Autor: Oresammie
Beta: Karou
Notka od autora: Z góry przepraszam, za rozbieżność dat, wszystkie 3 części są z 26 sierpnia ^^
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Co do diabła? Zaspany i wkurzony z rozmachem
otworzyłem drzwi po to, żeby po chwili zastygnąć w szoku. W progu stał Zelo.
Bardzo przestraszony, chwiejący się i... ranny?! Momentalnie wciągnąłem go do
środka.
- Jelly! Gdzieś ty był?! – nieświadomie podniosłem głos i chwyciłem go za
ramiona.
Dobiegł do mnie cichy szloch. Poczułem się, jakby uszło ze mnie powietrze.
Zdjąłem mu kaptur i ogarnął mnie strach. Był tak blady, że bałem się, że zaraz
zemdleje. Na policzku widniało głębokie obtarcie, tak, jakby przejechał po
betonie. Część jego blond włosów zlepiona była krwią. Drugi szloch wyrwał mnie
z pod wpływu emocji i przytuliłem go gwałtownie. Co się z nim stało?!
- Bang, ja przepraszam. – Dobiegło mnie pomiędzy szlochami, gdy z ledwością
mnie objął. – Ja nie chciałem, naprawdę!
- O czym ty mówisz? – nie wiedziałem, o co mu chodziło. Przecież nic mi nie
zrobił.
- Ja naprawdę nie chciałem. Oni mnie zmusili. To tak bolało... – Ścierpłem
na jego słowa, to niemożliwe... – Proszę, nie zostawiaj mnie.
Oderwał się ode mnie i na widok mojej miny skulił się jeszcze bardziej.
Szybko przywołałem na swoją twarz troskę, wcześniejsze emocje nie były
przeznaczone dla niego. Nie chciałem go przestraszyć. Położyłem dłoń na jego
głowie i wplotłem palce między jasne kosmyki. Odetchnąłem głęboko myśląc o tym,
że czekają nas trudne dni.
- Nawet nie mam takiego zamiaru. – Szepnąłem, spoglądając spokojnie w jego
oczy.
Rozluźnił się trochę na moje słowa i powoli przestał płakać. Odkleiłem go od
siebie i pochyliłem się, żeby zdjąć mu buty. Po tym popchnąłem go lekko w
stronę łazienki wciąż idąc za nim. Zamknąłem za nami drzwi i przyjrzałem się
mu. Wciąż lekko się chwiał, z niepewnym wyrazem twarzy wpatrując się we mnie.
Jego spodnie w pewnych miejscach miały ciemniejszy kolor. Cholera. Zabiję tego,
kto to zrobił.
- Bang? – usłyszałem niepewny głos Zelo.
- Tak? – odmruknąłem wciąż nie mogąc pozbyć się chęci mordu. Ten człowiek
pożałuje, że się urodził. Skrzywdzić MOJEGO chłopaka. Chłopaka, który z
jakiegoś powodu bał się, że go zostawię i wyrzucę za drzwi w takim stanie.
- To chyba była zdrada. Ja... Przepraszam. – Poczucie winy odbiło się na
jego twarzy. Do diabła, on w to wierzył! Chwyciłem go za ramiona, drgnął
zaskoczony.
- O czym ty mówisz?
- No bo...oni...wzięli i... – zaczął się plątać, spuszczając wzrok z
rozpaczą.
- Jelly. Nie ważne, co oni zrobili, zapomnij. A teraz spójrz na mnie. – z
niepokojem spojrzał w moją twarz. – To nie była zdrada. Wbij to sobie do głowy.
I wcale nie zamierzam cię z tego powodu odtrącić. – Ech, robię się
sentymentalny. Niedługo świat spłynie moją słodyczą. A raczej gorzkim cukrem.
Obserwowałem, jak jego twarz powoli się rozpogadza. Odetchnąłem w myślach, gdy
nareszcie mi uwierzył.
- Pomożesz mi? – zapytał cicho, wyrywając się z mojego uścisku i próbując
rozpiąć bluzę.
