niedziela, 26 sierpnia 2012

3. Gorzki cukier

Autor: Oresammie
Beta: Karou
Notka od autora: Z góry przepraszam, za rozbieżność dat, wszystkie 3 części są z 26 sierpnia ^^

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Co do diabła? Zaspany i wkurzony z rozmachem otworzyłem drzwi po to, żeby po chwili zastygnąć w szoku. W progu stał Zelo. Bardzo przestraszony, chwiejący się i... ranny?! Momentalnie wciągnąłem go do środka.
- Jelly! Gdzieś ty był?! – nieświadomie podniosłem głos i chwyciłem go za ramiona.
Dobiegł do mnie cichy szloch. Poczułem się, jakby uszło ze mnie powietrze. Zdjąłem mu kaptur i ogarnął mnie strach. Był tak blady, że bałem się, że zaraz zemdleje. Na policzku widniało głębokie obtarcie, tak, jakby przejechał po betonie. Część jego blond włosów zlepiona była krwią. Drugi szloch wyrwał mnie z pod wpływu emocji i przytuliłem go gwałtownie. Co się z nim stało?!
- Bang, ja przepraszam. – Dobiegło mnie pomiędzy szlochami, gdy z ledwością mnie objął. – Ja nie chciałem, naprawdę!
- O czym ty mówisz? – nie wiedziałem, o co mu chodziło. Przecież nic mi nie zrobił.
- Ja naprawdę nie chciałem. Oni mnie zmusili. To tak bolało... – Ścierpłem na jego słowa, to niemożliwe... – Proszę, nie zostawiaj mnie.
Oderwał się ode mnie i na widok mojej miny skulił się jeszcze bardziej. Szybko przywołałem na swoją twarz troskę, wcześniejsze emocje nie były przeznaczone dla niego. Nie chciałem go przestraszyć. Położyłem dłoń na jego głowie i wplotłem palce między jasne kosmyki. Odetchnąłem głęboko myśląc o tym, że czekają nas trudne dni.
- Nawet nie mam takiego zamiaru. – Szepnąłem, spoglądając spokojnie w jego oczy.
Rozluźnił się trochę na moje słowa i powoli przestał płakać. Odkleiłem go od siebie i pochyliłem się, żeby zdjąć mu buty. Po tym popchnąłem go lekko w stronę łazienki wciąż idąc za nim. Zamknąłem za nami drzwi i przyjrzałem się mu. Wciąż lekko się chwiał, z niepewnym wyrazem twarzy wpatrując się we mnie. Jego spodnie w pewnych miejscach miały ciemniejszy kolor. Cholera. Zabiję tego, kto to zrobił.
- Bang? – usłyszałem niepewny głos Zelo.
- Tak? – odmruknąłem wciąż nie mogąc pozbyć się chęci mordu. Ten człowiek pożałuje, że się urodził. Skrzywdzić MOJEGO chłopaka. Chłopaka, który z jakiegoś powodu bał się, że go zostawię i wyrzucę za drzwi w takim stanie.
- To chyba była zdrada. Ja... Przepraszam. – Poczucie winy odbiło się na jego twarzy. Do diabła, on w to wierzył! Chwyciłem go za ramiona, drgnął zaskoczony.
- O czym ty mówisz?
- No bo...oni...wzięli i... – zaczął się plątać, spuszczając wzrok z rozpaczą.
- Jelly. Nie ważne, co oni zrobili, zapomnij. A teraz spójrz na mnie. – z niepokojem spojrzał w moją twarz. – To nie była zdrada. Wbij to sobie do głowy. I wcale nie zamierzam cię z tego powodu odtrącić. – Ech, robię się sentymentalny. Niedługo świat spłynie moją słodyczą. A raczej gorzkim cukrem. Obserwowałem, jak jego twarz powoli się rozpogadza. Odetchnąłem w myślach, gdy nareszcie mi uwierzył.
- Pomożesz mi? – zapytał cicho, wyrywając się z mojego uścisku i próbując rozpiąć bluzę.
