczego on nie chce mnie fizycznie? To było krzywdzące. Zdziwiłem się na jego reakcję, równą chyba mojemu wstydowi. Nigdy nie chciałem go o to pytać w taki sposób. Ale wtedy...wtedy wydawało się, że to ma wielkie znaczenie. Jego wytłumaczenie miało sens. Czułem to. Jednak gdzieś na dnie mojej świadomości, ta jedna, niewinna myśl wciąż nie dawała mi spokoju.
Mimo wszystkich przeciwności. Zgodził się. Czy byłem szczęśliwy? To zbyt mało, żeby określić moje uczucia. Chyba poczułem się bardziej kochany. To głupie określenie, gdy już wcześniej się tego zaznało. Jednak... na nikim wcześniej mi tak nie zależało. Wdzięczność. Nic więcej.
Kolejny dzień był jednym z tych, które nazwałbym wyrwanym prosto z bajki. Nie sądziłem, że zrobi coś tylko dla mojej przyjemności. Dlatego czułem się wyróżniony. Nic nie mogło zepsuć tego momentu – ani mój lęk przed innymi, ani żadne wspomnienia. Strach. Cóż. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę się bał. Chwilowo działało to tylko w przypadku kontaktu z Bangiem i resztą zespołu. Inni ludzie? Wciąż wydawali mi się podejrzani. Gdy wychodziłem na ulicę uczucie śledzenia mnie wzrokiem potęgowało się. Wtedy najważniejsze było to, że mam przy sobie Guk’a. Nie sądziłem, że widok tylu deskorolek jednocześnie wytrąci mnie z równowagi. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak tęskniłem za jazdą. Nie chciałem jednak o tym wspominać, żeby nie martwić chłopaka. Tymczasem sam mnie tu zabrał i pozwolił wziąć, co tylko zechcę. Przepraszam, jaki jest kod kierunkowy do nieba? Chcę wysłać pochwałę za wybór przeznaczonej mi osoby. Może wyznaczona do tego istota dostanie awans czy coś. Byłoby miło. Naprawdę.
Zapomniałem o otoczeniu, liczył się tylko wzrok i moja pasja. Byłem zirytowany niekompetencją sprzedawców – co ci ludzie robią w takim cudownym miejscu? Chyba tylko psują wystrój. Wydawało mi się, że minęła ledwie chwila, gdy Bang przywrócił mnie do rzeczywistości. No tak. Przewidziałem wszystko, tylko nie to, że jakieś fanki przykleją się do nas na środku miasta. Sklepu, tak właściwie. Nie zdążyłem wyrazić swojego niezadowolenia, gdy poczułem jego usta na swoich i odpłynąłem. Nie obchodziło mnie, ile osób nas ogląda i co o tym myśli. Poczułem, że wciska mi coś w rękę, po czym gwałtownie odwraca się i idzie w stronę piszczących fanek. Odprowadziłem go rozmarzonym wzrokiem i uśmiechnąłem się lekko, dotykając swoich warg. Sprzedawca obok mnie chrząknął cicho, aby zwrócić na siebie uwagę. Oprzytomniałem i odwróciłem się do niego. Jego zdegustowana mina mówiła o wszystkim. Odetchnąłem i przewróciłem oczami.
- Co pan, jednorożca pan nie widział?!
Przez chwilę patrzył na mnie oniemiały, po czym wrócił do swojego kulturalnego stylu bycia.
- Tak, tak, jednorożec, oczywiście. Co pan powie na tą deskę?

