Autor: Oresammie
Beta: Brak (wybaczcie, że tak cierpicie </3)
Dla C. - przez obiecanie jej byłam zmuszona napisać rozdział <3
A i oto mam dla was nowy rozdział Herbacianki~
Jestem chora. Ot tyle. Mam jeszcze tydzień wolnego, więc postaram się coś skołować dla was ^^ To chyba mój najdłuższy rozdział - Word pokazuje aż 2200 słów. Wychodzi na to, że chyba nie wyszłam z wprawy. W każdym razie - enjoy!
Następnego dnia stałem w naszym studiu wraz z resztą zespołu. A raczej – oni robili, co chcieli, a ja próbowałem prowadzić rozmowę z managerem. Ze znudzoną miną słuchałem jego wywodów, próbując znaleźć pretekst do natychmiastowej ewakuacji z jego zasięgu.
- ... jak mogłeś być taki nieodpowiedzialny?! Zelo jest pod twoją opieką, a ty wcale go nie pilnujesz! – no tak, niestety dowiedział się o małym wypadku żyrafki. Odkąd znalazłem jego maskę nikt nie widział w tym wielkiego problemu. Poza tym człowiekiem obok mnie. Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco i pokiwałem głową, mentalnie modląc się o to, żeby zniknął. Zerknąłem na to, co wyprawiała reszta i całą siłą woli powstrzymałem wybuch śmiechu. Hyun właśnie biegł trzymając wytrzaśnięte skądś jedno, anielskie skrzydło. Za nim, z drugim skrzydłem, uciekał Jae, jakimś cudem utrzymując się na nogach i wołając jednocześnie o pomoc. Z wyciągniętymi rękami gonił ich Moon, wrzeszcząc coś o haniebnym przebieraniu Zelo. Sam zainteresowany jechał na deskorolce za tą trójką, machając w niezbyt cenzuralnych gestach. „Nie, żeby coś, ale gdyby ktoś pytał, to na pewno nie ja go ich nauczyłem. Naprawdę.”. Kolumnę zamykał Kim, który podążał za nimi w radosnych podskokach, śpiewając „Cukierki mam, o zęby dbam!” czy coś w tym rodzaju. Z kim ja pracuję.
- YONGGUK! – podskoczyłem, gdy manager postanowił lekko zwrócić moją uwagę – Czy ty mnie słuchasz?!
- Oczywiście! – zapewniłem, próbując sobie przypomnieć, o czym mówił przed chwilą. Na szczęście, sam mnie w tym wyręczył.
- Jak mówiłem, niedługo wydajecie nowy singiel. I nalegam, żeby zmienić wasz wizerunek. Nie patrz tak na mnie, Guk, fanki to pieniądz!
- Myślałem, że to HimChan jest od wizerunku! Dlaczego mi to mówisz?
- Przekażesz mu. Mówiąc o wizerunku... DLACZEGO NIE DOPILNOWAŁEŚ ZELO?! – znowu zaczął swoją tyradę. Westchnąłem i już zabierałem się do ponownego wytłumaczenia mu, że nie mam wpływu na zdolności lotnicze mojego chłopaka, gdy poczułem szarpnięcie z tyłu mojej bluzy, a po chwili byłem ciągnięty w tym kierunku. Cofając się, zauważyłem, że to Jelly wpadł na genialny pomysł przeciągnięcia mnie ze sobą i przyprawienia o zawał. Już miałem niezbyt cenzuralnie wyjaśnić mu, co myślę o ciąganiu mnie gdziekolwiek i za cokolwiek, gdy usłyszałem, co mówi do managera.
- To moje. Nie rusz. – rozbawiony obserwowałem, jak wskazuje na mnie palcem i macha nim przed nosem mężczyzny w geście dezaprobaty. Odchodząc odwrócił się jeszcze raz i rzucił „To moje.” po czym pociągnął mnie za sobą. Wyrwałem się z jego uchwytu i przyspieszyłem, żeby zrównać z nim krok. Zerkając do tyłu z satysfakcją ujrzałem managera, który zastygł w bezruchu i wciąż miał zszokowaną minę. Dobrze mu tak. Spojrzałem na Zelo, który z zadowoloną miną maszerował w stronę najbliższej ławki. Zaśmiałem się w duchu z tego, że teraz pewnie czuje się bohaterem i dla świętego spokoju będę musiał mu przyznawać rację. Minęliśmy Jong’a, który z mordem w oczach bił Yoo i Dae parą anielskich skrzydeł. Dwójka bezskutecznie zakrywała się w nadziei, że nie zostaną zdzieleni zbitą masą piór po twarzach. Pokręciłem głową nad ich głupotą i zwróciłem się do Zelo, który właśnie sadowił się na ławeczce.
- A tym co znowu?
- Próbowali mnie przebrać za anioła. – w jego głosie można było wyczuć pretensję. Zaśmiałem się, na co rzucił mi oburzone spojrzenie. Usiadłem obok niego i rozczochrałem jego proste, blond włosy. Walnął mnie lekko, wciąż obrażony.