Przygotowałem się na to, żeby zachować spokój. Później zajmę się sprawą
natychmiastowego morderstwa. Pomogłem mu z zamkiem i drgnąłem lekko, gdy
zobaczyłem rany na nadgarstkach i zaschniętą krew. Zapłacą mi za to. Zelo
podniósł ręce, przez co sprawnie zdjąłem mu koszulkę. Jego tors także znaczyły
bordowe krople. Powoli zsunąłem z niego spodnie, czując, jak się napina. Mimo
tego, że byłem przygotowany na taki widok, wstrząsnęła mnie zaschnięta krew na
jego nogach i bieliźnie. Cholera.
Podniosłem wzrok i zauważyłem, jak obserwuje mnie kątem oka. Starałem się
zachować spokojną minę, gdy wolnym ruchem zdejmowałem z niego bieliznę. A
raczej odklejałem. Kilka kropel świeżej krwi spadło na kafelki. Skrzywiłem się
widząc to – każdy krok musiał być dla niego piekłem. Ostatecznie wcisnąłem go
pod prysznic i włączyłem letnią wodę.
Widziałem, jak się odpręża, gdy ciepłe strumienie zmywają z niego całą krew
i spływają rudoczerwonym strumykiem do odpływu. Wiele razy widzieliśmy się
nago, nigdy do niczego nie doszło. Nie chciałem, żeby czuł się zmuszony ze
względu na mnie. A teraz jakiś psychol spieprzył to wszystko i zostawił na nim
piętno bólu. Z westchnieniem pomagałem mu zmyć z siebie całą krew. Poczułem,
jak drgnął, gdy przeniosłem dłonie na jego pośladki. Z cichym syknięciem z bólu
pozwolił mi na przemycie świeżo otwartych ran. Gdy jego włosy odzyskały swój
normalny kolor, a na ciele nie było już ani jednej szkarłatnej smugi,
zakręciłem wodę i owinąłem go ręcznikiem. Uśmiechnął się lekko – zauważyłem, że
kąciki jego ust zostały także rozcięte.
- Czuję się jak dziecko. – powiedział cicho, dalej się uśmiechając.
Parsknąłem i poczochrałem mu włosy.
- Bo jesteś dzieckiem. Moim. – Uśmiechnąłem się pierwszy raz od jego
zniknięcia – Zaczekaj chwilę.
Skierowałem się do naszej sypialni po drodze zbierając swoje rozrzucone
ciuchy. Pogrzebałem chwilę w szafie i wyciągnąłem jakieś jego bokserki i dużą
koszulkę. Dzierżąc swój łup wróciłem do łazienki i pomogłem mu się ubrać.
Zadowolony rozczesał włosy i powoli wyszedł z pomieszczenia. Ogarnąłem trochę
bałagan, notując sobie w pamięci, żeby wyrzucić zakrwawione ciuchy. Nie ma
sensu, żeby coś mu o tym przypominało. Gdy zamknąłem drzwi od łazienki
skierowałem się do sypialni, gdzie zastałem Zelo zakopanego w kołdrze i
przytulającego się do poduszki. Widać było, że jest wykończony i tylko siłą
woli utrzymuje się przy przytomności. Usiadłem na brzegu łóżka, a on uśmiechnął
się do mnie.
- Wiesz, Bang? – zamruczał sennie.
- Hmm?
- Tak bardzo się bałem.
- Zelo...
- Byłem przestraszony, bo myślałem, że to zniszczy wszystko między nami... –
coraz cichy szept dobiegał do mnie. Zamarłem. Kiedy on zaczął się o to bać?
Nigdy nie miałem zamiaru... - ... Ale cieszę się, że naprawdę mnie kochasz. – Jego
oddech powoli się wyrównał.
Walczyłem przez chwilę z dziwnym uczuciem, które mnie roztapiało od środka.
Mój mały Jelly. Za dużo się martwi. Porozmawiam z nim jak się obudzi.
Przejechałem palcami po jego zranionym policzku i uśmiechnąłem się, gdy
zamruczał z zadowoleniem. Teraz jednak czekała na mnie inna rzecz do zrobienia.
Podniosłem się z łóżka, rzuciłem ostatnie spojrzenie śpiącemu chłopcu i
wyszedłem z apartamentu, uprzednio uważnie zamykając drzwi na klucz. Od razu
skierowałem się do pokoju HimChan’a. Zamknąłem cicho drzwi i stanąłem w progu.
