środa, 31 października 2012

Być jak Bang Yong Guk

Autor: Oresammie
Beta: Brak i zdaję sobie sprawę z ilości błędów, ale jak próbuję poprawić, to Word mi wcina całe zdania D: Żal.
Pełny tytuł: Być jak Bang Yong Guk czyli kretynizm wrodzony

Ha, miałam straszny problem z tytułem </3 No ale już okej. Macie w nowym poście, o braku bety ostrzegłam. Tekst jest dziełem konkursowym na konkurs dla Nie śpimy bo słuchamy k-pop'u.
Temat przewodni: Gwiazdy gubią się w wielkim mieście
Wymagania: Obecność 1 lub kilku adminek strony
Zdaje mi się, że spełniłam obydwa warunki ^^ Więc enjoy!

A i tak jeszcze cicho: dziękuję za komentarze! <3 To tak naprawdę miło poczytać, że lubicie moje teksty i że to nie jest dno kompletne :3 Mirai kufufu, mioja beta mi coś kiedyś o tym mówiła, ale widocznie już zapomniałam o tej zasadzie i wciąż piszę źle - whatever XD


----



Zdyszani wpadliśmy na lotnisko w samą porę, żeby zobaczyć przez wielką szybę, jak nasz samolot odlatuje z pasa startowego. 
O, cholera. 
Nazywam się Bang Yong Guk i właśnie spóźniłem się na samolot. W takim razie zacznijmy od początku...


***

Dzisiejszego dnia mieliśmy planowany przelot z Korei do Francji. Oczywiście żaden z nas nigdy tam nie był, co poskutkowało wszechogarniającym podnieceniem. Nagle okazało się, że mamy w mieszkaniu kilka sztuk rozmówek francuskich i tym podobnych pierdół. Podejrzewam, że to była sprawka DaeHyun’a, który świetnie się bawił przy robieniu nam zdjęć, gdy pakowaliśmy się bądź kłóciliśmy o to, jaki jest Paryż. Ostatecznie przedmioty przestały pojawiać się na widoku po tym, gdy Moon próbował mu je wepchnąć w bokserki. Stwierdził, że chociaż raz Jung miałby okazję przespać się z kobietą, a w dodatku pochodzącą z Francji. Nie wiem, czy gorsza była awantura po tych słowach, czy świadomość, że Hyun nie wyjął książeczki przed wyjściem z pokoju. Czasem wyobraźnia boli...
Tak, jak już wspomniałem, dzisiejszego dnia miała odbyć się odprawa i przelot. Zjawiliśmy się na lotnisku przed czasem, aby na spokojnie zająć swoje miejsca i przygotować się na długi lot. Przed wejściem do maszyny nasz manager uprzedził nas o dłuższym postoju w kraju nazywanym Polską. Cokolwiek to był za kraj. Nie zwróciłem na jego słowa szczególnej uwagi, czego później pożałowałem. Dostałem miejsce między Zelo, a Himchan’em. Próby przekonania ich, że zabijanie się i prowadzenie wojny na cukierki nad moimi kolanami jest denerwujące, nie dały żadnego efektu, więc postanowiłem to zignorować. Co pewien czas dobiegały do mnie okrzyki wojenne naszego maknae i znosiłem to zaskakująco dobrze, dopóki nie dostałem słodyczem prosto w twarz. Przy naszych miejscach momentalnie zapanowała cisza.
- Kim...
- No co?! To Zelo!
Spojrzałem powątpiewająco na mojego przyjaciela, a następnie na żyrafkę, który siedział z niewinną miną.
- On nie lubi truskawkowych, więc nie wymiguj się! Dlaczego ten cukierek doznał spotkania trzeciego stopnia z moją twarzoczaszką?! – rozbawiony obserwowałem, jak Him patrzy z wyrzutem na młodszego chłopaka. Wiedziałem, że to Zelo rzucał, ale do niego nie doszłoby żadne moje słowo, ba, zabrałby mi pocisk z „to moje!” i obraziłby się. W ten sposób znalazłem się po stronie maknae w wojnie na słodycze.
- No bo... no bo on powiedział, że moje spodnie są dziewczęce!
- Bo twoje spodnie są dziewczęce.
- ...BANG!
- Te, trzeba było nie być takim chudym badylem, to nosiłbyś męskie spodnie.
- Zabiję.naszą.stylistkę...
- Weź Jae, to na pewno będzie zbrodnia doskonała.
Po moich słowach zapanowała cisza i względny spokój, aż do pamiętnego postoju w Polsce. Wylądowaliśmy i zakomunikowano nam, że ponownie wzbijemy się w niebo dokładnie za godzinę. Zelo wyrwał w stronę Up’a, bo ten obiecał, że kupi mu słodycze. Po chwili zobaczyłem Dae podążającego za nimi z szerokim uśmiechem na twarzy. A więc zostałem sam z tą dwójką wspaniałych ludzi. Wspaniały człowiek numer 1 vel Kim Him Chan, wpatrujący się właśnie wielkimi oczami w jakiś szyld zapisany niezrozumiałym dla nas językiem oraz wspaniały człowiek numer 2 vel Yoo Young Jae rozglądający się z zaciekawieniem po mijających nas ludziach. No i ja, Bang Yong Guk, skazany na tą świetną kompanię przez najbliższą godzinę.
- Bang, chodźmy tam! – usłyszałem entuzjastyczny głos Kim’a, który już biegł w stronę najbliższego sklepu. Zrezygnowany pokręciłem głową i razem z Yoo ruszyliśmy za nim. Po dotarciu na miejsce okazało się, że mojemu przyjacielowi chodziło o sklep z zabawkami. Zatrzymaliśmy się przed wejściem tylko po to, żeby zobaczyć, jak Him skacze między półkami i przytula wszystkie pluszaki. Nagle przypomnieliśmy sobie, że mamy inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia i z miną mówiącą „ja go nie znam” odezwaliśmy się w tym samym czasie.
- Pójdę coś zjeść!
- Muszę do toalety!