Przygotowałem się na to, żeby zachować spokój. Później zajmę się sprawą natychmiastowego morderstwa. Pomogłem mu z zamkiem i drgnąłem lekko, gdy zobaczyłem rany na nadgarstkach i zaschniętą krew. Zapłacą mi za to. Zelo podniósł ręce, przez co sprawnie zdjąłem mu koszulkę. Jego tors także znaczyły bordowe krople. Powoli zsunąłem z niego spodnie, czując, jak się napina. Mimo tego, że byłem przygotowany na taki widok, wstrząsnęła mnie zaschnięta krew na jego nogach i bieliźnie. Cholera.
Podniosłem wzrok i zauważyłem, jak obserwuje mnie kątem oka. Starałem się zachować spokojną minę, gdy wolnym ruchem zdejmowałem z niego bieliznę. A raczej odklejałem. Kilka kropel świeżej krwi spadło na kafelki. Skrzywiłem się widząc to – każdy krok musiał być dla niego piekłem. Ostatecznie wcisnąłem go pod prysznic i włączyłem letnią wodę.
Widziałem, jak się odpręża, gdy ciepłe strumienie zmywają z niego całą krew i spływają rudoczerwonym strumykiem do odpływu. Wiele razy widzieliśmy się nago, nigdy do niczego nie doszło. Nie chciałem, żeby czuł się zmuszony ze względu na mnie. A teraz jakiś psychol spieprzył to wszystko i zostawił na nim piętno bólu. Z westchnieniem pomagałem mu zmyć z siebie całą krew. Poczułem, jak drgnął, gdy przeniosłem dłonie na jego pośladki. Z cichym syknięciem z bólu pozwolił mi na przemycie świeżo otwartych ran. Gdy jego włosy odzyskały swój normalny kolor, a na ciele nie było już ani jednej szkarłatnej smugi, zakręciłem wodę i owinąłem go ręcznikiem. Uśmiechnął się lekko – zauważyłem, że kąciki jego ust zostały także rozcięte.
- Czuję się jak dziecko. – powiedział cicho, dalej się uśmiechając. Parsknąłem i poczochrałem mu włosy.
- Bo jesteś dzieckiem. Moim. – Uśmiechnąłem się pierwszy raz od jego zniknięcia – Zaczekaj chwilę.
Skierowałem się do naszej sypialni po drodze zbierając swoje rozrzucone ciuchy. Pogrzebałem chwilę w szafie i wyciągnąłem jakieś jego bokserki i dużą koszulkę. Dzierżąc swój łup wróciłem do łazienki i pomogłem mu się ubrać. Zadowolony rozczesał włosy i powoli wyszedł z pomieszczenia. Ogarnąłem trochę bałagan, notując sobie w pamięci, żeby wyrzucić zakrwawione ciuchy. Nie ma sensu, żeby coś mu o tym przypominało. Gdy zamknąłem drzwi od łazienki skierowałem się do sypialni, gdzie zastałem Zelo zakopanego w kołdrze i przytulającego się do poduszki. Widać było, że jest wykończony i tylko siłą woli utrzymuje się przy przytomności. Usiadłem na brzegu łóżka, a on uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz, Bang? – zamruczał sennie.
- Hmm?
- Tak bardzo się bałem.
- Zelo...
- Byłem przestraszony, bo myślałem, że to zniszczy wszystko między nami... – coraz cichy szept dobiegał do mnie. Zamarłem. Kiedy on zaczął się o to bać? Nigdy nie miałem zamiaru... - ... Ale cieszę się, że naprawdę mnie kochasz. – Jego oddech powoli się wyrównał.
Walczyłem przez chwilę z dziwnym uczuciem, które mnie roztapiało od środka. Mój mały Jelly. Za dużo się martwi. Porozmawiam z nim jak się obudzi. Przejechałem palcami po jego zranionym policzku i uśmiechnąłem się, gdy zamruczał z zadowoleniem. Teraz jednak czekała na mnie inna rzecz do zrobienia. Podniosłem się z łóżka, rzuciłem ostatnie spojrzenie śpiącemu chłopcu i wyszedłem z apartamentu, uprzednio uważnie zamykając drzwi na klucz. Od razu skierowałem się do pokoju HimChan’a. Zamknąłem cicho drzwi i stanąłem w progu. Jae leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Kim usiadł pod oknem, gdzie ze skupieniem wpatrywał się w ludzi na dole. Zapukałem cicho we framugę, co zwróciło jego uwagę.