Jae leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Kim usiadł pod oknem, gdzie ze
skupieniem wpatrywał się w ludzi na dole. Zapukałem cicho we framugę, co
zwróciło jego uwagę.
- Bang, co jest? – zapytał z niepokojem, jednocześnie rzucając papierem w
Yoo.
Natychmiast otworzył oczy i spojrzał na niego z pretensją, ale gdy dostrzegł
moją obecność, zdjął słuchawki i przechylił głowę z niemym pytaniem.
- Zelo wrócił. – zduszony okrzyk dobiegł z pod okna i zatrzymałem Chan’a,
zanim zdążył przelecieć przez ścianę, byle dotrzeć do mojego apartamentu – Śpi.
– Podkreśliłem twardo, mając nadzieję, że nie zacznie się upierać przy
zobaczeniu go. Przyjaciel odpuścił, ale wyglądał na najszczęśliwszego człowieka
na tej planecie. Zaraz za mną, oczywiście.
- Jak to? Policja go znalazła? – Jae natychmiast znalazł się przy nas, a
oczy zaczęły mu podejrzanie błyszczeć. Westchnąłem ze zmęczeniem.
- Nie. Sam nie wiem, jak to się stało. Wróciliśmy i położyłem się spać.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otwieram, a w progu stoi Zelo. Przestraszony,
zakrwawiony, ale cały. – Na ostatnie zdanie zrzedły im miny. – Nic mu nie jest.
W każdym razie nic, co się nie zagoi.
Nie wiem, jak mogłem z takim spokojem przedstawiać sytuację. Zdecydowaliśmy,
żeby powiadomić Dae i Up’a, reakcje były podobne, z tym, że ten ostatni się
rozkleił. W zasadzie go rozumiałem. Pół godziny później kierowaliśmy się w
stronę znanego nam już posterunku policji. Gdy zjawiliśmy się przy tym samym
biurku, co rano, przywitały nas zdziwione spojrzenia. JongUp z wielkim
uśmiechem opowiedział policjantowi o tym, że nasza zguba się znalazła.
Odebrałem z powrotem zdjęcie Zelo i posłałem mężczyźnie niezbyt przyjazne
spojrzenie. Nawet nie zaczął się tłumaczyć, dlaczego nie rozpoczęli poszukiwań.
- Żądam dochodzenia. – odezwałem się z chłodem w głosie. Mundurowy wyglądał
na szczerze zdziwionego. – Chyba że w waszym kraju gwałt nie jest karalny.
Po moich słowach wśród reszty zespołu zapadła cisza. DaeHyun zamarł ze
zszokowanym wyrazem twarzy, Moon wyglądał, jak by miał zaraz zejść na zawał,
Yoo patrzył na mnie z niedowierzaniem, a HimChan... W jego oczach widziałem
tylko troskę. Wiedział, co to dla mnie znaczy.
- Ja... Tak, oczywiście proszę pana, zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
Naprawdę! – dodał, gdy zauważył na mojej twarzy pogardę pomieszaną w
powątpiewaniem.
Kim obiecał mu, że przyprowadzę tutaj Zelo, gdy tylko wydobrzeje. Doceniam
jego starania, ale tutejsza policja działała mi na nerwy. Wracając z
zamyśleniem wpatrywałem się w witryny sklepów. Już miałem skręcić do jednego
sklepu cukierniczego, gdy poczułem dłoń na swoim ramieniu.
- Gdzie się wybierasz samotnie, Guk? – Chan z uśmiechem wszedł przez drzwi
razem ze mną.
- Martwisz się o mnie? Tylko desperat próbowałby mnie porwać. – zaśmiałem
się ironicznie.
- Owszem. A więc co kupujemy? – zapatrzył się na wystawy. – Ooo żelki! A
może lizaka? Hmm... Tu są truskawkowe cukierki!