Pięć minut później stałem w kolejce przy barze. Zupełnie nie rozumiałem, o co chodzi w tych wszystkich napisach, więc miałem zamiar zamówić pierwszą lepszą rzecz, która będzie w menu. Sprzedawca rzucił mi dziwne spojrzenie i już miał zacząć się kłócić, gdy położyłem na ladzie kilka tych dziwnych monet nazywanych w Europie "euro". Człowiek przy barze momentalnie się uśmiechnął, zgarnął monety i oddał mi zapiekankę. Odchodząc z tego miejsca zastanawiałam się, czy ja właśnie przekupiłem sprzedawcę? Mimo tej świadomości uśmiechnąłem się złośliwie na myśl, co powiedziałby nasz manager, gdyby zobaczył, że jem takie śmieciowe jedzenie. Niech żyje wolność!
Po skonsumowaniu szanownej zapiekanki, która była całkiem smaczna, wróciłem pod sklep z zabawkami. Akurat, żeby zobaczyć, jak Kim jest wyprowadzany przez ochroniarza. Ten drugi miał wściekłą minę i mamrotał coś pod nosem, a mój przyjaciel wyglądał, jakby do końca nie wiedział, za co, dlaczego i z jakiej racji to jego wyrzucają. Wyswobodził się z uścisku mężczyzny i wtedy zauważył mnie. Na pożegnanie pokazał ochroniarzowi język i z radością zaczął biec w moją stronę. Z kim ja się zadaję...
- BAAAANG! Dlaczego mnie zostawiłeś?!
- Może dlatego, że planowałeś mieć dzieci z tamtą pluszową żyrafą?
- Wcale nie z żyrafą, a z ośmiornicą! Nie znasz się!
- ... nie wnikam.
- Gdzie Jae?
- Miałem cię zapytać o to samo.