***

Poczułem się dziwnie, gdy zobaczyłem Banga otoczonego grupką dziewczyn. Dziewczyn, które wpatrywały się w niego z uwielbieniem. Nie, to nie zazdrość. Naprawdę. Na... kogo ja oszukuję?! Oczywiście, że byłem cholernie zazdrosny! Zerknąłem na nową deskorolkę i mimowolnie się uśmiechnąłem. Czerwona. Z misiem. Ciekawe, czy zauważy aluzję. Po pozbyciu się nachalnych fanek (hej, mnie na pewno tak nie pożerają wzrokiem!) mogliśmy rozkoszować się gorącą czekoladą. A przynajmniej ja, bo nie miałem skrupułów przed przywłaszczeniem sobie i jego porcji. Całą radość przerwała wiadomość o wyniku procesu. Wiedziałem, że nie powinienem tak myśleć, ale... przede wszystkim chciałem zapomnieć. Zostać przy Bangu i zapomnieć. Nie docierały do mnie jego słowa. Miałem świadomość, że próbuje mnie pocieszyć, ale nie umiałem wybić się z letargu. Ułatwiło mi to przysunięcie się do chłopaka i chwilowe ciepło, jakie poczułem. Dlaczego miałbym zamartwiać się czymś, co już było? To tylko cienie przeszłości, a cienie mają to do siebie, że przy ostrym oświetleniu znikają. Już chyba wiem, kto jest moim światłem.
Postanowiłem wypróbować deskorolkę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę tego żałował, ale pokusa jazdy była większa. Wystarczył moment, ułamek sekundy, w którym się zagapiłem i leżałem u podstawy betonowych schodów. Oddychałem szybko, próbując zrozumieć, co się stało. Prawie odruchowo zwinąłbym się ze strachu, gdy poczułem szturchnięcie. Wyrwał mi się cichy jęk, gdy uświadomiłem sobie, że obok mnie ukucnął przestraszony Bang. Widziałem troskę i przerażenie w jego oczach. Nie wiedziałem, co mam zrobić. I niestety wybrałem najgorszą możliwość. Dałem dojść do głosu panice. Nie, nie obchodził mnie mój wygląd. Próbowałem zająć czymś moje myśli, zanim pobiegną jak po sznurku do wspomnienia ciemnego, ślepego zaułka. I leżenia na zimnym, wilgotnym betonie. Dopiero zimna woda pozwoliła mi się trochę uspokoić. A gdy Guk znowu znalazł rozwiązanie na moje problemy – całkowicie poddałem się uczuciu szczęścia. Piekło jednak nie jest takie straszne.
Czy ja, do jasnej ciasnej, jestem jakąś zabawką?! Po Hyun’ie bym się tego spodziewał, ale Jae?! I ty, Yoo, przeciwko niewinnym dzieciom?! Oczywiście Bang podzielił się z nimi informacjami na temat mojego lotu. A ta dwójka ubzdurała sobie, że w takim razie przebierze mnie za anioła. W każdym razie ranek spędziłem jadąc na deskorolce za Moon’em, który gonił moich oprawców z prawdziwą wściekłością. Ha. Nie ma to jak obrońcy praw dzieci. Albo ich zastępcy. Bo mój obrońca właśnie całą siłą woli udawał, że słucha naszego managera. Postanowiłem, że raz role mogą się odwrócić i udało mi się odciągnąć chłopaka od wrednego faceta. Co za ludzie. Nie jedzą słodyczy i jeszcze bezczelnie myślą, że ktoś będzie ich słuchał! Nie rozumiem ich.
Nigdy nie wiedziałem, że umiem się tak szybko zdekoncentrować. No, w każdym razie nie byłem tego świadomy, dopóki nie poznałem Banga. Przez jego bliską obecność nie zauważyłem nawet złośliwego spojrzenia Kim’a. I tak wiedziałem, że ta menda, zwana najlepszym przyjacielem Guk’a, wie za dużo. Z jakiegoś powodu z nikim nie dzielił się tą wiedzą. Ale przypuszczam, że nie byłby zbyt zadowolony, gdybyśmy urządzili publiczną orgię. Nie wiem, dlaczego, przecież to świetna reklama dla zespołu! Chociaż w sumie...najpierw trzeba nakłonić Banga do domowej orgii. Misja przyjęta, sir!
Wiedziałem, że powinienem przywiązywać większą uwagę do tego, co mówił Him. Po prostu wiedziałem! A teraz zostałem zaszczuty i przemalowany na RÓŻOWO. Zachciało mi się czerwonych desek z misiem. Nigdy więcej! Nie, żebym narzekał, ale... dźganie mnie w pośladki przez tą konkretną osobę nie przynosi raczej zamierzonego skutku. Gdzie moja waleczność?! Chyba zginęła śmiercią naturalną, gdy wylądowałem na jego kolanach. No i tak to się kończy, gdy próbuję go na coś naciągnąć. WAE?!