Z westchnieniem zostawiłem go przyklejonego do szyby, a sam przywitałem się
z miłą sprzedawczynią. Rozglądałem się po słodyczach, gdy dojrzałem te zrobione
z czekolady. W tym momencie wpadłem na pomysł. Wracaliśmy do hotelu już w
lepszych humorach – ja dzierżąc paczkę nugatowych czekoladek, HimChan pożerając
wielkiego lizaka. Ten to chyba ma za niskie stężenie słodyczy we krwi. Będąc
już na naszym piętrze tylko machnąłem przyjacielowi na pożegnanie i zabrałem
się za otwieranie drzwi. Zdążyłem odłożyć torebkę na blat w kuchni, gdy od tyłu
objęły mnie znajome ramiona i ciało roztaczające słodki zapach lawendy.
- Gdzie byłeś? – zamruczał za mną zaspany głos, zanim Zelo wytknął swoją
głowę pod moją ręką i zaciekawił się słodyczami. – O, to dla mnie? Nie musiałeś!
– Wbrew swoim słowom rzucił się na słodycze. Po trzeciej czekoladce
zarekwirowałem mu paczkę. Zrobił minę zbitego psa, ale nie dałem się na to
nabrać.
- Nic nie jadłeś od wczoraj, jak się napchasz teraz słodyczy, to cię zemdli.
Zamów sobie coś do jedzenia, a nie żebrzesz. – Z zadowoloną miną zabrałem
czekoladę poza jego zasięg.
Chwilę później słyszałem, jak zamawia w recepcji kurczaka. No no, nabyłem
siłę perswazji, czy nareszcie mnie posłuchał bez marudzenia?
Skierowałem się do sypialni, gdzie najpierw zaścieliłem łóżko. Pewne rzeczy
nigdy się nie zmienią. Po tym wybrałem wygodniejsze ciuchy z szafy i ze
zrezygnowaniem sięgnąłem po mój telefon. Czas porozmawiać z menagerem.
- Jak pan to sobie wyobraża? Nie, nie zagramy drugi raz koncertu! – zirytowany
rozmawiałem przez urządzenie, próbując uniknąć Zelo, który koniecznie chciał
mnie nakarmić kurczakiem. Odepchnąłem dziesiąty raz widelec i kontynuowałem
rozmowę.
- Wracamy do Korei. Jutro. Niech pan to jakoś załatwi. – wysłuchałem, co
menager do mnie mówi. – Niby ja nazwałem pana pacanem? Pan ma jakieś zwidy.
Naprawdę. Żegnam. – rozłączyłem się z ulgą. Co za irytujący człowiek. W tym
momencie Jelly dźgnął mnie widelcem. Spojrzałem na niego naburmuszony i zjadłem
tego kurczaka. Uśmiechnął się słodko i wrócił do jedzenia. Odkąd się obudził
nie odstępował mnie na krok. W pewnym sensie było to urocze, ale powód tego
zachowania wciąż nie dawał mi spokoju.
Obserwowałem, jak ciągle utyka i krzywi się z bólu. Z zamyślenia wyrwał mnie
dźwięk telefonu. Odebrałem odruchowo, wciąż wpatrując się, jak Jelly je. Głos w
słuchawce zmusił mnie do odwrócenia wzroku.
- Naprawdę? Znaleźliście? W porządku, postaram się. Dziękuję. – Rozłączyłem
się po chwili i zerknąłem badawczo na chłopaka. Ten przerwał żucie kurczaka i
ze zdziwieniem zapytał.
- No co?
- Dzwonili z policji. – obserwowałem wyraz jego twarzy. Skrzywił się lekko.
– Byłbyś w stanie rozpoznać te osoby? Złapali kogoś.
Przez chwilę wpatrywał się się w podłogę z pustką w oczach po czym kiwnął
głową. Naprawdę nie chciałem mu tego robić, ale było to dla mnie ważne. Zapłacą
mi za to.