- Był z tobą!
-  Mówił o łazience czy coś.
- A jak go tam zjedli?!
- Od razu sprzedali i wykorzystali. – przewróciłem oczami na jego słowa, ale skierowałem się w stronę łazienki. Faktycznie Young nie pokazywał się dość długo. Po dojściu na miejsce (i kierowaniu się jedynie znaczkami z napisem WC – co to za kraj, gdzie nie można łatwo znaleźć łazienki?!) i kłótni o to, czy trójkąt czy okrąg, przeszliśmy przez drzwi z trójkątem, aby zastać puste pomieszczenie. Rozejrzałem się zdezorientowany – nie wyglądało, żeby ktoś tu był.
- JAAAAAAAAAAAE HYUUUUNG?! – Kim chyba miał inne zdanie na temat poszukiwań, bo wydarł się na cały regulator. Już miałem go uciszyć jednym, celnym kopniakiem, gdy odpowiedziano nam.
- Bang?! Him?! Pomóżcie mi, zaklinowałem się w kabinie!
Przez moment nie wiedziałem, jak zareagować ale chwilę później turlałem się ze śmiechu po kafelkach. Jae. Kabina. Tutaj trzeba mieć talent!
- Chan, to wcale nie jest śmieszne! – dobiegł do nas oburzony głos.
- Ale to nie ja, to Guk! – odkrzyknął mu wesoło i rzucił się na drzwi z zamiarem otworzenia ich. Usłyszałem huk i jęk bólu, widocznie drewno było wytrzymalsze od jego zapału. Wciąż trzęsąc się ze śmiechu, zdążyłem się podnieść i uspokoić na tyle, żeby podejść do drzwi i szarpnąć za klamkę. Drewno nie ustąpiło. Przypomniałem sobie o czymś.
- Yoo, za ile musimy być w samolocie?
- Jakieś 20 minut!
Westchnąłem i trąciłem nogą Kim’a, żeby się pozbierał. No to zaczynamy akcję ratunkową. Przyjrzałem się uważnie drzwiom i odległości pod nimi.
- Jae, właź na kibel.
- CO?!
- Boże, o czym ty myślisz?! Wejdź na toaletę, bo wepchnę tam dołem tego idiotę leżącego koło mnie, żeby mógł cię podsadzić! – usłyszeliśmy cichy stuk i zobaczyłem fragment głowy Young’a nad kabiną.
- Wczołgaj się tam. – mruknąłem do Him’a, drugi raz dźgając go butem. Jęknął cicho i zaczął przeciskać się przez otwór, ale utknął.
- BANG ZAPŁACISZ MI ZA TO!
- Nie moja wina, że twój tyłek jednak nie jest płaski! – całą siłą woli powstrzymałem się od kolejnego ataku śmiechu. Przytrzymałem się kabiny i zacząłem popychać jego pośladki moim butem.
- No spłaszcz się trochę! Zero talentu aktorskiego! Trochę serca i poświęcenia, Channie!
- ...YONGGUK JAK TYLKO STĄD WYJDĘ, TO UMRZESZ!
- Chyba na cukrzycę! – próbował mnie kopnąć, ale w tym samym momencie udało mi się przepchać go przez drzwi. Usłyszałem głośny dźwięk uderzenia i jęk bólu.
- Bang, wiesz co? – Yoo odezwał się jakoś tak niezbyt wyraźnie.
- Słucham?
- Kim wyrżnął w spłuczkę...
- To nie jest śmieszne! – dobiegło do nas, zanim zaczęliśmy się opętańczo śmiać. Uspokoiłem się trochę i jak najwyżej podniosłem ręce.
- Dawaj go tu, złapię.
Po kilku minutach hałasów i piętnastu okrzykach bólu później ujrzałem Jae wychylającego się z nad drzwi kabiny. Zdążyłem objąć go w klatce piersiowej, gdy Kim przerzucił jego drugą część przez drzwi. Zachwiałem się i pod wpływem ciężaru poleciałem na ziemię.
- Ała, moja twarz... – usłyszałem gdzieś na prawo ode mnie.