- No nie obrażaj się. To był wspaniały lot. – mruknąłem złośliwie, zatrzymując go, zanim rzucił się na mnie w celu zrzucenia mnie z ławki. W jego przypadku słowa „bolało, gdy spadałeś z nieba?” pokrywały się z prawdą. Ku mojemu zdziwieniu po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Prawie tak wspaniały jak widok przerażonego ciebie.
Osz to mała menda. Wcale nie byłem przerażony! No dobra, tylko trochę.
- Nie wykręcaj się. Rozumiem, że im się nie udało?
- Udało się i wsadzili mnie na deskorolkę. Tylko skrzydła zaplątały się w kółeczka i spotkałem się z podłogą! – zrobił minę zbitego psa – Wtedy Moon zainterweniował i pobiegł za nimi próbując im zrobić krzywdę.
Zerknąłem na wyżej wymienionego i mentalnie zażyczyłem sobie, żeby przywalił im mocniej. Machinalnie objąłem i przygarnąłem do siebie Zelo, ale zamarłem, przypominając sobie, gdzie jestem. Szybko oceniłem salę i odetchnąłem z ulgą. Manager już się ulotnił, tamta trójka wciąż kotłowała się w masie piór, a Kim siedział pod ścianą i uśmiechał się złośliwie. Podniosłem wyzywająco jedną brew, a on zaśmiał się bezdźwięcznie i puścił mi oko. Ten wredny gnojek o wszystkim wiedział. Ba. Miał to wszystko gdzieś. Zacznę doceniać moich przyjaciół. Poczułem, jak Zelo wtula się w moją bluzę i w jednym momencie stałem się spokojny. Od momentu powrotu miewał takie chwile, w których przytulał się i nie chciał oderwać, choćby się paliło. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Zająłem się niemal niedostrzegalnym gładzeniem go po boku i zatopiłem się we własnych myślach.
Chwilę później niemal podskoczyliśmy ze strachu, gdy usłyszeliśmy huk, a następnie głośny wybuch śmiechu. Jelly wyplątywał się z mojej bluzy, a ja zlokalizowałem źródło dźwięku. Trójka, która do tej pory szamotała się po parkiecie, z rozpędu wleciała na ławkę. Siedzieli właśnie ze zdezorientowanymi minami przy przewróconym meblu. Jae zakaszlał i wypluł piórko. Na ten widok Kim wpadł w jeszcze gorszy atak głupawki i przewracał się po podłodze. Przejechałem dłonią po twarzy i pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. Jak dzieci. Usłyszałem cichy chichot żyrafki i po chwili biegł już w stronę Him’a z zamiarem zabicia go własnym ciężarem ciała. Dobiegł do nas zduszony okrzyk zaskoczenia i po chwili obydwoje leżeli już na ziemi. Podniosłem się ze złośliwym uśmiechem i skierowałem do trójki ofiar pojedynku skrzydlanego. Dae zdążył się podnieść i zacząć otrzepywać z piór, Moon siedział na podłodze z obrażoną miną, a Jae wypluwał piórka, które ktoś mu wepchnął do ust.
- Mam nowinę. – zapomnieli o doprowadzaniu się do stanu używalności i wlepili we mnie spojrzenia – Mamy zmienić nasz wygląd do nowego singla. W zasadzie Kim ma się namyślić, co zrobimy.
- Ale... na jaki? – Yoo wytrzeszczył na mnie oczy. Westchnąłem z rezygnacją – czy do nich nigdy nic nie dochodzi?
- Zapytaj tego tam. – ten tam, o którym mówiłem, ciągnął właśnie Zelo w naszą stronę. Widząc nasze miny zatrzymał się gwałtownie, a ciężar żyrafki prawie posłał go na ziemię.
- Co jest?
- Mamy zmieniać nasz wygląd.
- A co mi do tego? – spojrzeliśmy na niego jak na kretyna – I co, to my mamy zdecydować?
Wymowne milczenie podało mu odpowiedź.
- ... MY NAWET MOTTA NIE UMIEMY WYBRAĆ, A ONI ZOSTAWILI NAM ZMIANĘ WYGLĄDU?!
Cisza.
- Nasz manager to samobójca. – stwierdziłem, przewracając oczami. Po chwili rozmyślania Him odezwał się ponownie.
- Bang, bierzesz Zelo, rób co chcesz. – spojrzałem na niego wymownie – O CZYM TY MYŚLISZ?! – odpowiedziały mu śmiechy i niewinne miny naszej dwójki. Załamany zrobił jakiś gest, który chyba miał prosić o cierpliwość i opanowanie, ale nie bardzo mu to wyszło.
- Jae, idziesz tylko na ścięcie i modelowanie, nie mam zamiaru płacić za zmywanie farby ze wszystkich osób w zakładzie, a przy tym i z całego pomieszczenia. Nie patrz tak na mnie, to ty sobie ubzdurałeś, że farba cię zje! – Yoo skapitulował i wrócił do wyplątywania piórek z włosów i ciuchów.