- Bang, co jest? – zapytał z niepokojem, jednocześnie rzucając papierem w Yoo.
Natychmiast otworzył oczy i spojrzał na niego z pretensją, ale gdy dostrzegł moją obecność, zdjął słuchawki i przechylił głowę z niemym pytaniem.
- Zelo wrócił. – zduszony okrzyk dobiegł z pod okna i zatrzymałem Chan’a, zanim zdążył przelecieć przez ścianę, byle dotrzeć do mojego apartamentu – Śpi. – Podkreśliłem twardo, mając nadzieję, że nie zacznie się upierać przy zobaczeniu go. Przyjaciel odpuścił, ale wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na tej planecie. Zaraz za mną, oczywiście.
- Jak to? Policja go znalazła? – Jae natychmiast znalazł się przy nas, a oczy zaczęły mu podejrzanie błyszczeć. Westchnąłem ze zmęczeniem.
- Nie. Sam nie wiem, jak to się stało. Wróciliśmy i położyłem się spać. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otwieram, a w progu stoi Zelo. Przestraszony, zakrwawiony, ale cały. – Na ostatnie zdanie zrzedły im miny. – Nic mu nie jest. W każdym razie nic, co się nie zagoi.
Nie wiem, jak mogłem z takim spokojem przedstawiać sytuację. Zdecydowaliśmy, żeby powiadomić Dae i Up’a, reakcje były podobne, z tym, że ten ostatni się rozkleił. W zasadzie go rozumiałem. Pół godziny później kierowaliśmy się w stronę znanego nam już posterunku policji. Gdy zjawiliśmy się przy tym samym biurku, co rano, przywitały nas zdziwione spojrzenia. JongUp z wielkim uśmiechem opowiedział policjantowi o tym, że nasza zguba się znalazła. Odebrałem z powrotem zdjęcie Zelo i posłałem mężczyźnie niezbyt przyjazne spojrzenie. Nawet nie zaczął się tłumaczyć, dlaczego nie rozpoczęli poszukiwań.
- Żądam dochodzenia. – odezwałem się z chłodem w głosie. Mundurowy wyglądał na szczerze zdziwionego. – Chyba że w waszym kraju gwałt nie jest karalny.
Po moich słowach wśród reszty zespołu zapadła cisza. DaeHyun zamarł ze zszokowanym wyrazem twarzy, Moon wyglądał, jak by miał zaraz zejść na zawał, Yoo patrzył na mnie z niedowierzaniem, a HimChan... W jego oczach widziałem tylko troskę. Wiedział, co to dla mnie znaczy.
- Ja... Tak, oczywiście proszę pana, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Naprawdę! – dodał, gdy zauważył na mojej twarzy pogardę pomieszaną w powątpiewaniem.
Kim obiecał mu, że przyprowadzę tutaj Zelo, gdy tylko wydobrzeje. Doceniam jego starania, ale tutejsza policja działała mi na nerwy. Wracając z zamyśleniem wpatrywałem się w witryny sklepów. Już miałem skręcić do jednego sklepu cukierniczego, gdy poczułem dłoń na swoim ramieniu.
- Gdzie się wybierasz samotnie, Guk? – Chan z uśmiechem wszedł przez drzwi razem ze mną.
- Martwisz się o mnie? Tylko desperat próbowałby mnie porwać. – zaśmiałem się ironicznie.
- Owszem. A więc co kupujemy? – zapatrzył się na wystawy. – Ooo żelki! A może lizaka? Hmm... Tu są truskawkowe cukierki!