- Twoja twarz, a mój tyłek, złaź ze mnie. – jęknąłem, próbując się podnieść. Z zamkniętej kabiny dobiegł do nas śmiech, a gdy wreszcie usiadłem, zobaczyłem Chan’a przeciskającego się z powrotem. Gdy zdał sobie sprawę, że znowu utknął, zrobił przerażoną minę i zaczął się szarpać z drzwiami. Na ten widok znowu wylądowaliśmy na podłodze, ale po chwili lojalnie złapaliśmy go za ręce i próbowaliśmy wydostać. W tym momencie drzwi toalety otworzyły się i pojawił się w nich jakiś mężczyzna. Podniósł głowę i zobaczył nas, zastygłych w bezruchu, wciąż trzymających Kim’a i ciągnących go z całych sił. Wytrzeszczył oczy, mruknął coś do siebie i wyszedł prędzej, niż się tu zjawił. No nie nasza wina, prawda? Po szarpaninie w końcu udało nam się wydostać chłopaka z pułapki. Zadowoleni wychodziliśmy z łazienki, gdy spostrzegłem zegar. 2 minuty do odprawy. Spojrzenia pozostałej dwójki podążyły w miejsce, na które patrzyłem i dopiero zerwaliśmy się do biegu. Cholera, cholera, cholera. Że też straciliśmy poczucie czasu! Już widzieliśmy kobietę wpuszczającą na pokład, gdy Jae wpadł na jakąś rodzinę z dziećmi, potknął się o walizkę i wylądował jak długi na posadzce. Ledwo udało nam się zatrzymać, wrócić po niego i podnieść z ziemi oraz wznowić szaleńczy bieg, ale już było za późno. Drzwi się zamknęły, a gdy dotarliśmy na miejsce mogliśmy przez wielkie okno podziwiać nasz samolot startujący do lotu. Witam, jestem Bang Yong Guk i właśnie spóźniłem się na samolot.
- BO ZACHCIAŁO CI SIĘ ZATRZASKIWAĆ W ŁAZIENCE! – podskoczyłem na wrzask Kim’a i obejrzałem się na nich. Wszyscy trzej dyszeliśmy po szaleńczym biegu, a Yoo był dodatkowo brudny od podłogi i przyciskał do siebie zdarte dłonie.
- Daj spokój. – mruknąłem do przyjaciela, szukając w kieszeniach chusteczek. Wyciągnąłem jedną i podałem Young’owi, żeby doprowadził się do porządku.
- Ale to nie moja wina... – mruknął żałośnie, odbierając ode mnie paczkę.
- Oczywiście, że nie. – rozczochrałem mu włosy i ze zrezygnowaniem poszukałem wzrokiem jakiejś ławki. Znajdując takową, pociągnąłem w jej stronę moich towarzyszy i usiedliśmy.
- I co teraz? – zapytał cicho Kim, wpatrując się w podłogę – Jesteśmy w obcym mieście, w obcym kraju, nie znamy języka. Bang, co niby teraz zamierzasz?
- Będzie trzeba zadzwonić do chłopaków, gdy wylądują. I nie, nie teraz, bo mają wyłączone telefony w samolocie. – moje słowa zatrzymały Jae, który już wyjmował swój aparat w celu dzwonienia. Wstałem z ławki i obliczyłem, ile czasu pozostało do wylądowania. Wciąż za dużo.
- Zbierajcie się, idziemy.
- Ale gdzie?
- Do hotelu! Chyba wciąż stać nas na jakiś pokój? I tak nie zdążą zarezerwować nam biletów na dzisiaj.
Wyszliśmy z lotniska i nasze humory trochę się poprawiły. Na zewnątrz świeciło słońce i było upalnie. Jednak nie jest tak źle, jak myślałem.
- Yoo...
- Hm?
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Warszawa, Polska.
- ...dużo mi to mówi.
Skierowaliśmy się w stronę najbliższego budynku z napisem HOTEL. Wyglądał dosyć przyzwoicie. Mijający nas ludzie przyglądali się nam z zaskoczeniem. Co jest dziwnego w trójce Koreańczyków w środku jakiejś Warszawy w jakiejś Polsce?! No, może to, że Kim szedł w podskokach nucąc coś bezsensownego, a Yoo z pasją sprawdzał coś w telefonie. Czasami zastanawiałem się, czy ktoś w tym zespole jest normalny. Włączając w to siebie. Skręciłem do drzwi hotelu i pociągnąłem chłopaków za sobą, zanim zdążyli zwrócić jeszcze większą uwagę przechodniów. Będąc w lobby wypchnąłem Kim’a na przód i wręczyłem mu swój portfel.
- Misja bojowa, załatwiasz pokoje!
- ALE DLACZEGO JA?!
- Bo ładnie wyglądasz.
- Och, nap...BANG!
- Kupię ci czekoladę.
- Okej! Malinową!