- Dae, w jakimkolwiek innym kolorze pewnie będziesz wyglądał jak zmoknięta surykatka, ale nie mogę zostawić cię bez zmiany. – zastanowił się przez chwilę – Ściemniasz włosy, tyle magii. – Hyun przewrócił oczami, widocznie było mu to obojętne.
- Moon – wywołany już nabrał powietrza, żeby zacząć się kłócić, ale brutalnie mu przerwano – ZAMKNIJ SIĘ NA MOMENT. Ładnie tańczysz, to i zmieniasz włosy. Brązowy, bo czarny jest fajny i dla mnie, o!
- Dlaczego brązowy?!
- Bo twój królik jest zielony, a jak wiesz, drzewka są zielono-brązowe. – Kim tłumaczył mu ze stoickim spokojem.
- Nie fair! A twój królik jest różowy, a będziesz miał czarny! Zostajesz gothic boyem?!
Widziałem, jak mój przyjaciel gwałtownie wciągnął powietrze i zaśmiałem się mentalnie. Lepiej się ewakuować. Złapałem Zelo za koszulkę i pociągnąłem do szybkiego marszu do wyjścia. Już za drzwiami dotarł do nas krzyk Him’a.
- JESZCZE RAZ, A SKOPIĘ CI TEN BRĄZOWO-ZIELONY TYŁEK!
Uśmiechnąłem się krzywo i usłyszałem cichy śmiech Zelo.
- Jelly, nie słuchaj, Kimuś robi zły przykład wysławiania się.
- Bang, czy ja mam pięć lat?!
- Skądże.
- Więc dla...
- Jeśli uważasz, że masz więcej, niż pięć lat, to zaraz mi wytłumaczysz te wulgarne gesty, które widziałem w gonitwie za Jae i Dae.
- Mam pięć lat...
- Grzeczne dziecko.
Zmierzaliśmy ulicą w stronę zakładu fryzjerskiego. Skoro Chan dał mi wolną rękę, to Zelo pożałuje, że wybrał deskorolkę z misiem. Piętnaście minut później, chyba to sobie uświadomił, gdy dwie osoby ganiały go po pomieszczeniu próbując złapać.
- BANG! NIE RÓB MI TEGO!
- Wybacz, Jelly, miałem rozkaz i go wykonuję. – siedziałem na fotelu i śmiałem się z jego miny.
- Różowy?! Bangie, proszę! – wskoczył za jeden z foteli i wlepiał we mnie błagalne spojrzenie.
- Nie ma mowy. – świetnie się bawiłem, gdy dwójka strudzonych ludzi próbowała wyciągnąć go zza mebla. Powinienem mu współczuć, ale zemsta zemstą.
- Będę grzeczny! – dobiegła do mnie jego rozpaczliwa obietnica. Wlepiłem w niego powątpiewające spojrzenie. – Naprawdę! Nie będę cię zaczepiał, wkurzał, prowokował!
Chyba nierealność tego zdania dotarła i do niego, bo zrobił skruszoną minę.
- No dobra, może nie aż tyle. Proszę! Bang!
- Nie. – z rozbawieniem obserwowałem, jak opierającego się chłopaka ciągną na fotel koło mnie.
- Kocham cię? – spróbował ostatniej deski ratunku. Personel wbił we mnie badawcze spojrzenie, a ja postarałem się nie zmienić wyrazu swojej twarzy. Pierwszy raz mi to powiedział bezpośrednio, ale w takiej sytuacji... lepiej się nie uzewnętrzniać. Jeszcze prasa zacznie nas prześladować. Westchnąłem i pokręciłem głową.
Kilka minut później Jelly miał farbę na swoich włosach, a jego mina mówiła raczej o tym, że wali się jego życie, a nie TYLKO zmienia kolor na swoim łebku.
- To niesprawiedliwe...
- Hm?
- A siebie nie przefarbujesz!
- Oczywiście, że przefarbuję. – dostałem zszokowane spojrzenie – Tylko nie na różowo.
Prychnął i obraził się. Jakiś czas później i moja farba zdołała się utrwalić. Sprytnie wybrałem sobie coś ciemnego, niestety nie przewidziałem, że w słońcu mieni się na ciemnoniebiesko-fioletowo. Czy też jakiś kolor o mało zidentyfikowanej barwie. Cóż, zdarza się, włosy to włosy – pewnie niedługo znowu zmienimy nasz image. Ten fakt chyba nie docierał do Zelo, który wychodził ze mną z zakładu mając kaptur na głowie. Według mnie farba była ładna, a chłopak przesadzał. Wpuściłem go do mojego – naszego – mieszkania i przypomniał mi się dzień, w którym zamieszkał ze mną. Było to na samym początku naszego „związku”. Tego samego dnia stłukł którąś ze szklanek.
- Bang oppa, przepraszam!
- Niby za co?
- To było twoje...
- Było. Trudno.
- Ja...
- Zelo. Od tej pory to nie jest moje. Wszystko jest nasze.
- Ale...
- Koniec dyskusji.