Z westchnieniem zostawiłem go przyklejonego do szyby, a sam przywitałem się z miłą sprzedawczynią. Rozglądałem się po słodyczach, gdy dojrzałem te zrobione z czekolady. W tym momencie wpadłem na pomysł. Wracaliśmy do hotelu już w lepszych humorach – ja dzierżąc paczkę nugatowych czekoladek, HimChan pożerając wielkiego lizaka. Ten to chyba ma za niskie stężenie słodyczy we krwi. Będąc już na naszym piętrze tylko machnąłem przyjacielowi na pożegnanie i zabrałem się za otwieranie drzwi. Zdążyłem odłożyć torebkę na blat w kuchni, gdy od tyłu objęły mnie znajome ramiona i ciało roztaczające słodki zapach lawendy.
- Gdzie byłeś? – zamruczał za mną zaspany głos, zanim Zelo wytknął swoją głowę pod moją ręką i zaciekawił się słodyczami. – O, to dla mnie? Nie musiałeś! – Wbrew swoim słowom rzucił się na słodycze. Po trzeciej czekoladce zarekwirowałem mu paczkę. Zrobił minę zbitego psa, ale nie dałem się na to nabrać.
- Nic nie jadłeś od wczoraj, jak się napchasz teraz słodyczy, to cię zemdli. Zamów sobie coś do jedzenia, a nie żebrzesz. – Z zadowoloną miną zabrałem czekoladę poza jego zasięg.
Chwilę później słyszałem, jak zamawia w recepcji kurczaka. No no, nabyłem siłę perswazji, czy nareszcie mnie posłuchał bez marudzenia?
Skierowałem się do sypialni, gdzie najpierw zaścieliłem łóżko. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Po tym wybrałem wygodniejsze ciuchy z szafy i ze zrezygnowaniem sięgnąłem po mój telefon. Czas porozmawiać z menagerem.
- Jak pan to sobie wyobraża? Nie, nie zagramy drugi raz koncertu! – zirytowany rozmawiałem przez urządzenie, próbując uniknąć Zelo, który koniecznie chciał mnie nakarmić kurczakiem. Odepchnąłem dziesiąty raz widelec i kontynuowałem rozmowę.
- Wracamy do Korei. Jutro. Niech pan to jakoś załatwi. – wysłuchałem, co menager do mnie mówi. – Niby ja nazwałem pana pacanem? Pan ma jakieś zwidy. Naprawdę. Żegnam. – rozłączyłem się z ulgą. Co za irytujący człowiek. W tym momencie Jelly dźgnął mnie widelcem. Spojrzałem na niego naburmuszony i zjadłem tego kurczaka. Uśmiechnął się słodko i wrócił do jedzenia. Odkąd się obudził nie odstępował mnie na krok. W pewnym sensie było to urocze, ale powód tego zachowania wciąż nie dawał mi spokoju.
Obserwowałem, jak ciągle utyka i krzywi się z bólu. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odebrałem odruchowo, wciąż wpatrując się, jak Jelly je. Głos w słuchawce zmusił mnie do odwrócenia wzroku.
- Naprawdę? Znaleźliście? W porządku, postaram się. Dziękuję. – Rozłączyłem się po chwili i zerknąłem badawczo na chłopaka. Ten przerwał żucie kurczaka i ze zdziwieniem zapytał.
- No co?
- Dzwonili z policji. – obserwowałem wyraz jego twarzy. Skrzywił się lekko. – Byłbyś w stanie rozpoznać te osoby? Złapali kogoś.
Przez chwilę wpatrywał się się w podłogę z pustką w oczach po czym kiwnął głową. Naprawdę nie chciałem mu tego robić, ale było to dla mnie ważne. Zapłacą mi za to.