***

To boli. Sama świadomość odepchnięcia była tak bolesna, że ledwo udawało mi się zachowywać normalnie. Dlaczego on to robił? Wmawiałem sobie, że to by nie było celowe. Przecież świadomie by mnie nie skrzywdził! Każde odsunięcie, wszystko. Byłem zmartwiony. On nie chciał nic mówić, traktował mnie jak najgorsze ścierwo. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Wiedziałem o tym. Pracowaliśmy ciężko na nasz sukces, ale ja... w tamtym momencie wolałbym tylko jego obecność. Nic więcej nie było mi potrzebne do życia. Czułem się winny. Przypadkowo zrobiłem mu krzywdę. Chciałem mu tylko pokazać, jak wygląda perfumowa mgiełka, gdy się patrzy na nią pod światło. Tymczasem sprawiłem mu ból. Jestem żałosny. Nie potrafię przyjąć tego, co mi daje, a w dodatku sam go do siebie zniechęcam. Żałosny.
Jae odwiózł mnie do domu. Mogłem tylko czekać. Powrót Banga spotęgował moje poczucie winy. Ja naprawdę nie chciałem. A on nie chciał ze mną rozmawiać. Któregoś wieczoru straciłem cierpliwość i w rozpaczliwym odruchu powiedziałem mu, co o nim myślę. Czułem się tak źle. Nie chciałem tego. Ale mnie zranił. Nie przyjmowałem tego do siebie. Myślałem, że mam rację.
Znalazłem list. I wtedy, dopiero wtedy, mój świat się rozpadł. Kim jest? Najważniejszą osobą w moim życiu. Co ja zrobiłem?! Nie wiem, jak znalazłem się pod drzwiami mieszkania HimChan’a. Nie wiem, jak długo waliłem w drewno, zanim otworzył. Po moim pytaniu od razu zorientował się, że coś się stało. Znowu się rozkleiłem. Nie powinienem tego mówić Bangowi. Nie zasługiwał. Pamiętam, że próbowaliśmy się do niego dodzwonić wiele razy. Zawsze był poza zasięgiem. Gdzieś w środku nocy Kim wysłał mnie spać. Chciałem nie myśleć. Chciałem zapomnieć. O tym, jaki byłem samolubny, pozwalając sobie na takie słowa. Przestańmy być egoistyczni.
Słyszałem, że wrócił. Nie mogłem przestać o tym myśleć. Gdy go zobaczyłem, chciałem się na niego rzucić z przeprosinami. To była moja wina. Cały dzień byłem półprzytomny. Próbowałem walczyć ze swoimi myślami i uczuciami – dlaczego jestem tak żałosny, gdy ranię kogoś, kto mnie kocha? Rano byłem bliski paniki, gdy znalazłem list. Z jednej strony poczułem ulgę, że mnie nie zostawił, a z drugiej poczucie winy, to przeze mnie znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Zadzwoniłem do Kim’a. Powiedziałem mu, że przeprosił. To mój ostatni, samolubny gest. Obiecałem to sobie. Na szczęście znaleźliśmy go w sali. Bałem się. Gdzieś tam na dnie obawiałem się, że odejdzie i nie wróci. Nie przeżyłbym tego.
Jeśli kiedykolwiek miałem samokontrolę, to zniknęła ona wraz z pocałunkiem w zimnej łazience. Tak bardzo mi go brakowało. Rozkoszowałem się ciepłem jego skóry. Olśniło mnie, w jaki sposób mogę wygrać tą walkę o uczucia. Jedno, dowolne życzenie. Doskonale wiedziałem, o co poproszę. Wymusiłem to na nim. Obietnicę. Wiedziałem, że nie jest to do końca fair, ale czułem się zadowolony z tego powodu. Do czasu, gdy przegrałem walkę ze swoimi spodniami. Boże, jaki ze mnie dzieciak. Kompromitacja. Na szczęście nie wziął tego do siebie. Chyba powinienem być mu bardzo wdzięczny. Dzięki niemu po zamknięciu oczu wciąż mogę widzieć nas i światło nad nami. Razem.

***

Premiera Warrior była mniej męcząca niż Power. Byłem tego pewny! Nigdy wcześniej nie czułem się tak zmęczony, ale też szczęśliwy. Nasze marzenia wciąż trwały, a ja mogłem być przy Bangu. Wszystko było jak ze snu – zachwyceni fani, nasza duma i jego uśmiech. Jego uśmiech przede wszystkim. Udało nam się. Dotrwaliśmy.
Uświadomiłem sobie, że on miał jeden z kawałków puzzli do szczęścia. Ten ostatni, który gdzieś zgubiłem. Jak dobrze, że tak szybko udało mi się go odnaleźć. 

3 komentarze:

  1. Jakie piękne TTTT

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze ci wychodzi pisanie z perspektywy Zelo, ale jednak wole Yongguka. no nic, czekam na dalszy rozwoj akcji ^///^

    OdpowiedzUsuń
  3. nie jest zle na prawde... ja tez mam czasem prolem z pisaniem kwestii zelo... jego ciezko zrozumiec... wiec sie nie martw serio serio :-)

    OdpowiedzUsuń