Moment później byliśmy gotowi do wyjścia. W każdym razie ja, bo Zelo z
rozpaczą wpatrywał się w lustrze w ranę szpecącą jego policzek. Zastanowiłem
się przez chwilę i wróciłem do sypialni, żeby przeszukać nasze ciuchy. Wróciłem
zwycięsko trzymając... maskę, którą często nosił na sesjach zdjęciowych. Drgnął
zaskoczony, gdy podszedłem go od tyłu i zawiązałem mu ją. Uszczęśliwiony
wyciągnął mnie przez drzwi, ledwo pozwalając na zamknięcie ich. Pierwszy raz
widziałem go tak szczęśliwego, gdy publicznie trzymał mnie za rękę. Rozbawiony
zarejestrowałem szok u kilku staruszek i zrównałem krok z żyrafką. Muszę
pamiętać, żeby kupić mu deskorolkę, bo się zamęczy tym chodzeniem, a przy
okazji zamęczy mój umysł marudzeniem. Zarejestrowałem, jak jego humor wyparował
na widok posterunku. Przybliżył się do mnie, chociaż próbował wyglądać na
odważnego. Zatrzymałem się i z uwagą spojrzałem mu w oczy. Był bardziej, niż
przestraszony. Nieświadomie pocierał palcami rany na nadgarstkach. Odetchnąłem
głęboko.
- Spokojnie, Zelo. Idziemy tam tylko po to, żeby sprawcy twojego cierpienia
zapłacili za to, co zrobili. – szepnąłem i mocniej ścisnąłem jego dłoń. Kiwnął
niepewnie głową i weszliśmy do budynku. Po chwili zaprowadzono nas do sali z
przeszkloną ścianą. Zapewne było to lustro weneckie. Zlustrowałem trzech
wysokich mężczyzn, nieco wyższych od nas.
Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, gdy Jelly potwierdził, że to oni. Wredne
skurczybyki. Odkleiłem chłopaka od swojego rękawa i zepchnąłem, żeby wyszedł na
zewnątrz, a ja zaraz do niego dołączę. Gdy tylko zniknął za drzwiami ja
znalazłem się za lustrem. Z morderczą miną i spojrzeniem psychopaty.
- Czy wy wiecie, że cudzych rzeczy się nie kradnie? – zacząłem, podchodząc
bliżej. – Nie dotyka bez pytania. Nie gwałci. – Wydawali się przestraszeni moją
obecnością. – Jeszcze raz ktokolwiek zbliży się do MOJEGO Zelo, to mu nogi z
dupy powyrywam. Mojej własności się NIE RUSZA. – warknąłem na odchodne rzucając
im złowrogie spojrzenie. Nie mogłem nic im zrobić, jeśli sam nie chciałem
zostać o coś oskarżony. Pieprzone przepisy.
Wychodząc z budynku zostawiłem ich na pastwę tutejszego rządu. Rozpogodziłem
się na widok blondyna, który nerwowo bawił się zerwanym kwiatkiem. Wyciągnąłem
do niego rękę i pomogłem mu wstać z ziemi.
Wróciliśmy do hotelu. Powoli zacząłem pakować swoje rzeczy – jutrzejszego
ranka mieliśmy samolot do Korei. Nie chciałem zostać tu ani chwili dłużej.
Wchodząc do łazienki mój wzrok padł na stertę zakrwawionych ciuchów. Trzeba coś
z tym zrobić. Upewniłem się, że Zelo dalej buszuje w kuchni i skierowałem się
do kontenerów, które widziałem przy hotelu. Zamykając klapę dostrzegłem... DaeHyun’a
i JongUp’a wracających razem. Bez prób zabicia się wzajemnie. Na czym ten świat
stoi. Wchodząc do apartamentu zaniepokoiła mnie panująca tam cisza. Wetknąłem
głowę do kuchni i nie zastałem tam Jelly’ego. Cholera.
Zacząłem się lekko niepokoić, gdy objęto mnie od tyłu. Wypuściłem powietrze
z ulgą i błyskawicznie odwróciłem się przyciskając go do ściany. Skrzywił się
lekko, na co odsunąłem się. Próbował się przysunąć, ale zatrzymałem go jednym
chwytem.
- Zelo – zacząłem lekko rozbawiony – co ty robisz?
- Ja... hmm... Pomyślałem, że może chciałbyś... – zaczął się nieudolnie
tłumaczyć, lekko się czerwieniąc. Całą siłą woli powstrzymałem się przed
roześmianiem. Pod pewnymi względami wciąż zachowywał się jak dziecko.
- Chciałbym – obserwowałem, jak jego źrenice rozszerzają się w szoku – żebyś
przestał myśleć o niepotrzebnych rzeczach.
- Bangie! To ja ci tu składam propozycje, a ty... – oburzył się, wciąż się
plącząc.
