wtorek, 9 października 2012

2. Wszystko, co kochasz, zwykle jest dalej od wszystkiego, czego nienawidzisz


Autor: Oresammie
Beta: Karou

Pobiegłem przez korytarz zostawiając Banga samego. Niech sobie idą piechotą, nudziarze!
Wychodząc przez główne drzwi hotelu od razu rzuciłem deskorolkę na ziemię i ruszyłem manewrować między ludźmi. Większość z nich patrzyła na mnie ze zdziwieniem, gdy gwałtownie ich omijałem – co tam tłok jakiegoś miasta i tak jest ich mniej niż w Korei. Wybrałem dłuższą drogę do studia, bo słyszałem, że gdzieś po drodze jest bar z całkiem dobrym jedzeniem. Trzeba coś zjeść zanim Bang nas zatłucze na próbie. Zatrzymałem się przed obiecująco wyglądającym lokalem i chwytając deskę wskoczyłem do środka. Kilku klientów spojrzało na mnie jak na idiotę, na co uśmiechnąłem się do nich słodko. Zdegustowani odwrócili wzrok. Nie rozumiem, przecież byłem miły! Usiadłem przy barze i z zaciekawieniem spojrzałem w menu. Fast-food, fast-food, fast... o! Są krewetki! Zamówiłem jedną porcję dla siebie i zacząłem rozglądać się po klientach lokalu. Zwykli ludzie, staruszek, robotnicy, o, jakieś nastolatki. Dobiegł mnie ich chichot, gdy zorientowały się, że na nie patrzę. Podeszły do mnie i zapytały o autografy uśmiechając się słodko. Odwzajemniłem uśmiech, co spowodowało natężenie ich śmiechu i mrugania oczami, gdy przypomniałem sobie, jaką minę miałby Bang, gdyby to zobaczył. Momentalnie starałem się zachować minimalny dystans od fanek, pamiętając o drażliwości mojego pandy. Nie wiem, dlaczego miałby być zazdrosny o zwykłe dziewczyny? Przecież nie mają tego, co on. Hmm... W zasadzie to nie mają kilku takich rzeczy. Podpisałem im jakieś kartki i przegoniłem je argumentem, że muszę zjeść. Podano mi krewetki, więc zabrałem się do pałaszowania. Były... O wiele gorsze, niż te u nas. Ktoś powinien dać tym ludziom lekcję gotowania! Zapłaciłem za swój posiłek i uśmiechając się do naburmuszonego staruszka z hukiem wyleciałem z baru. Wyciągnąłem telefon i zanotowałem, że zostało mi jakieś 20 minut do próby. Spokojnie zdążę.
Nucąc pod nosem spokojnie odpychałem się od ziemi, pozwalając deskorolce jechać własnym torem. Nie wiem, jak oni mogli pójść piechotą – jeżdżenie jest taką świetną rzeczą, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tak samo jak bez muzyki. Przejeżdżałem właśnie koło jednej z ciemnych uliczek, jakich było wiele w tym mieście, gdy poczułem szarpnięcie i zostałem wciągnięty w cień. Deskorolka z lekkim stukotem spadła w jakąś dziurę, skąd była niewidoczna dla przechodzących. Próbowałem się uwolnić, ale trzymające mnie ręce były silne. Za silne dla mnie. Spróbowałem więc czegoś innego.
- POMO...! – mój krzyk zdławiła ręka, która zacisnęła się na moich ustach. Z determinacją ugryzłem przeszkadzające mi ciało, a krzyk bólu zmieszał się z przekleństwami. Poczułem smak krwi, która spływała mi do ust i momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Pożałowałem, że zjadłem to śniadanie. Krępująca mnie ręka zniknęła i zdążyłem jedynie wypluć ślinę zmieszaną z krwią, gdy między wargi wciśnięto mi jakąś szmatę i zawiązano ciasno. Szarpnąłem się, próbując się uwolnić, ale napastnicy już wiązali mi kolejne węzły na nadgarstkach i kostkach. Upadłem na ziemię, uderzenie wypompowało mi powietrze z płuc. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, kto mnie zaatakował. Było ich trzech. Wszyscy wysocy i dobrze zbudowani. Wyglądali na ucieszonych moją bezradnością. Jeden z nich przyciskał zranioną dłoń do ciała.
- Uważajcie, bo mała cholera gryzie. – warknął do swoich towarzyszy.
Zbliżyli się do mnie i podnieśli za skrępowane ręce i nogi. Zacząłem się szamotać, gdy poczułem mocne uderzenie w głowę i ze dzwonieniem w uszach odpłynąłem.
Powoli otworzyłem oczy i zamrugałem próbując przywrócić ostrość obrazu. Wokół mnie panowały ciemności. Leżałem pod ścianą w nieznanym mi pomieszczeniu. Ostrożnie rozejrzałem się, ale byłem tutaj sam. Co się stało? Chyba straciłem przytomność. Dopiero zauważyłem, że więzy krępujące moje nadgarstki i kostki zostały usunięte. W miejscach, które były ściśnięte materiałem pozostały szkarłatne pręgi. Rozmasowałem bolące miejsca i spróbowałem wstać. Za pierwszym razem zachwiałem się niebezpiecznie, ale udało mi się utrzymać równowagę. Znajdowałem się w jakimś pokoju bez okien, panował w nim niezmienny półmrok. Nie było tu typowego umeblowania – jedynie duże łóżko, które wydało mi się bardzo nie na miejscu. Na co komu tak duże łóżko w takim pokoju?