Następnego dnia stłukł dwie kolejne. Zrobiłem jedyną sensowną rzecz, która przyszła mi wtedy na myśl – kupiłem mu plastikowy kubek. Od tamtej pory traktuje to miejsce tak, jak swoją własność. Zauważyłem to, gdy dotarłem do salonu, a on zwieszał się w akcie rozpaczy na oparciu kanapy. Przewróciłem oczami i przechodząc tamtędy złośliwie dźgnąłem go w jeden z pośladków. Dotarł do mnie zduszony pisk i biedak wylądował za kanapą.
- Nie pokazuj tyłka w moim domu.
- To nasz dom, mogę sobie pokazywać, co chcę!
- Tylko nie przesadzaj, listonosz mógłby zejść na zawał.
- Myślałem, że mam pokazywać tobie, ale jak sobie chcesz...
- Słyszałem! – odkrzyknąłem będąc już w kuchni. Niech no usłyszę o jakimkolwiek pokazywaniu czegokolwiek komuś, kto nie jest mną, to ja już się z nim policzę. Z listonoszem też.
Beta: Brak (wybaczcie, że tak cierpicie </3)
Dla C. - przez obiecanie jej byłam zmuszona napisać rozdział <3
A i oto mam dla was nowy rozdział Herbacianki~
Jestem chora. Ot tyle. Mam jeszcze tydzień wolnego, więc postaram się coś skołować dla was ^^ To chyba mój najdłuższy rozdział - Word pokazuje aż 2200 słów. Wychodzi na to, że chyba nie wyszłam z wprawy. W każdym razie - enjoy!
Następnego dnia stałem w naszym studiu wraz z resztą zespołu. A raczej – oni robili, co chcieli, a ja próbowałem prowadzić rozmowę z managerem. Ze znudzoną miną słuchałem jego wywodów, próbując znaleźć pretekst do natychmiastowej ewakuacji z jego zasięgu.
- ... jak mogłeś być taki nieodpowiedzialny?! Zelo jest pod twoją opieką, a ty wcale go nie pilnujesz! – no tak, niestety dowiedział się o małym wypadku żyrafki. Odkąd znalazłem jego maskę nikt nie widział w tym wielkiego problemu. Poza tym człowiekiem obok mnie. Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco i pokiwałem głową, mentalnie modląc się o to, żeby zniknął. Zerknąłem na to, co wyprawiała reszta i całą siłą woli powstrzymałem wybuch śmiechu. Hyun właśnie biegł trzymając wytrzaśnięte skądś jedno, anielskie skrzydło. Za nim, z drugim skrzydłem, uciekał Jae, jakimś cudem utrzymując się na nogach i wołając jednocześnie o pomoc. Z wyciągniętymi rękami gonił ich Moon, wrzeszcząc coś o haniebnym przebieraniu Zelo. Sam zainteresowany jechał na deskorolce za tą trójką, machając w niezbyt cenzuralnych gestach. „Nie, żeby coś, ale gdyby ktoś pytał, to na pewno nie ja go ich nauczyłem. Naprawdę.”. Kolumnę zamykał Kim, który podążał za nimi w radosnych podskokach, śpiewając „Cukierki mam, o zęby dbam!” czy coś w tym rodzaju. Z kim ja pracuję.
- YONGGUK! – podskoczyłem, gdy manager postanowił lekko zwrócić moją uwagę – Czy ty mnie słuchasz?!
- Oczywiście! – zapewniłem, próbując sobie przypomnieć, o czym mówił przed chwilą. Na szczęście, sam mnie w tym wyręczył.
- Jak mówiłem, niedługo wydajecie nowy singiel. I nalegam, żeby zmienić wasz wizerunek. Nie patrz tak na mnie, Guk, fanki to pieniądz!
- Myślałem, że to HimChan jest od wizerunku! Dlaczego mi to mówisz?
- Przekażesz mu. Mówiąc o wizerunku... DLACZEGO NIE DOPILNOWAŁEŚ ZELO?! – znowu zaczął swoją tyradę. Westchnąłem i już zabierałem się do ponownego wytłumaczenia mu, że nie mam wpływu na zdolności lotnicze mojego chłopaka, gdy poczułem szarpnięcie z tyłu mojej bluzy, a po chwili byłem ciągnięty w tym kierunku. Cofając się, zauważyłem, że to Jelly wpadł na genialny pomysł przeciągnięcia mnie ze sobą i przyprawienia o zawał. Już miałem niezbyt cenzuralnie wyjaśnić mu, co myślę o ciąganiu mnie gdziekolwiek i za cokolwiek, gdy usłyszałem, co mówi do managera.