Przewróciłem oczami, a on oddalił się w stronę recepcji. Kolejne kilka minut obserwowaliśmy z rozbawieniem, jak żywo dyskutuje, próbując wytłumaczyć coś recepcjonistce jego łamanym angielskim. Najśmieszniejsze wydawało się to, że kobieta kiwała głową, po czym kazała mu powtórzyć jeszcze raz. W końcu jakimś cudem udało mu się wynająć pokój, o czym poinformował nas zwycięsko dzierżąc klucz.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy po wejściu do pokoju była bitwa o łóżka. Zdobyłem to przy oknie i siedziałem na nim zadowolony, dopóki moja twarz nie zaliczyła spotkania z poduszką.
- KIM.HIM.CHAN!
Winowajca rzucił się w pośpiechu do drzwi, próbując uniknąć kary. Yoo ze śmiechem pobiegł za nim, a ja zastanowiłem się, jakim cudem nie zabił się jeszcze o własne nogi. W efekcie miałem trochę spóźnienia (a kto niby zamknie pokój, idioci?!), ale goniliśmy się po ulicach mijając zdziwionych przechodniów. W pewnym momencie wpadliśmy na jakiś duży plac, gdzie było sporo ludzi. Goniąc Kim’a nie zauważyłem, że ten się zatrzymał i wpadłem na niego z rozpędu. Lecąc w kierunku ziemi zarejestrowałem, że Jae także się nie wyrobił i po chwili w trójkę leżeliśmy na płytach chodnikowych.
- Young...
- Taak?
- Czy ty masz coś do mojego tyłka?
- BANG?!
- Więc zejdź z niego!
- A ja mam coś do twojego tyłka!
- Him...
- Jest większy od mojego!
- Him...
- I twardszy, ha!
- HIM.
- Co?
Dopiero spostrzegł, na co patrzę. Mianowicie na tłum nastolatek ubranych nieco podobnie do tych, w naszym kraju. Grupka dziewczyn, która właśnie wpatrywała się w nas jak w ósmy cud świata. Uświadomiłem sobie, że mamy kłopoty w momencie, gdy usłyszałem sławne „...wow, fantastic baby!” z telefonu jednej z nich.
- Bang...
- Co?
- Może lepiej się nie ruszać?
- Yoo, o czym ty bredzisz?!
- No bo Kim tak uczą na kursach obrony przed atakującym psem, trzeba się nie ruszać!
W tamtej chwili wydało mi się to nawet sensowne i zastygliśmy w bezruchu, wciąż wpatrując się w fanki. Ale minutę później okazało się, że metody działające na zwierzaki na pewno nie działają na polskie nastolatki. Rozległ się masowy pisk, po czym błyskawicznie byłem na nogach i już zamierzaliśmy uciec stąd jak najdalej, gdy dotarło do mnie, że się zgubiliśmy. Kilka sekund na rozeznanie się w terenie wystarczyło, żeby nas otoczyły. Nie wiedziałem, czy bardziej czuję się jak macana torebka na przecenach czy dumny ze swojej popularności. Po jakimś czasie chaos dookoła naszej trójki się uspokoił i mogliśmy w spokoju odetchnąć. Do czasu, gdy doszło do nas, że...
- BANG, ZABRAŁY MI BUTA!
- Kupisz sobie nowego, Kim.
- BANG, ZABRAŁY MI PASEK!
- Yoo, kupisz sobie nowy.
- BANG...
- Co znowu?!
- Nie masz koszuli...
Spojrzałem na siebie i z szokiem zauważyłem, że jestem nagi do pasa. O żesz...
- TYLKO NIE MOJA KOSZULA!
- Kupisz sobie nową, Bang.
Rzuciłem podstępnej dwójce złe spojrzenie i zastanowiłem się, co mamy zrobić. Ja – brak koszuli. Chan – bez buta daleko nie zajdzie. Jae – jak mu spodnie spadną, to też odmówi dalszego marszu. Kurde. Już miałem ze złości kopnąć w najbliższy śmietnik (ja? wandalem? skądże!), gdy podbiegła do nas jakaś niższa dziewczyna. Udało mi się odsunąć w ostatnim momencie i Him zamiast wylądować na moich rękach spotkał się z ziemią. Spojrzeliśmy na nią ze zgrozą, a Kim nawet zdjął drugiego buta i wyciągnął w jej stronę.
- Bierz, tylko mnie nie zabijaj! – zawołał z przerażeniem. Dziewczyna spojrzała na niego jak na umysłowo chorego (no nic dziwnego, skoro mówił po koreańsku...), ale zadziwiła nas i odezwała się do nas w naszym ojczystym języku.
- Cześć, jestem Aniyo i uratowałam waszego buta, koszulę i pasek.