Przypomniałem sobie o telefonie, który miałem w kieszeni spodni. Szybko przeszukałem to miejsce, jednak znalazłem jedynie pustkę. Cholera, telefon też mi zabrali? Chwiejnym krokiem dotarłem do łóżka i upadłem na nie sfrustrowany. Po co im byłem? Przecież mogli otwarcie poprosić o autograf czy coś. Chyba że nie byli zwykłymi fanami. Normalni fani nie porywają swojego idola, prawda? Gdzieś z oddali dobiegła do mnie melodia – dźwięk dzwoniącego telefonu. Jego telefonu. Z przerażeniem po raz pierwszy pomyślałem, że spóźniłem się na próbę. To takie nierealne – siedzę tutaj z nieznanego mi powodu, a obiecałem się nie spóźnić. Pewnie dzwoni Bang, żeby urwać mi łeb. Melodia rozbrzmiewała jeszcze przez krótką chwilę i na powrót zapanowała cisza. Zrezygnowany zamknąłem oczy. Mogliby mnie już wypuścić. Po dłużącej się chwili ciszy znowu usłyszałem swój telefon.
Muszą się martwić. Poderwałem się z łóżka i doskoczyłem do drzwi. Szarpnąłem za klamkę, ale nic to nie dało – były zamknięte. Kopnąłem w nie z irytacją. Chcę stąd wyjść. Bang będzie się niepokoił. I wszyscy. Co z koncertem?! Zdenerwowany zacząłem krążyć po pokoju. Znajomy dźwięk znowu umilkł. Robiąc chyba trzydzieste kółko usłyszałem szczęk zamka w drzwiach. Stanąłem, gotowy do natychmiastowej ucieczki. Z cichym jękiem zawiasów otworzyły się wpuszczając do środka trochę światła. Opierając się o framugę stała tam trójka znanych mi już ludzi. Obserwowali mnie ze złośliwym uśmiechem, a w ich oczach zauważyłem różne emocje – od dzikiej radości do... pożądania? O co tu, do cholery, chodziło? Z zadowoleniem przekroczyli próg i zatrzasnęli za sobą drzwi. Odruchowo zacząłem się cofać, dopóki nie natrafiłem plecami o ścianę. Usłyszałem cichy chichot.
- Więc jesteś grzeczny, Zelo? – zapytał jeden z nich zbliżając się do mnie. Cholera. Nie mam gdzie uciec. Jakby widząc moją panikę zaczęli się przybliżać, aby zamknąć mnie w półkolu. W ostatniej szansie ucieczki spróbowałem uskoczyć w bok, ale pochwyciły mnie dwie pary rąk i po chwili leżałem twarzą do ziemi.
- O co wam chodzi? – udało mi się wydusić, gdy przekręciłem głowę. – Przecież mogę wam zapłacić! Kupić cokolwiek! Czego wy chcecie?!
Potrojone echo śmiechu zabrzmiało upiornie w tym pomieszczeniu. Jeden z nich kucnął przy mnie i z udawaną delikatnością podniósł moją głowę za podbródek.
- Nie chcemy pieniędzy. Chcemy ciebie. – Poczułem, jak moje źrenice rozszerzają się w szoku. Ale...
- Pomyśleliśmy, że masz ładną buźkę i skoro tak nieostrożnie poruszasz się po naszym mieście, to łatwo będzie cię dopaść. I wcale się nie myliliśmy. – Dobiegło do mnie zza pleców, gdy gwałtownym szarpnięciem postawili mnie na nogi. – Chcemy po prostu chwili przyjemności dla wszystkich. Może kilku. Albo kilkunastu. – kolejny śmiech zgasił we mnie nadzieję. Chyba oni nie zamierzali tego zrobić. „Przecież ja... My... Bang nigdy... Cholera!” moje myśli przerwało nagłe uderzenie i z łatwością poleciałem na łóżko.
- Nie nie nie nie nie nie nie... – zacząłem powtarzać z paniką, gdy odzyskałem głos – Proszę..!
Nie obchodziły ich moje prośby. Widziałem to w ich oczach. Czyste szaleństwo. Znowu wciśnięto mi jakiś kawałek szmaty do ust i mocno zawiązano. Zabolało. Próbowałem prosić, jednak materiał tłumił to, co mówiłem. Zacząłem bronić się rękami i nogami, jednak te pierwsze po chwili skrępowali i przywiązali do jednej z kolumienek łóżka. Leżałem, oddychając szybko i z przerażeniem obserwując jak pozbywają się swoich ciuchów.
Szarpnąłem się zaskoczony, gdy moja przyduża bluza została ze mnie dosłownie zdarta i odrzucona gdzieś w kąt. Poczułem szarpnięcie za spodnie i automatycznie sprzeciwiłem się temu kopiąc, aż w coś trafiłem. Usłyszałem zduszone sapnięcie i moje nogi zostały unieruchomione. Cholera, nie. Z rozpaczą obserwowałem jak ciuchy zostają ze mnie zsunięte i nie pozostaje nic, co mogłoby mnie przed nimi obronić. Zamknąłem oczy, to na pewno tylko głupi koszmar, zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Moją litanię przerwało gwałtowne szarpnięcie i rozdzierający ból. Wygiąłem się do góry próbując zmniejszyć cierpienie o chociaż odrobinę jednak zostałem gwałtownie przybity z powrotem do łóżka. Z oczu popłynęły mi łzy nie tylko z powodu samego czynu, ale myśli, która mnie naszła w tym momencie.