- To moje. Nie rusz. – rozbawiony obserwowałem, jak wskazuje na mnie palcem i macha nim przed nosem mężczyzny w geście dezaprobaty. Odchodząc odwrócił się jeszcze raz i rzucił „To moje.” po czym pociągnął mnie za sobą. Wyrwałem się z jego uchwytu i przyspieszyłem, żeby zrównać z nim krok. Zerkając do tyłu z satysfakcją ujrzałem managera, który zastygł w bezruchu i wciąż miał zszokowaną minę. Dobrze mu tak. Spojrzałem na Zelo, który z zadowoloną miną maszerował w stronę najbliższej ławki. Zaśmiałem się w duchu z tego, że teraz pewnie czuje się bohaterem i dla świętego spokoju będę musiał mu przyznawać rację. Minęliśmy Jong’a, który z mordem w oczach bił Yoo i Dae parą anielskich skrzydeł. Dwójka bezskutecznie zakrywała się w nadziei, że nie zostaną zdzieleni zbitą masą piór po twarzach. Pokręciłem głową nad ich głupotą i zwróciłem się do Zelo, który właśnie sadowił się na ławeczce.
- A tym co znowu?
- Próbowali mnie przebrać za anioła. – w jego głosie można było wyczuć pretensję. Zaśmiałem się, na co rzucił mi oburzone spojrzenie. Usiadłem obok niego i rozczochrałem jego proste, blond włosy. Walnął mnie lekko, wciąż obrażony.
- No nie obrażaj się. To był wspaniały lot. – mruknąłem złośliwie, zatrzymując go, zanim rzucił się na mnie w celu zrzucenia mnie z ławki. W jego przypadku słowa „bolało, gdy spadałeś z nieba?” pokrywały się z prawdą. Ku mojemu zdziwieniu po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Prawie tak wspaniały jak widok przerażonego ciebie.
Osz to mała menda. Wcale nie byłem przerażony! No dobra, tylko trochę.
- Nie wykręcaj się. Rozumiem, że im się nie udało?
- Udało się i wsadzili mnie na deskorolkę. Tylko skrzydła zaplątały się w kółeczka i spotkałem się z podłogą! – zrobił minę zbitego psa – Wtedy Moon zainterweniował i pobiegł za nimi próbując im zrobić krzywdę.
Zerknąłem na wyżej wymienionego i mentalnie zażyczyłem sobie, żeby przywalił im mocniej. Machinalnie objąłem i przygarnąłem do siebie Zelo, ale zamarłem, przypominając sobie, gdzie jestem. Szybko oceniłem salę i odetchnąłem z ulgą. Manager już się ulotnił, tamta trójka wciąż kotłowała się w masie piór, a Kim siedział pod ścianą i uśmiechał się złośliwie. Podniosłem wyzywająco jedną brew, a on zaśmiał się bezdźwięcznie i puścił mi oko. Ten wredny gnojek o wszystkim wiedział. Ba. Miał to wszystko gdzieś. Zacznę doceniać moich przyjaciół. Poczułem, jak Zelo wtula się w moją bluzę i w jednym momencie stałem się spokojny. Od momentu powrotu miewał takie chwile, w których przytulał się i nie chciał oderwać, choćby się paliło. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Zająłem się niemal niedostrzegalnym gładzeniem go po boku i zatopiłem się we własnych myślach.
Chwilę później niemal podskoczyliśmy ze strachu, gdy usłyszeliśmy huk, a następnie głośny wybuch śmiechu. Jelly wyplątywał się z mojej bluzy, a ja zlokalizowałem źródło dźwięku. Trójka, która do tej pory szamotała się po parkiecie, z rozpędu wleciała na ławkę. Siedzieli właśnie ze zdezorientowanymi minami przy przewróconym meblu. Jae zakaszlał i wypluł piórko. Na ten widok Kim wpadł w jeszcze gorszy atak głupawki i przewracał się po podłodze. Przejechałem dłonią po twarzy i pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. Jak dzieci. Usłyszałem cichy chichot żyrafki i po chwili biegł już w stronę Him’a z zamiarem zabicia go własnym ciężarem ciała. Dobiegł do nas zduszony okrzyk zaskoczenia i po chwili obydwoje leżeli już na ziemi. Podniosłem się ze złośliwym uśmiechem i skierowałem do trójki ofiar pojedynku skrzydlanego. Dae zdążył się podnieść i zacząć otrzepywać z piór, Moon siedział na podłodze z obrażoną miną, a Jae wypluwał piórka, które ktoś mu wepchnął do ust.
- Mam nowinę. – zapomnieli o doprowadzaniu się do stanu używalności i wlepili we mnie spojrzenia – Mamy zmienić nasz wygląd do nowego singla. W zasadzie Kim ma się namyślić, co zrobimy.
- Ale... na jaki? – Yoo wytrzeszczył na mnie oczy. Westchnąłem z rezygnacją – czy do nich nigdy nic nie dochodzi?
- Zapytaj tego tam. – ten tam, o którym mówiłem, ciągnął właśnie Zelo w naszą stronę. Widząc nasze miny zatrzymał się gwałtownie, a ciężar żyrafki prawie posłał go na ziemię.
- Co jest?
- Mamy zmieniać nasz wygląd.
- A co mi do tego? – spojrzeliśmy na niego jak na kretyna – I co, to my mamy zdecydować?
Wymowne milczenie podało mu odpowiedź.
- ... MY NAWET MOTTA NIE UMIEMY WYBRAĆ, A ONI ZOSTAWILI NAM ZMIANĘ WYGLĄDU?!