***
Aniyo okazała się w miarę normalną i spokojną nastolatką. Dowiedzieliśmy się, że po dużej kłótni z pozostałymi fankami udało jej się odzyskać nasze rzeczy. A raczej ukraść i spierdzielić. W podzięce za poświęcenie Yoo zaprosił ją na lody. Za moje pieniądze. Świetnie.
- Bang oppa, jaki smak lodów sobie życzysz?
- Niebieski.
Moje rozmyślania przerwał wybuch śmiechu. Zaraz. Co ja powiedziałem?
- Emm...jagodowy?
- W porządku!
Gdy się odwróciła, pokazałem mało cenzuralny gest do Chan’a, który zwijał się ze śmiechu. Korzystając z chwili przerwy wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Zelo. Chrzanić koszty rozmów międzykrajowych, jestem bogaty! Chyba.
Po kilku sygnałach usłyszałem znajomy głos.
- BANG?! GDZIE WY JESTEŚCIE?!
- Zelo, daj managera do telefonu!
- Bang, zostawiłeś mnie samego w samolocie!
- Później ci wyjaśnię. No poproś managera!
- Nie.
- Zelo...
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo mnie zostawiłeś.
- Przecież przylecę! Dawaj managera!
- Ale...
- Bez dyskusji!
- Ale go nie ma w hotelu.
- Och.
- Bangie, wracajcie, tu jest tak nudno. I nawet nie ma czekolady!
- Przywiozę ci czekoladę. Tylko powiedz managerowi, żeby nam załatwił bilety.
- Na pewno przywieziesz?
- A powiesz?
- Powiem. Na pewno?
- Mleczną?
- Chcę! Dlaczego nie wsie...
Przerwało mi rozmowę z cichym sygnałem. Spojrzałem na ekranik – brak środków na koncie. Zacząłem rzucać niezbyt cenzuralne słowa do aparatu, gdy dziewczyna pojawiła się koło mnie i podała mi loda. Zagryzłem zęby, podziękowałem skinięciem i dla poprawy humoru kopnąłem Him’a, który wciąż się śmiał.
- Dlaczego ja?! Dlaczego nie Jae?!
- Bo on jest grzeczne dziecko i je lody zamiast się śmiać.
- Nie fair! Aniyo też się śmieje!
Spojrzałem na dziewczynę, faktycznie się śmiała. Przewróciłem oczami.
- Kim, to, że nosisz babskie spodnie nie robi z ciebie dziewczyny, a dziewczyn nie biję, tyle.
- Nie fair.
- Nosisz babskie spodnie? – zadławiłem się lodami, gdy nastolatka odezwała się do mojego przyjaciela i roześmiała się.
- To takie zboczenie zawodowe – dodał dotąd milczący Jae.
- Wcale nie! A te spodnie. To nasza stylistka. Zła kobieta. Kobiety są złe. Oj... – chyba zorientował się, co powiedział, bo spojrzał z przerażeniem na Aniyo. Ta jednak machnęła ręką (w której trzymała łyżeczkę od lodów) i chyba umyślnie opryskała go roztopionymi lodami jabłkowymi, na co wcale nie zwrócił uwagi.
- A może chcesz autograf? – zwróciłem się do niej, obgryzając swojego wafelka od lodów – Ten tam nawet da ci pięć. – wskazałem na HimChan’a.
- Możliwe. – odpowiedziała, bawiąc się swoją łyżeczką. Zdążyła zjeść lody tylko trochę wolniej, niż Kim, co samo w sobie było wyczynem.
- Wybacz, raczej nie wyciągnę płyty i nie podpiszę, bo nie noszę takich rzeczy w kieszeni – zaśmiałem się, po czym odgryzłem kolejną porcję wafelka. Po namyśle rzuciłem pozostałą częścią w Yoo, na co ten zaskoczony upuścił swojego loda. Zerknął z żalem na pomarańczową masę na ziemi i odrzucił wafelkiem w Chan’a. Chłopak złapał go zjadł. Przewróciłem oczami i zauważyłem, że dziewczyna ma minę pt. dzieci, wszędzie dzieci.
- Ale jak chcesz, to mogę jednak ci dać tego buta Him’a.
- Nie, dziękuję. Autografy wystarczą. – zaśmiała się i jakimś cudem wydobyła z torby notatnik i długopis. Ja nie wiem, jak one to robią. Chwyciłem pisadło i podpisałem się ładnie.
”Dla Aniyo, za uratowanie mojej bezcennej koszuli! Bang Yong Guk”
Podałem zestaw Jae i przyglądałem się, jak się wpisuje i oddaje długopis Kim’owi. Po kilku minutach rzeczy wróciły do mnie. Przeczytałem to, co nabazgrali moi przyjaciele.
”Dla Aniyo, za uchronienie przed kompromitacją w Warszawie! Ps. uwaga na łazienki na lotnisku! Yoo Young Jae”
”Dla Aniyo, za oddanie mi mojego buta i wyrozumiałość dla moich babskich spodni! Kim Him Chan”
Parskając pod nosem oddałem w jej ręce jej własność.