Moment później byliśmy gotowi do wyjścia. W każdym razie ja, bo Zelo z rozpaczą wpatrywał się w lustrze w ranę szpecącą jego policzek. Zastanowiłem się przez chwilę i wróciłem do sypialni, żeby przeszukać nasze ciuchy. Wróciłem zwycięsko trzymając... maskę, którą często nosił na sesjach zdjęciowych. Drgnął zaskoczony, gdy podszedłem go od tyłu i zawiązałem mu ją. Uszczęśliwiony wyciągnął mnie przez drzwi, ledwo pozwalając na zamknięcie ich. Pierwszy raz widziałem go tak szczęśliwego, gdy publicznie trzymał mnie za rękę. Rozbawiony zarejestrowałem szok u kilku staruszek i zrównałem krok z żyrafką. Muszę pamiętać, żeby kupić mu deskorolkę, bo się zamęczy tym chodzeniem, a przy okazji zamęczy mój umysł marudzeniem. Zarejestrowałem, jak jego humor wyparował na widok posterunku. Przybliżył się do mnie, chociaż próbował wyglądać na odważnego. Zatrzymałem się i z uwagą spojrzałem mu w oczy. Był bardziej, niż przestraszony. Nieświadomie pocierał palcami rany na nadgarstkach. Odetchnąłem głęboko.
- Spokojnie, Zelo. Idziemy tam tylko po to, żeby sprawcy twojego cierpienia zapłacili za to, co zrobili. – szepnąłem i mocniej ścisnąłem jego dłoń. Kiwnął niepewnie głową i weszliśmy do budynku. Po chwili zaprowadzono nas do sali z przeszkloną ścianą. Zapewne było to lustro weneckie. Zlustrowałem trzech wysokich mężczyzn, nieco wyższych od nas.
Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, gdy Jelly potwierdził, że to oni. Wredne skurczybyki. Odkleiłem chłopaka od swojego rękawa i zepchnąłem, żeby wyszedł na zewnątrz, a ja zaraz do niego dołączę. Gdy tylko zniknął za drzwiami ja znalazłem się za lustrem. Z morderczą miną i spojrzeniem psychopaty.
- Czy wy wiecie, że cudzych rzeczy się nie kradnie? – zacząłem, podchodząc bliżej. – Nie dotyka bez pytania. Nie gwałci. – Wydawali się przestraszeni moją obecnością. – Jeszcze raz ktokolwiek zbliży się do MOJEGO Zelo, to mu nogi z dupy powyrywam. Mojej własności się NIE RUSZA. – warknąłem na odchodne rzucając im złowrogie spojrzenie. Nie mogłem nic im zrobić, jeśli sam nie chciałem zostać o coś oskarżony. Pieprzone przepisy.
Wychodząc z budynku zostawiłem ich na pastwę tutejszego rządu. Rozpogodziłem się na widok blondyna, który nerwowo bawił się zerwanym kwiatkiem. Wyciągnąłem do niego rękę i pomogłem mu wstać z ziemi.
Wróciliśmy do hotelu. Powoli zacząłem pakować swoje rzeczy – jutrzejszego ranka mieliśmy samolot do Korei. Nie chciałem zostać tu ani chwili dłużej. Wchodząc do łazienki mój wzrok padł na stertę zakrwawionych ciuchów. Trzeba coś z tym zrobić. Upewniłem się, że Zelo dalej buszuje w kuchni i skierowałem się do kontenerów, które widziałem przy hotelu. Zamykając klapę dostrzegłem... DaeHyun’a i JongUp’a wracających razem. Bez prób zabicia się wzajemnie. Na czym ten świat stoi. Wchodząc do apartamentu zaniepokoiła mnie panująca tam cisza. Wetknąłem głowę do kuchni i nie zastałem tam Jelly’ego. Cholera.
Zacząłem się lekko niepokoić, gdy objęto mnie od tyłu. Wypuściłem powietrze z ulgą i błyskawicznie odwróciłem się przyciskając go do ściany. Skrzywił się lekko, na co odsunąłem się. Próbował się przysunąć, ale zatrzymałem go jednym chwytem.
- Zelo – zacząłem lekko rozbawiony – co ty robisz?
- Ja... hmm... Pomyślałem, że może chciałbyś... – zaczął się nieudolnie tłumaczyć, lekko się czerwieniąc. Całą siłą woli powstrzymałem się przed roześmianiem. Pod pewnymi względami wciąż zachowywał się jak dziecko.
- Chciałbym – obserwowałem, jak jego źrenice rozszerzają się w szoku – żebyś przestał myśleć o niepotrzebnych rzeczach.
- Bangie! To ja ci tu składam propozycje, a ty... – oburzył się, wciąż się plącząc.