Cisza.
- Nasz manager to samobójca. – stwierdziłem, przewracając oczami. Po chwili rozmyślania Him odezwał się ponownie.
- Bang, bierzesz Zelo, rób co chcesz. – spojrzałem na niego wymownie – O CZYM TY MYŚLISZ?! – odpowiedziały mu śmiechy i niewinne miny naszej dwójki. Załamany zrobił jakiś gest, który chyba miał prosić o cierpliwość i opanowanie, ale nie bardzo mu to wyszło.
- Jae, idziesz tylko na ścięcie i modelowanie, nie mam zamiaru płacić za zmywanie farby ze wszystkich osób w zakładzie, a przy tym i z całego pomieszczenia. Nie patrz tak na mnie, to ty sobie ubzdurałeś, że farba cię zje! – Yoo skapitulował i wrócił do wyplątywania piórek z włosów i ciuchów.
- Dae, w jakimkolwiek innym kolorze pewnie będziesz wyglądał jak zmoknięta surykatka, ale nie mogę zostawić cię bez zmiany. – zastanowił się przez chwilę – Ściemniasz włosy, tyle magii. – Hyun przewrócił oczami, widocznie było mu to obojętne.
- Moon – wywołany już nabrał powietrza, żeby zacząć się kłócić, ale brutalnie mu przerwano – ZAMKNIJ SIĘ NA MOMENT. Ładnie tańczysz, to i zmieniasz włosy. Brązowy, bo czarny jest fajny i dla mnie, o!
- Dlaczego brązowy?!
- Bo twój królik jest zielony, a jak wiesz, drzewka są zielono-brązowe. – Kim tłumaczył mu ze stoickim spokojem.
- Nie fair! A twój królik jest różowy, a będziesz miał czarny! Zostajesz gothic boyem?!
Widziałem, jak mój przyjaciel gwałtownie wciągnął powietrze i zaśmiałem się mentalnie. Lepiej się ewakuować. Złapałem Zelo za koszulkę i pociągnąłem do szybkiego marszu do wyjścia. Już za drzwiami dotarł do nas krzyk Him’a.
- JESZCZE RAZ, A SKOPIĘ CI TEN BRĄZOWO-ZIELONY TYŁEK!
Uśmiechnąłem się krzywo i usłyszałem cichy śmiech Zelo.
- Jelly, nie słuchaj, Kimuś robi zły przykład wysławiania się.
- Bang, czy ja mam pięć lat?!
- Skądże.
- Więc dla...
- Jeśli uważasz, że masz więcej, niż pięć lat, to zaraz mi wytłumaczysz te wulgarne gesty, które widziałem w gonitwie za Jae i Dae.
- Mam pięć lat...
- Grzeczne dziecko.
Zmierzaliśmy ulicą w stronę zakładu fryzjerskiego. Skoro Chan dał mi wolną rękę, to Zelo pożałuje, że wybrał deskorolkę z misiem. Piętnaście minut później, chyba to sobie uświadomił, gdy dwie osoby ganiały go po pomieszczeniu próbując złapać.
- BANG! NIE RÓB MI TEGO!
- Wybacz, Jelly, miałem rozkaz i go wykonuję. – siedziałem na fotelu i śmiałem się z jego miny.
- Różowy?! Bangie, proszę! – wskoczył za jeden z foteli i wlepiał we mnie błagalne spojrzenie.
- Nie ma mowy. – świetnie się bawiłem, gdy dwójka strudzonych ludzi próbowała wyciągnąć go zza mebla. Powinienem mu współczuć, ale zemsta zemstą.
- Będę grzeczny! – dobiegła do mnie jego rozpaczliwa obietnica. Wlepiłem w niego powątpiewające spojrzenie. – Naprawdę! Nie będę cię zaczepiał, wkurzał, prowokował!
Chyba nierealność tego zdania dotarła i do niego, bo zrobił skruszoną minę.
- No dobra, może nie aż tyle. Proszę! Bang!
- Nie. – z rozbawieniem obserwowałem, jak opierającego się chłopaka ciągną na fotel koło mnie.
- Kocham cię? – spróbował ostatniej deski ratunku. Personel wbił we mnie badawcze spojrzenie, a ja postarałem się nie zmienić wyrazu swojej twarzy. Pierwszy raz mi to powiedział bezpośrednio, ale w takiej sytuacji... lepiej się nie uzewnętrzniać. Jeszcze prasa zacznie nas prześladować. Westchnąłem i pokręciłem głową.
Kilka minut później Jelly miał farbę na swoich włosach, a jego mina mówiła raczej o tym, że wali się jego życie, a nie TYLKO zmienia kolor na swoim łebku.
- To niesprawiedliwe...
- Hm?
- A siebie nie przefarbujesz!
- Oczywiście, że przefarbuję. – dostałem zszokowane spojrzenie – Tylko nie na różowo.