- A ja pilnuję, żebyś dalej był dzieckiem. – dokończyłem za niego i
zaśmiałem się cicho. To było ciekawe. – Zelo, nie przejmuj się mną chwilowo.
Pociesz się trochę życiem i zapomnij.
Zostawiłem go w korytarzu wciąż zmieszanego i zawstydzonego. Nie
przypuszczałem, że tak to na niego wpłynie. Mimo wszystko nie mam zamiaru go
wykorzystywać. Składając swoje ubrania obserwowałem, jak wchodzi do sypialni ze
spuszczoną głową. Mój biedny Jelly. Zdeprawowany i niewinny. Stłumiłem śmiech,
ale coś musiało mnie zdradzić, bo spojrzał na mnie z oburzeniem. Następnego
ranka siedząc w samolocie wciąż udawał obrażonego. Nie przysunął się nawet o
centymetr. Spojrzałem na niego zza czytanej książki i poprawiłem okulary na
nosie. Wpatrywał się w okno sennym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się się na ten
widok. Mały, głupiutki. Mój. Wyciągnąłem rękę i przysunąłem go do siebie.
Prychnął z oburzeniem, ale chętnie przytulił się do mnie, kładąc głowę na moim
ramieniu. Rana na jego policzku już zaczynała się goić, więc nie miał na sobie
maski. Patrzyłem przez chwilę jak układa się wygodniej i zapada w sen. Wróciłem
do czytanej książki wciąż z dobrym humorem.
Może i cukier był gorzki, ale w połączeniu z tą herbatą dał mi unikalne
wspomnienia. Przecież nie na co dzień ten niewinny, słodki maknae składa komuś
niemoralne propozycje? Chociaż jeśli spojrzeć na to z innej strony, to szczerze
- nie miałbym nic przeciwko.
Przewróciłem stronę w książce i zatrzymałem się wzrok na jednym ze zdań.
„Herbata silnie uzależnia.” – cóż za nowość. Z parsknięciem lewą ręką zdjąłem
okulary z nosa i schowałem je do kieszeni. Zamknąłem książkę i oparłem się o
głowę Zelo.
Gdzieś tam, w naszych umysłach, krążyła ta sama myśl – „dobrze, że cię mam”.
I wcale nie zamierzaliśmy zmieniać tego stanu rzeczy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze trochę to nie realne żeby człowiek się tak zachowywał po gwałcie, to czysta psychologia. na pewno dzien czy dwa bo takiej sytuacji nie składał by takich propozycji, bałby się dotyku, był nieufny itd. Ogólnie piszesz nie najgorzej, ale i tak mnóstwo pracy przed tobą. Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńDziękować za komentarz - wiem, że to jest mało realne, ale teraz raczej tego nie odkręcę ^^ Tekst był pisany pod ilość czasu i naprawdę po kilku godzinach siedzenia nad fragmentami + dopisywaniem tego samego, bo się złośliwie skasowało po prostu myślałam, żeby tylko skończyć tekst. Tak, tak, mało literackie podejście. Zaznaczam więc, że Zelo to skrzywione psychicznie dziecko, które zachowuje się dziwnie i dodaję do tego teorię z Ta-dah pt. "Bang stworzył Zelo", co w moim wyobrażeniu daje mi taki rodzaj bezgranicznego zaufania. Ludzie czasem nie zachowują się wbrew logice? Nie umiemy np. wytłumaczyć, dlaczego kobieta jest z mężczyzną, który stosuje na niej przemoc~
UsuńW każdym razie dzięki za przeczytanie, miło, że ktoś się wypowiada ^^
Nie bylo źle ale można w dalszych częściach spróbować naprawiać ten błąd....
OdpowiedzUsuńTrochę irytowalo jak ZELO może tak dobrze sobie z tym radzić. Ale gdy wglebialam się dalej dostrzeglam że każdy przecież przechodzi przez to inaczej jeden od razu a inny dopiero po czasie...
No cóż co racja to racja . Osoby po gwałcie na ogół boją się dotyku innych zamykają się w sobie no ale tego już nieodkrecisz więc nie pozostaje nic innego jak czytanie dalej
OdpowiedzUsuń