”Bang, tak bardzo cię przepraszam.”

Ból. Ból. Ból. Wzrok przyćmiła mi czerwona mgiełka cierpienia. Szczęka bolała od długiego zaciskania. Krew. Bordowe plamy znaczyły białą pościel, gdzieniegdzie rozlewając się małe kropki. Jak jakieś makabryczne biedronki. Nie wiem, kiedy przestałem walczyć. To tylko pogłębiało ból, który czułem. Teraz leżałem bezwładnie pozwalając im na wszystko. Słyszałem ich przyspieszone oddechy, radosne śmiechy i mruczenie. Sam oddychałem spazmatycznie mając nadzieję, że niedługo to się skończy. Straciłem poczucie czasu. Gdzieś z oddali napłynął do mnie dźwięk mojego telefonu. Bang. Łzy znowu spłynęły mi po twarzy, a materiał stłumił szloch. Próbowałem się szarpnąć, ale to tylko spotęgowało ból. Po chwili melodia ucichła. Poczułem ciepłą ciecz spływającą po moich nogach i nadgarstkach. Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że to krew. Kolejne krople barwiły śnieżną biel a ja zacząłem odpływać.
Gdy ponownie odzyskałem świadomość byłem sam. Szarpnąłem się, a ból do mnie powrócił. Skrzywiłem się czując świeżą porcję gorącej krwi płynącą po moim ciele. Zamarłem, próbując znaleźć rozwiązanie z sytuacji. Ja, Zelo, będący uznawanym za duże dziecko zostałem właśnie... Brutalnie zgwałcony. To... To było jak zdrada. Poczułem jak moje gardło się zwęża, a po twarzy znowu spływają łzy. Czy to znaczy, że między mną i Bangiem nic więcej nie będzie? Przecież ja nie chciałem! Ale chodziłem samotnie po mieście, mogło się wszystko stać. Więc to moja wina. Ja... Ja nie chcę go stracić. Zamek w drzwiach kliknął głośno, a do pomieszczenia znowu weszli moi oprawcy. Spiąłem się i starałem się nie jęknąć z bólu.
- No no, nasza śpiąca królewna w końcu się obudziła. To takie... Niesprawiedliwe, gdy odpływa się w trakcie. Mogliśmy poczuć się urażeni, wiesz? – ze złośliwym uśmiechem przysiedli się na łóżku. Jeden z nich przejechał palcami po zakrzepłej krwi na pościeli i zacmokał z dezaprobatą. W tym momencie ponownie rozdzwonił się mój telefon. Znowu oczy rozszerzyły mi się w panice i z rozpaczą szarpnąłem się w więzach.
Bang tak bardzo cię potrzebuje! Proszę, jestem tutaj! Proszę cię, przyjdź po mnie! – tak bardzo chciałem, żeby mnie usłyszał. Żeby mnie stąd zabrał. Mężczyzna siedzący najdalej wyjął z kieszeni z mój telefon i ze słodką miną zaczął go obracać w dłoni.
- Popatrzmy. – ze złośliwą miną spojrzał na ekranik – „Bangie” jak słodko. Czyżby to była twoja dziewczyna? Widocznie nikt inny się o ciebie nie martwi. Ups. – Upuścił urządzenie na ziemię. – Nie chciałem. Żartuję, chciałem. – Z gasnącą nadzieją obserwowałem, jak gniecie telefon butem, aż ten nie ucichł. Moja ostatnia deska ratunku leżała zniszczona na podłodze. Niemalże martwym spojrzeniem obrzuciłem trójkę mężczyzn. Zaśmiali się na ten widok z czystą radością. Sadyści. Ten, który siedział najbliżej pogładził mnie z czułością po policzku. Skrzywiłem się z obrzydzeniem.
- Nie martw się, kochanie, niedługo cię wypuścimy. Przecież nie chcemy mieć kłopotów przez ciebie. – Brzmiał tak, jakby dobrze się przy tym bawił. Zadrżałem, gdy druga para rąk przejechała po moim nagim ciele. Po chwili zostałem przygwożdżony do łóżka i brutalnie rozciągnięty. Stłumiony krzyk bólu zmieszał się z ich śmiechem. Łzy niekontrolowanie wypływały mi z oczu i skapywały wraz ze świeżą krwią na poplamioną już pościel.