Prychnął i obraził się. Jakiś czas później i moja farba zdołała się utrwalić. Sprytnie wybrałem sobie coś ciemnego, niestety nie przewidziałem, że w słońcu mieni się na ciemnoniebiesko-fioletowo. Czy też jakiś kolor o mało zidentyfikowanej barwie. Cóż, zdarza się, włosy to włosy – pewnie niedługo znowu zmienimy nasz image. Ten fakt chyba nie docierał do Zelo, który wychodził ze mną z zakładu mając kaptur na głowie. Według mnie farba była ładna, a chłopak przesadzał. Wpuściłem go do mojego – naszego – mieszkania i przypomniał mi się dzień, w którym zamieszkał ze mną. Było to na samym początku naszego „związku”. Tego samego dnia stłukł którąś ze szklanek.
- Bang oppa, przepraszam!
- Niby za co?
- To było twoje...
- Było. Trudno.
- Ja...
- Zelo. Od tej pory to nie jest moje. Wszystko jest nasze.
- Ale...
- Koniec dyskusji.
Następnego dnia stłukł dwie kolejne. Zrobiłem jedyną sensowną rzecz, która przyszła mi wtedy na myśl – kupiłem mu plastikowy kubek. Od tamtej pory traktuje to miejsce tak, jak swoją własność. Zauważyłem to, gdy dotarłem do salonu, a on zwieszał się w akcie rozpaczy na oparciu kanapy. Przewróciłem oczami i przechodząc tamtędy złośliwie dźgnąłem go w jeden z pośladków. Dotarł do mnie zduszony pisk i biedak wylądował za kanapą.
- Nie pokazuj tyłka w moim domu.
- To nasz dom, mogę sobie pokazywać, co chcę!
- Tylko nie przesadzaj, listonosz mógłby zejść na zawał.
- Myślałem, że mam pokazywać tobie, ale jak sobie chcesz...
- Słyszałem! – odkrzyknąłem będąc już w kuchni. Niech no usłyszę o jakimkolwiek pokazywaniu czegokolwiek komuś, kto nie jest mną, to ja już się z nim policzę. Z listonoszem też.
Zgarnąłem z lodówki kilka cherry tomatoes i jeden z napoi
dla siebie. Wracając do salonu zauważyłem, że Zelo rozwalił się na kanapie i
ogląda telewizję. Zasłoniłem mu na chwilę ekran i szturchnąłem stopą. Nie
zareagował, więc szturchnąłem go drugi raz i uśmiechnąłem się złośliwie.
- Suń się.
- Nie.
- Mam coś dla ciebie na pocieszenie. – z westchnieniem podniósł się i zrobił mi miejsce. – Dziękuję. – wręczyłem mu pomidorki i zdążyłem upić łyk słodkiego soku, gdy zauważyłem, że ma nijaką minę.
- Myślałem, że inaczej mnie pocieszysz...
- Jelly.
- Przecież nic nie obiecywałem! – wyszczerzył się, a ja przewróciłem oczami i przesunąłem się w jego stronę, żeby go pocałować. Zamruczał cicho, ale po chwili się skrzywił i odsunął.
- Smakujesz truskawką. – burknął cicho, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Powinieneś się cieszyć.
- Słodko. – wciąż się krzywił.
- Tak jak twoje włosy. – zauważyłem złośliwie, a on rzucił mi zirytowane spojrzenie.
- To twoja wina!
- Podobają mi się.
- Wyglądam jak... och, naprawdę? – dopiero do niego dotarło, co powiedziałem. Uśmiechnąłem się szerzej.
- Są słodkie, jak ty.
- Um... – zmieszał się lekko i już nie odpowiedział. Cóż, powiedziałem prawdę – pasował mu ten kolor równie dobrze, jak blond, przy czym teraz wyglądał słodko. Zdziwiłem się, gdy zmienił pozycję i wylądował z głową na moich kolanach. Rozłożył się wygodnie i wpatrzył w telewizor. Po godzinie oglądania jakiejś niezbyt pasjonującej dramy miałem dość. Nie mogłem nawet przełączyć kanału, bo ten wredny dzieciak zasnął na moich kolanach, a nie chciałem go budzić sięgając po pilota. Westchnąłem ze zirytowaniem.
- Tobie też ładnie w tym kolorze, Bang oppa. – dobiegło do mnie cicho. Zdumiony spojrzałem na Zelo, ale ten się tylko uśmiechnął i znowu zasnął. Drama przestała wydawać się taka zła, a po jego słowach zrobiło mi się tak jakoś cieplej. Chwilę później musiałem przyjąć do wiadomości jedną myśl.
- Suń się.
- Nie.
- Mam coś dla ciebie na pocieszenie. – z westchnieniem podniósł się i zrobił mi miejsce. – Dziękuję. – wręczyłem mu pomidorki i zdążyłem upić łyk słodkiego soku, gdy zauważyłem, że ma nijaką minę.
- Myślałem, że inaczej mnie pocieszysz...
- Jelly.
- Przecież nic nie obiecywałem! – wyszczerzył się, a ja przewróciłem oczami i przesunąłem się w jego stronę, żeby go pocałować. Zamruczał cicho, ale po chwili się skrzywił i odsunął.