- Oto twoje rzeczy zmacane przez członków B.A.P, gdyby tu był Zelo, pewnie miałabyś narysowanego pomidora, niestety żaden z nas nie poczuwa się do bycia maknae, wybacz!
Godzinę później rozstaliśmy się z dziewczyną, nigdy nie wiadomo, ile takich głodnych watah fanek patroluje okolice i zawsze lepiej wrócić do hotelu. W drodze do naszego pokoju poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Wyjąłem go i odczytałem smsa (o dziwo) od managera. Zarezerwowano nam bilety online i lot miał się odbyć o 3 nad ranem. Chyba coś ich nie ten tego z tą godziną. Resztę dnia przesiedzieliśmy w pokoju oglądając tutejsze stacje telewizyjne. Po kilku odcinkach te melodyjka z serialu „Trudne sprawy” (cokolwiek to miało znaczyć) wryła nam się w mózg. Leżałem na swoim łóżku i słuchałem tego dziwnego języka, którym posługiwali się Polacy. Zachciało mi się pić, a że nie widziałem tutaj żadnego automatu z napojami, to postanowiłem wysłużyć się przyjacielem.
- Yoo...
- Hm?
- Widziałeś ten żółty budynek koło hotelu, prawda?
- Tak, i co w związku z tym?
- To supermarket. Pić mi się chcee...
- To idź.
- No idź, proszę.
- Bang, jesteś za leniwy!
- Ale ja cię lubię...
- Nie!
- Wyciągnęliśmy cię z łazienki.
- ...no dobra. Ale tylko za łazienkę. Coś konkretnego?
- Fantę. Niech żyje wolność!
- Okej, okej.
Chłopak podniósł się z łóżka i po chwili trzasnęły drzwi. Leniwie zerknąłem na szyld za oknem głoszący „Biedronka”. Niech no się pospieszy.
Piętnaście minut później już nawet sam chciałem wstać i iść do sklepu, gdy wrócił Jae. Z przerażeniem w oczach, dzierżąc trzy puszki Fanty. Spojrzałem na niego pytająco, jednocześnie zabierając mu picie.
- Bang...
- Słucham cię. – otworzyłem w tym czasie jedną z puszek i wypiłem łyk napoju.
- Tam...tam były wózki! I koszyki!
Posłałem mu spojrzenie wyrażające "zlituj się, człowieku".
- To było straszne! Szybko znalazłem napoje, ale kolejka przy kasie okazała się ogromna. I kasjerka kłóciła się o coś, ale nic nie rozumiałem. Nawet jakaś starsza pani wjechała we mnie wózkiem! Starsza pani! To już u nas te babinki z osiedla są milsze... – wyglądał na załamanego, gdy padał na łóżko. Szczerze mu współczułem, w obcym kraju, w obcym sklepie i atakują go krwiożercze staruszki. No, ale ważne, że mamy Fantę!
Gdy budzik w telefonie rozdzwonił się o 2 nad ranem, pomyślałem, że zabicie tego urządzenia nie będzie wcale taką straszną zbrodnią. Zrezygnowany zwlokłem się z łóżka i uciszyłem go. Złapałem pierwszą lepszą rzecz, która nawinęła mi się pod rękę i rzuciłem nią w HimChan’a. Odpowiedział mi jęk bólu, a sam zainteresowany podniósł się do pozycji siedzącej dzierżąc w ręce buta Young’a. Wzruszyłem ramionami i skierowałem się do łazienki. Nie mieliśmy ze sobą większości rzeczy, więc toaleta, aczkolwiek ograniczona, zajęła mi mało czasu. Gdy wychodziłem, do łazienki wepchnął się Yoo, który był przytomniejszy od Kim’a. Pół godziny później, po oddaniu klucza, znajdowaliśmy się na lotnisku, które nie było aż tak opuszczone, jak się spodziewałem. Wylegitymowaliśmy się przed miłą panią z kasy i odebraliśmy swoje bilety. Chwilę po tym zajmowaliśmy już swoje siedzenia. Korzystając z nieuwagi Him’a wyciągnąłem jego telefon i wybrałem połączenie do DaeHyun’a. Po kilku sygnałach odebrał i od razu zaczął od przywitania.
- KIM HIM CHAN TY BEZMÓZGI KRÓLIKU WIESZ, KTÓRA JEST GODZINA?!
- Dzień dobry i tobie, Jung hyun! – zaśmiałem się do słuchawki, jak usłyszałem, że spada z łóżka.
- BANG! ZAMORDUJĘ CIĘ! ZNISZCZĘ TWOJĄ KARIERĘ NA TWITTERZE! TY PODŁY CZŁOWIEKU!
Rozłączyłem się i z radosną miną oddałem telefon właścicielowi, przy okazji opowiadając im o miłych słowach, jakimi uraczył mnie nasz kolega. Zaśmiewając się z jego reakcji, pomyślałem, że jednak ta Polska nie jest taka zła. Gdy już wzlecieliśmy ponad lotnisko przypomniałem sobie o jednej rzeczy. O cholera. Nie kupiłem czekolady dla Zelo.
Nazywam się Bang Yong Guk i jestem kretynem.