Poddawałem się ich zabawom wraz z towarzyszącym im cierpieniom. Za drugim razem bolało to bardziej. Poczułem się jak zwykły śmieć, zabawka. Nie dość, że im na to pozwalam, to straciłem Banga już na zawsze. Niemalże automatycznie oddychałem i odbierałem wstrząsy. Gdy skończyli byłem ledwo przytomny. Ledwo zarejestrowałem dźwięk zamykanych drzwi. Nie wiem, ile tak leżałem, ale oprzytomniałem, gdy ktoś rzucił na mnie moje ciuchy, uwolnił usta i rozciął więzy. Opadłem bezwładnie nie mogąc się ruszyć.
- Jeśli chcesz stąd wyjść, to radziłbym ci ubrać się jak najszybciej. Nie chcemy, żeby nas wyśledzono. – Warknął głos obok mnie. Spróbowałem się podnieść, ale udało mi się to dopiero za trzecią próbą. Świat dookoła mnie wirował. Krzywiąc się z bólu powoli wciągnąłem na siebie bieliznę i spodnie. Założyłem podartą częściowo koszulkę i zarzuciłem na to swoją bluzę i zapiąłem się. Pochyliłem się, żeby zawiązać buty i zamroczyło mnie na chwilę z bólu. Zwinąłem się na podłodze, żeby momentalnie oprzytomnieć po lekkim kopniaku w plecy.
- Wstawaj, nie mamy czasu. Niedługo zacznie szukać cię policja, a nie damy się złapać przez kawałek takiego śmiecia, jak ty. – Kolejne warknięcie przywróciło mi zdolność myślenia. Dokończyłem wiązanie butów i chwiejnym krokiem podążyłem za mężczyzną.
Wpakowali mnie do jakiegoś samochodu. Po kilku minutach jazdy zostałem wyrzucony pod hotelem. Było późne popołudnie. Zauważyłem plakat odwołujący nasz koncert. Czyli minął już jeden dzień. Jeden, cholerny dzień. Przejrzałem się w jednej ze szklanych szyb i wiedziałem, że nie wpuszczą mnie tam w takim stanie. Dopiero dostrzegłem otarcie na policzku – musiało powstać, gdy uderzyłem w ziemię. Zarzuciłem kaptur na głowę i pchnąłem drzwi. Nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, wiele gwiazd chodziło ukrytych, żeby zachować anonimowość.
Tyle, że nie z tego powodu, co ja. Wcisnąłem przycisk windy, ze zniecierpliwieniem czekając na nią. Chyba nie miałbym siły wejść po schodach, zwracając uwagę na to, że stojąc prawie się przewracałem. Drzwi otworzyły się z cichym dzwonieniem, szybko wkroczyłem do pustego pomieszczenia i wcisnąłem guzik z cyferką naszego piętra. Oparłem się o jedną ze ścian, z ulgą przyciskając ciało do zimnego metalu. Winda zatrzymała się i otworzyła.
Chwiejnym krokiem wytoczyłem się na korytarz i zatrzymałem przed drzwiami apartamentu. Naszego apartamentu. Starając się nie rozkleić zrobiłem coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem.
Zapukałem.

2 komentarze:

  1. O M G !!!! czytając płakałam..... Biedny zelo ... Boze jacy ludzie mogą być obrzydliwi... !!!! OK ZABIERAM się za następną część

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam przeczytać do końca i wtedy skomentować no ale psychicznie nie wytrzymam .
    Biedny Zelo ;C ;_;
    Łezka w oku siękkręci :/
    (szczerze powiem że nie zbyt ten rozdział mi się podoba . Myślę tutaj głównie o opisaniu sceny gwałtu . Jest jakaś taka sztuczna)
    Ale pomyślą jak najbardziej jestem za !
    Zabieram się są resztę bo chyba nie zasne :o

    OdpowiedzUsuń