- Smakujesz truskawką. – burknął cicho, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Powinieneś się cieszyć.
- Słodko. – wciąż się krzywił.
- Tak jak twoje włosy. – zauważyłem złośliwie, a on rzucił mi zirytowane spojrzenie.
- To twoja wina!
- Podobają mi się.
- Wyglądam jak... och, naprawdę? – dopiero do niego dotarło, co powiedziałem. Uśmiechnąłem się szerzej.
- Są słodkie, jak ty.
- Um... – zmieszał się lekko i już nie odpowiedział. Cóż, powiedziałem prawdę – pasował mu ten kolor równie dobrze, jak blond, przy czym teraz wyglądał słodko. Zdziwiłem się, gdy zmienił pozycję i wylądował z głową na moich kolanach. Rozłożył się wygodnie i wpatrzył w telewizor. Po godzinie oglądania jakiejś niezbyt pasjonującej dramy miałem dość. Nie mogłem nawet przełączyć kanału, bo ten wredny dzieciak zasnął na moich kolanach, a nie chciałem go budzić sięgając po pilota. Westchnąłem ze zirytowaniem.
- Tobie też ładnie w tym kolorze, Bang oppa. – dobiegło do mnie cicho. Zdumiony spojrzałem na Zelo, ale ten się tylko uśmiechnął i znowu zasnął. Drama przestała wydawać się taka zła, a po jego słowach zrobiło mi się tak jakoś cieplej. Chwilę później musiałem przyjąć do wiadomości jedną myśl.
Raz: przez niego staję się miękki.
Dwa: to powinno mnie przerazić.
Trzy: zupełnie mnie to nie obchodzi.
Ojjj *0*
OdpowiedzUsuńStraszliwie mi się podobało. Co chwilę morka uśmiechała mi się ekranu. To było takie urucze ;3
Oj tak, Jelly w różu...mhru <3
Nie potrafię lepiej ocenić. Tak na marginesie, to nie widziałam żadnych błędów...? W sumie, to nawet nie szukałam.
Cóż, zdrowiej mi tu i dalej pisz tak, jak piszesz.
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejną notkę.
Weny życzę ^u^
Bożeeee! Kocham to, absolutnie to kocham! No po prostu umrę zaraz XDDD Nawet był mój Jae! <3 I argumenty Himchana do Moona były EPICKIE. Cały czas siedzę, śmieję się i szczerzę do monitora jak pojeb. XD A Zelo jest taaaaaaaaaaaki uroczy! <3333 UMREM NORMALNIEM TAKA SŁODYCZ. I mam nadzieję, że każdy twój rozdział będzie taki długie omomomomo~
OdpowiedzUsuńBoże. Czytam to opko od jakiegoś czasu, a dopiero teraz postanowiłam rypnąć tu komentarz. :D Bardzo mi się podoba. Fakt - BangLo, jeden z moich ulubionych pairingów i kocham ich razem, ale Twój styl pisania jest taki lekki do czytania, że nie da się oderwać. Ciekawią mnie dalsze przygody Króliczków więc czekam z niecierpliwością i weny życzę~ :D
OdpowiedzUsuńBłędy nawet jesli sa to i tak ich nie widać....I takie pytanie...Kiedy reszta? To jest tak fajnie napisane że ma się ochotę na jeszcze i jeszcze^^ Ten twój dialog HimChana i JongUppie przypomniał mi HimUp i teraz mam ochotę na coś takiego a nigdzie nie ma po polsku*idzie płakac w kącie* No w kazdym razie powrotu do zdrowia, czasu i pomysłów =^-^=/ Renny
OdpowiedzUsuńUch. Ich rozmowy były powalające. Szczególnie te o zmianach koloru włosów...
OdpowiedzUsuńZelo uciekający od fryzjerów = kolejny napad śmiechu. Dobiłaś mnie tym "kocham cię?" XDD *argument ostateczny xDD*
Ja chcę jeszczeee~~
Cieszę się, że wreszcie nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńBraku bety raczej nie widać, świetnie sobie radzisz, tylko poczytaj coś o poprawnym zapisywaniu dialogów. Sama dobrze nie pamiętam tych reguł, ale wydaje mi się, że przed "- powiedział XX" nie stawiamy kropki, natomiast przy np. "- Uśmiechnął się" stawiamy...Mniej więcej coś takiego.
W każdym razie, żadne kropki nie zniszczą atmosfery tego opowiadania. Pisałam już pewnie, że je uwielbiam. Genialne są ich rozmowy, a Zelo potrafi być taki uroczy. Przy tym te ich subtelne okazywanie sobie nawzajem uczuć są lepsze od nieprzerwanych orgii :D
To chyba tyle. Świetnie ci idzie.
Życzę powrotu do zdrowia ^^
ahhaha o mater duter :-). hehe te teksty powalily :-).
OdpowiedzUsuńTo miało być długie?:( To jest króciutki, ale nadal długie ; )
OdpowiedzUsuńIdę dalej :))