- A ja pilnuję, żebyś dalej był dzieckiem. – dokończyłem za niego i zaśmiałem się cicho. To było ciekawe. – Zelo, nie przejmuj się mną chwilowo. Pociesz się trochę życiem i zapomnij.
Zostawiłem go w korytarzu wciąż zmieszanego i zawstydzonego. Nie przypuszczałem, że tak to na niego wpłynie. Mimo wszystko nie mam zamiaru go wykorzystywać. Składając swoje ubrania obserwowałem, jak wchodzi do sypialni ze spuszczoną głową. Mój biedny Jelly. Zdeprawowany i niewinny. Stłumiłem śmiech, ale coś musiało mnie zdradzić, bo spojrzał na mnie z oburzeniem. Następnego ranka siedząc w samolocie wciąż udawał obrażonego. Nie przysunął się nawet o centymetr. Spojrzałem na niego zza czytanej książki i poprawiłem okulary na nosie. Wpatrywał się w okno sennym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się się na ten widok. Mały, głupiutki. Mój. Wyciągnąłem rękę i przysunąłem go do siebie. Prychnął z oburzeniem, ale chętnie przytulił się do mnie, kładąc głowę na moim ramieniu. Rana na jego policzku już zaczynała się goić, więc nie miał na sobie maski. Patrzyłem przez chwilę jak układa się wygodniej i zapada w sen. Wróciłem do czytanej książki wciąż z dobrym humorem.
Może i cukier był gorzki, ale w połączeniu z tą herbatą dał mi unikalne wspomnienia. Przecież nie na co dzień ten niewinny, słodki maknae składa komuś niemoralne propozycje? Chociaż jeśli spojrzeć na to z innej strony, to szczerze - nie miałbym nic przeciwko.
Przewróciłem stronę w książce i zatrzymałem się wzrok na jednym ze zdań. „Herbata silnie uzależnia.” – cóż za nowość. Z parsknięciem lewą ręką zdjąłem okulary z nosa i schowałem je do kieszeni. Zamknąłem książkę i oparłem się o głowę Zelo.
Gdzieś tam, w naszych umysłach, krążyła ta sama myśl – „dobrze, że cię mam”. I wcale nie zamierzaliśmy zmieniać tego stanu rzeczy.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. po pierwsze trochę to nie realne żeby człowiek się tak zachowywał po gwałcie, to czysta psychologia. na pewno dzien czy dwa bo takiej sytuacji nie składał by takich propozycji, bałby się dotyku, był nieufny itd. Ogólnie piszesz nie najgorzej, ale i tak mnóstwo pracy przed tobą. Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować za komentarz - wiem, że to jest mało realne, ale teraz raczej tego nie odkręcę ^^ Tekst był pisany pod ilość czasu i naprawdę po kilku godzinach siedzenia nad fragmentami + dopisywaniem tego samego, bo się złośliwie skasowało po prostu myślałam, żeby tylko skończyć tekst. Tak, tak, mało literackie podejście. Zaznaczam więc, że Zelo to skrzywione psychicznie dziecko, które zachowuje się dziwnie i dodaję do tego teorię z Ta-dah pt. "Bang stworzył Zelo", co w moim wyobrażeniu daje mi taki rodzaj bezgranicznego zaufania. Ludzie czasem nie zachowują się wbrew logice? Nie umiemy np. wytłumaczyć, dlaczego kobieta jest z mężczyzną, który stosuje na niej przemoc~
      W każdym razie dzięki za przeczytanie, miło, że ktoś się wypowiada ^^

      Usuń
  3. Nie bylo źle ale można w dalszych częściach spróbować naprawiać ten błąd....
    Trochę irytowalo jak ZELO może tak dobrze sobie z tym radzić. Ale gdy wglebialam się dalej dostrzeglam że każdy przecież przechodzi przez to inaczej jeden od razu a inny dopiero po czasie...

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż co racja to racja . Osoby po gwałcie na ogół boją się dotyku innych zamykają się w sobie no ale tego już nieodkrecisz więc nie pozostaje nic innego jak czytanie dalej

    OdpowiedzUsuń