7 komentarzy:

  1. świetne!! BAP w Polsce maaaarzenieee!
    Nie no epickie. Najbardziej podobało mi sie to z toaletą i fankami^^
    Powodzenia w konkursie!/ Renny

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest totalnie zajebiste, epickie i w ogóle padam. XD Wysyłałam ci już na fb moje ukochane fragmenty, ale ogólnie to wielbię całe calusieńkie. I ZAPOMNIAŁ O CZEKOLADZIE DLA ZELO! Będzie mord hahaha XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Epickie. Yaay~
    Więcej takich :D Śmiech, śmieeech~ Nawet Kara stwierdziła, że to było niezłe C: Biedny Bang, już wyobraziłam sobie reakcję Zelo~

    OdpowiedzUsuń
  4. haha biedni... haho mimo ze jestem fanka B.A.P nie okradlabym ich w taki sposob .... noo co to za wariatki !!!! Tak atakowac mojego meza Hima!!!! :-) nie no ubawilam sie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. podoba mi się . *,* pisz jeszcze . ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Niezłe.. nie yaoiec, ale zajebisty~~ Oby takich więcej ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :D mogłabym takie czytać całe wieczory <3
    tylko szkoda, że Zelo nie został w Polsce razem z nimi
    (miałby czekoladę) ;D

    OdpowiedzUsuń